Babcia na pełen etat: Gdy miłość do wnuków staje się ciężarem
Zawsze marzyłam, iż emerytura będzie wreszcie moim czasem na czytanie, robienie na drutach, spacery po parku i cieszenie się rzeczami, na które nigdy nie miałam chwili. Ale te marzenia rozwiały się przy dźwięku dzwonka do drzwi.
Była niedziela, tuż przed jesiennymi feriami. W drzwiach stała moja córka Kinga z dwoma synami Kacprem, lat 12, i Wojtkiem, 4 lata. Bez zapowiedzi, bez wyjaśnień.
Mamo, zajmij się chłopcami. Wyjeżdżamy z Darkiem na krótki wypoczynek. Jesteśmy wykończeni! powiedziała, pomagając dzieciom zdjąć kurtki.
Ale myślałam, iż teraz macie pracę! A urlop? zapytałam, zaskoczona.
Darek wziął trzy dni wolnego. Mamo, nie mamy czasu! i już ich nie było.
Kilka minut później telewizor wrzeszczał, a ubrania leżały porozrzucane po całym pokoju. Próbowałam zaprowadzić porządek bezskutecznie. Odmówili zjedzenia pomidorówki, bo ich mama obiecała im pizzę. Zadzwoniłam do Kingi, by powiedzieć, iż chłopcy domagają się jedzenia na dowóz.
Zamówię im pizzę. I tak nie jedzą twoich zup, zawsze to samo! Zabierz ich gdzieś, niech się rozerwą! Sam mówisz, iż w domu cię męczą! odparła zirytowana.
A za jakie pieniądze? Z mojej emerytury? spytałam oburzona.
To twoi wnukowie, nie obcy ludzie! Nie wierzę, iż tak mówisz! i rozłączyła się.
Przez cały tydzień gotowałam, sprzątałam, prosiłam i znosiłam. Kocham moich wnuków szczerze. Ale nie mogę już być darmową babcią. Różnica pokoleń i brak szacunku ze strony moich dzieci sprawiają, iż to wszystko staje się nie do zniesienia.
Dałam z siebie wszystko, by moja córka mogła mieć szczęśliwe dzieciństwo. A teraz dostaję tylko wymówki. Czy my, starsi, nie mamy prawa do odrobiny spokoju? Dlaczego wszyscy myślą, iż nasze życie już nie ma znaczenia?
Cóż, nie zamierzam już milczeć. Miłość to nie tylko dawanie, ale też wzajemny szacunek. I czasem trzeba postawić granice, choćby tym, których kochamy najbardziej.













