Wiecie, jak to bywa u starszych ludzi, kiedy zaczynają żałować swojego życia? W pewnym momencie dociera do nich, iż mogli przeżyć je lepiej, bardziej świadomie, a zamiast tego poświęcili się rzeczom, które w gruncie rzeczy okazały się nieistotne. W takich chwilach często myślą: „Dlaczego nie zrobiłam tego inaczej?” I zawsze proszą młodsze pokolenie, żeby nie powielało ich błędów.
Ja jednak postanowiłam złamać ten schemat. Zdecydowałam, iż na starość spróbuję żyć inaczej, żyć dla siebie. Mam prawie osiemdziesiąt lat, ale zdrowie mi dopisuje, siły wystarczają, żeby prowadzić niezależne życie. I nie mam zamiaru się tego wstydzić.
Całe moje życie było podporządkowane innym. Najpierw mężowi, potem dzieciom. Poświęcałam się dla rodziny, bo wydawało mi się, iż tak trzeba, iż to mój obowiązek. Nigdy nie myślałam o sobie, bo zawsze był ktoś, komu trzeba było coś dać, komu trzeba było pomóc. Ale teraz przyszedł czas, by pomyśleć o sobie. Mogą mnie oskarżać o egoizm, ale mnie to nie interesuje. W końcu mam prawo do życia, które będzie moje, nie dla innych.
Ostatnio podjęłam decyzję, która być może wyda się wielu kontrowersyjna: wytoczyłam proces sądowy swoim dzieciom o mieszkanie, które formalnie należy do mnie. Przestałam z nimi utrzymywać kontakty – przynajmniej na jakiś czas. Dlaczego? Bo mam dość tego, jak mnie traktują.
Już dawno poczułam, iż w ich oczach jestem kimś, kto swoje życie już przeżył i teraz powinien jedynie czekać na koniec. Przestali traktować mnie z szacunkiem. Moim domem zaczęli zarządzać, jakby był ich własnością. Kiedy syn bez pytania wprowadził do mojego mieszkania swojego syna z narzeczoną, powiedział: „Babciu, wytrzymaj trochę. Ile ci jeszcze zostało?”
Te słowa mną wstrząsnęły. Poczułam, jakbym obudziła się z letargu. Zrozumiałam, iż ja jeszcze żyję, iż mam prawo do decyzji, iż nikt nie może decydować za mnie. Wyrzuciłam wnuka i jego dziewczynę, zmieniłam zamki w drzwiach i postawiłam granice.
Nie muszę mówić, iż wywołało to burzę. Dzieci były oburzone. Zaczęły domagać się „swojej części” mieszkania. Syn poszedł do sądu, żądając sprzedaży mojego domu i podziału pieniędzy. Argumentował to potrzebą wsparcia swojego syna. Na szczęście, dzięki zapisom w dokumentach mojego męża, dzieci nie mają prawa do mojej nieruchomości.
Nie oznacza to, iż jestem im coś winna. Oczywiście, kiedyś wszystko im zapiszę w testamencie. Ale nie teraz. Teraz chcę żyć wolna.
Pragnę na ostatnim etapie życia poczuć pełną niezależność. Nie chcę być od nikogo zależna, nie chcę tłumaczyć się z każdej decyzji ani zastanawiać się, co inni powiedzą. Nie chcę dźwigać ciężaru czyichś oczekiwań. Jedynym moim pragnieniem jest oddychać swobodnie, bez żadnych „musisz”, bez poczucia obowiązku.
Mam prawo do tego, żeby żyć tak, jak chcę. Moje życie należy do mnie. Poświęciłam je innym przez dziesięciolecia. Teraz przyszła pora, by skupić się na sobie. I w tym nie ma nic złego.