„Mama oddała moje mieszkanie bratu. Bez pytania. Bo przecież z dzieckiem nie mogą mieszkać na ulicy”

newskey24.com 3 dni temu

Mama oddała moje mieszkanie bratu. Bez pytania. Bo przecież „nie może z dzieckiem mieszkać na ulicy”.

Kiedy umarła moja babcia, część mnie umarła razem z nią. To nie była zwykła starsza pani. To była ostatnia nitka, która łączyła mnie z tatą. Wychowała mnie, trzymała za rękę, gdy się bałam, dokarmiała pierogami, gdy zaliczałam kolejną sesję, i dzwoniła co tydzień tylko po to, żeby powiedziała: „Córeczko, modlę się za ciebie”.

Po śmierci taty mama gwałtownie znalazła sobie nowego faceta. I niedługo pojawił się Tosiek – mój przyrodni brat. Nigdy nie mieliśmy konfliktów, ale też nigdy nie byliśmy blisko. To dwa różne światy, dwie różne historie. On jest oczkiem w głowie mamy, jej życiowym projektem, jej sensem. Ja zaś byłam tylko przypomnieniem przeszłości, o pierwszym małżeństwie. Mieszkaliśmy pod jednym dachem, ale każdy w swoim świecie.

Babcia, choć była dawną teściową mamy, przez cały czas się z nią kontaktowała. Pomagała, wspierała. Ale całą swoją miłość i serce oddała mnie. I właśnie mnie przepisała swoje kawalerke w centrum Krakowa. To była jej przemyślana decyzja. Rozmawiałyśmy o tym jeszcze, gdy żyła. Mówiła:
„Krysia, wiem, jak ciężko ci idzie. Studia, doktorat, ciągle się pchasz do przodu. Niech przynajmniej będziesz miała jeden spokojny punkt oparcia.”

Wyjechałam do innego miasta – studia, potem doktorat. Został ostatni rok. Babcia śledziła moje postępy z dumą, dzwoniła, pytała. I dzień przed jej śmiercią rozmawiałyśmy przez telefon. Brzmiała radośnie. A rano jej zabrakło. Serce.

To mnie złamało. Nie mogłam od razu wrócić, przyjechałam dopiero po trzech miesiącach. Chciałam tylko zajrzeć do jej mieszkania – posiedzieć, popłakać, wspominać, wypić herbatę na parapecie, jak to robiłyśmy razem. Ale gdy otworzyłam drzwi swoim kluczem, zobaczyłam obcych ludzi, zapach farby, hałas remontu.

„A pani to kto?” – spytałam zdezorientowana.
„Jesteśmy ekipą. Zlecenie od Tośka. Robimy tu pokój dziecięcy, przygotowujemy. niedługo się rodzina powiększa.”

Stałam w milczeniu. Tosiek? Mój brat?

Zadzwoniłam do mamy. Ta, jakby była przygotowana:
„Tak, dałam mu klucze. Krysiu, no przecież mają dziecko, a mieszkać nie mają gdzie. Ty choćby nie wspominałaś o mieszkaniu, więc pomyśleliśmy, iż pewnie ci niepotrzebne. Niech tam pobędą pięć lat, potem sobie coś uciułają…”

Nie wierzyłam własnym uszom. To jakiś żart?
„Mamo, mieszkanie było zapisane na mnie. To moje. To nie „pomyśleliście”, to nie była wasza decyzja.”
„No co ty dramatyzujesz? To twój brat, przecież sama mówiłaś, iż Tosiek niczemu nie winien. Ma żonę, dziecko. Chcesz ich wyrzucić na bruk?”

Tak po prostu. Bez telefonu. Bez pytania. Bez szacunku. Po prostu weszli i zdecydowali: „Milczałaś, więc nie chcesz.” Nie milczałam. Studiowałam, żyłam, opłakiwałam stratę. A oni… rozporządzali czymś, co ich choćby nie dotyczy.

Nie, Tośka nie obwiniam. Zawsze robił to, co każe mama. Pupa mamusi. Ale ona? Ona, która wiedziała, jak bardzo trzymałam się babci, jak się starałam, jak mieszkałam na wynajmie, oszczędzałam… Po prostu przekreśliła moje prawo. Jednym ruchem „troskliwej” ręki.

Teraz nie wiem, co robić. Tak, szkoda wyrzucać brata. Ma rodzinę, dziecko. Tak, sama mieszkam daleko i nie wiem, czy wrócę. Ale wybaczyć – nie potrafię. Gdybym mogła sprzedać to mieszkanie, kupiłabym coś tutaj, gdzie teraz jestem. Albo chociaż wynajmowała i opłacała swój czynsz. Teraz co miesiąc płacę obcym ludziom, podczas gdy w moim mieszkaniu kleją tapety i zmieniają wykładzinę bez mojej zgody.

Jestem wściekła. Nie dlatego, iż chcę zysku. Ale dlatego, iż zabrano mi prawo. Do pamiątki. Do decyzji. Do tego, co należy mi się z prawa. Myślałam, iż rodzina to ci, którzy stoją za tobą. Ale dziś zrozumiałam: czasem najbliżej jest zdrada. Właśnie w rodzinie. Właśnie od tych, którzy powinni cię chronić.

Idź do oryginalnego materiału