To w zasadzie robi się już nudne. Bo tak samo, jak wszyscy narzekają na nadmorskie ceny, to tak samo nad to morze jeżdżą. I ja się temu drugiemu nie dziwię. Pierwszemu zaś trochę tak.
Im bliżej, tym drożej
Po pierwsze: zasadę znają chyba wszyscy mieszkańcy miejscowości turystycznych. Im bliżej morza / Krupówek / jeziora, tym drożej. jeżeli chcesz zjeść coś na samej promenadzie, zapłacisz krocie. Im dalej od głównej atrakcji, na przykład plaży, tym ceny niższe a tłok mniejszy. I tak jest nie tylko w Polsce, dokładnie takie same zasady panują w każdej miejscowości turystycznej na świecie.
Sam zawsze wybieram miejsca nieco oddalone od głównych atrakcji. choćby jeżeli nie jest wiele taniej, to przynajmniej można zjeść wygodnie, na krześle przy stole, metalowymi sztućcami na prawdziwym talerzu, a nie wcinać zawinięty w gazetę posiłek drewnianym widelczykiem.
Osobiście unikam miejsc "dla turystów" z jeszcze jednego powodu. To na ogół tymczasowe lokale, często wręcz budy, z estetyką urągającą godności człowieka. Plastikowość, hałas i tandeta po prostu mnie mierzą.
Jak mądrze oszczędzić? Narzekasz na przykład na ceny w Gdańsku? Ja też uważam, iż w najbardziej obleganych miejscach są przesadzone. Dlatego wsadzam rodzinę w samochód i jedziemy do świetnego baru mlecznego, do którego ustawiają się kolejki. Trzyosobowa rodzina zje tam pod korek za kilkadziesiąt złotych.
Nie chcesz płacić za spacer po molo w Sopocie? I słusznie, jedź do Brzeźna. Tam wejdziesz za darmo, a jest równie fajne.
Po drugie: jedz tam, gdzie miejscowi. Jasne, na pierwszy rzut oka nie widać, kto jest tubylcem, a kto przyjezdnym. Ale ci pierwsi zwykle nie jedzą w miejscach przeznaczonych do obsługi turystów. A jeżeli jednak to dobrze o tych miejscach świadczy. Miejscowi wybierają bary, stołówki, jadłodajnie.
Ja w Ustce idę na obiad do szkolnej stołówki. Za 50 złotych mamy tam ucztę na 2 osoby. Jest czysto i smacznie. Tak, trochę dalej od morza, ale spokojnie i sympatycznie, nikt nie patrzy czy gwałtownie jesz i nie żąda napiwków.
Śmiać mi się chce, gdy słyszę "świeża rybka"
Po trzecie: nie spodziewaj się cudów. Od wielu już lat słyszałem, iż turyści przyjeżdżają na "świeżą rybkę". Wiecie, taką, co to ją rybak osobiście z kutra sprzedawał. To jest jedna z największych ściem marketingowych i głupot. Rybak nie ma czasu bawić się w sprzedaż pojedynczych ryb z kutra. Owszem, świeże ryby można dostać na giełdach i targach w porcie, ale to nie jest reguła.
Poza tym w Bałtyku kilka już da się łowić. Na pewno nie dorsza. jeżeli zamówisz dorsza, będzie to prawie na pewno ryba z innego morza, która przejechała przynajmniej kilkaset kilometrów. Chcesz lokalnie, zamów flądrę, turbota, śledzie. To naprawdę lokalne gatunki.
Kiedy widzę, iż turyści zamawiają morszczuka czy kergulenę, śmiać mi się chce. Ten pierwszy jest poławiany w Morzu Północnym, ta druga w wodach Arktyki.
Ale z tym wiąże się też kolejny temat: mit "świeżej" ryby. Tak naprawdę większość z nich jest mrożona i nie ma w tym nic złego. Dobrze zamrożona ryba jest o niebo lepszej jakości niż przechowywana w kiepskich warunkach. Mrożonych ryb naprawdę nie ma się co bać. Takie przecież kupujemy w sklepach.
Pytanie o cenę to nie grzech
Po czwarte: naucz się liczyć. Słyszałem ostatnio, jak ktoś narzekał, iż nad morzem zażądano od niego 60 złotych za posiłek, a we Włoszech to mógł zjeść pod korek za 15 euro. To tyle samo.
Jeśli w menu masz podaną cenę za 100 gramów, zapytaj, ile będzie ważyła porcja. Wtedy nie zdziwisz się rachunkiem.
Jeśli nie wiesz, ile coś kosztuje, zapytaj. To nie grzech poszukać tańszego miejsca. jeżeli widzisz, iż jakiś hotel proponuje tydzień za 10 tysięcy, to z pewnością niedaleko od niego jest pensjonat z trzy razy niższymi cenami. Ja rozumiem oburzenie, ale nie warto się na takich ofertach skupiać. Nie stać cię? Mnie też nie, ale mam to w nosie i szukam czegoś tańszego.
Po piąte: przestań traktować polskie wybrzeże jak Egipt czy Turcję. Tam mamy dawne rybackie wioski zamienione w kurorty z dziesiątkami hoteli. Polskie wybrzeże nie jest tak zabudowane, jak śródziemnomorskie kurorty. Tu nie ma miejscowości wypchanych hotelami. Nie wszędzie dostaniesz all inclusive, ale masz też możliwość zwiedzania okolicy, masz dziką przyrodę. Na wybrzeżu pełno jest miejsc z ciekawą historią, zabytkami. Wystarczy się ruszyć na przykład w deszczowy dzień.
Mało jest tak pięknych miejsc, jak polskie wybrzeże
Nasze plaże są wspaniałe, ciągną się przez większość naszej linii brzegowej. Miejsca jest mnóstwo, wystarczy się ruszyć. Mało jest plaż kamienistych, niewygodnych. Rozumiem, iż ludzie ciągną do miejsc, w które najłatwiej dojechać, ale czasem wystarczy zrobić kilka dodatkowych kilometrów, by znaleźć plażę niemal pustą. Porównywanie Egiptu do polskiego wybrzeża po prostu nie ma większego sensu.
Nie mogę jednak nie zauważyć, iż w wielu miejscach nas polskim morzem ceny rozjechały się z rzeczywistością. Jest po prostu za drogo. Są miejsca nastawione na obsługę na przykład Niemców. Takie, gdzie kelner witający gości przychodzących na śniadanie mówi z automatu "Guten Morgen" (znam to z autopsji).
Apeluję, by miejsc z przesadzonymi cenami po prostu unikać. Naprawdę nie jest problemem znalezienie w miarę taniego noclegu i przyzwoitej niedrogiej kuchni. Wystarczy chwilę poszukać. Te za drogie po prostu omijajmy. Albo zmienią swoją politykę cenową, albo znikną. Czego im życzę, bo robią polskiemu wybrzeżu bardzo złą opinię. Spadającą liczbę turystów widać niemal w każdym miejscu.