Mama na Instagramie chwali się wakacjami. Syn śpi w schronisku. Druga twarz "dobrego domu"

gazeta.pl 6 godzin temu
Mają rodziców, którzy pracują, publikują zdjęcia z wakacji i jeżdżą dobrymi samochodami, a jednak ich dzieci trafiają do schronisk dla młodzieży. Dlaczego? Nie pasują do rodzinnego planu na życie.
Bezdomność młodych kojarzy się zwykle z biedą, przemocą i patologią. Tymczasem coraz częściej trafiają do ośrodków dzieci z tak zwanych "dobrych domów" – tych z pięknymi zdjęciami, stabilną pracą i nowoczesnymi mieszkaniami. Jak to możliwe? Anna Kalita w rozmowie dla weekend.gazeta.pl z Agnieszką Sikorą z Fundacji po DRUGIE odkryły, co sprawia, iż młodzi ludzie są wyrzucani z domów, mimo iż te teoretycznie mają im wszystko zapewnić.


REKLAMA


Zobacz wideo Damian ma 20 lat i został bez dachu nad głową. "Ojciec wyrzucił mnie z plecaczkiem". Trafił pod skrzydła fundacji "Po drugie"


"Dobry dom" to za mało. Gdy dziecko przeszkadza w nowym życiu
Niemal połowa młodzieży mieszkającej w Domu dla Młodzieży to osoby, które nie pochodzą z rodzin patologicznych. Ich rodzice mają dobrą pracę, stabilne życie, czasem nowe związki i wyremontowane mieszkania. A jednak te dzieci lądują na ulicy. Powód? Nie pasują do planu dorosłych, przeszkadzają w relacji z nowym partnerem, nie podejmują pracy tuż po maturze albo są osobami LGBT+. Rodzice nie chcą słuchać, iż to trudne. Wolą, by po prostu zniknęli z pola widzenia.


Nie mają bazy. Nie wiedzą, jak wygląda dom
Część młodych ludzi trafiających do fundacji czasami nie wie, jak powinien wyglądać codzienny rytm. Nigdy nie mieli własnego łóżka z pościelą, nie znają nawyków związanych z higieną, nie potrafią gotować czy planować dnia. Rodziny nie przekazały im podstawowych narzędzi do funkcjonowania. Wychowywani w emocjonalnym chłodzie, uczą się samodzielności przez odrzucenie. Przerażające jest to, iż niektórych rodziców wręcz cieszy, iż ich dziecko zamieszkało w ośrodku, "bo mają je z głowy".
Szkoła widzi tylko to, co pokazują rodzice
Bezdomna młodzież z dobrych domów to problem, którego czasami nauczyciele nie chcą widzieć. Szkoła, zamiast reagować, ogranicza się do rozmowy z opiekunami. A ci potrafią perfekcyjnie wypaść w gabinecie pedagoga. Wciąż rzadko wykorzystywanym narzędziem jest kooperacja z ośrodkiem pomocy społecznej, a przecież to OPS mógłby sprawdzić, czy w domu rzeczywiście dzieje się dobrze. Potrzeba też większej wrażliwości społecznej. Bo dzieci nie przestają potrzebować miłości i opieki tylko dlatego, iż przekroczyły osiemnastkę.
Czy uważasz, iż szkoła powinna mieć większe narzędzia do reagowania w podobnych sytuacjach? Zapraszamy do udziału w sondzie oraz do komentowania.
Idź do oryginalnego materiału