Mam cię dość! – Pomyślałam o szwagierce, ale milczałam. A ona znów z walizką na weekend…

twojacena.pl 2 dni temu

„Aż mnie dusi, jak bardzo cię nie znoszę!” — chciałam wrzasnąć na siostrę mojego męża. Ale ugryzłam się w język. A ona, jakby nigdy nic, znów zjawia się z walizką na weekend…

Nazywam się Kinga, mam trzydzieści dziewięć lat. Z Piotrkiem jesteśmy razem od dwunastu lat. Mamy porządną, zżytą rodzinę, rośnie nam syn, życie toczy się swoim torem. Gdyby nie jedno „ale”, które od lat zatruwa mi każdy dzień — jego siostra, Bogusia.

Bogusia jest od Piotra starsza o osiem lat. Nigdy nie wyszła za mąż, dzieci też nie ma. Mieszka sama w domu naprzeciwko, ale dzień w dzień ląduje u nas. I to dosłownie. Czasem mam wrażenie, iż klucze do naszego mieszkania wyrastają jej prosto z torebki.

Na początku starałam się być uprzejma, choćby mila. No bo jak, rodzina, trzeba być wyrozumiałym. Myślałam — wpadnie, pogadamy, wypijemy herbatę i pójdzie. Ale Bogusia przychodziła każdego wieczoru. I w weekendy. I na urlop. I wtedy, gdy zapraszaliśmy innych. choćby gdy leżałam chora — musiała wpaść „sprawdzić, jak się czuję”.

Bogusia nie zna umiaru. Wiecznie musi się wypowiadać: jak gotuję, jak wychowuję syna, jak się ubieram. Raz jestem za cicha, za głośna, ciasto suche, a mieszkanie „niedokładnie posprzątane”. I najgorsze — nie prosi, tylko rozkazuje. A ja to łykam. Bo nie lubię awantur. Bo Piotrek mówi: „Kinga, no wytrzymaj, ona sama, ma tylko nas…”

Wytrzymywałam. Ale cierpliwość ma swoje granice.

Bogusia pracuje jako księgowa w prywatnej firmie. Wraca wcześniej ode mnie i… prosto do nas. Wchodzę — a ona już siedzi na kanapie, telewizor huczy, kot schował się pod łóżko. Syn w telefonie. A ona — jak u siebie. Zupa czeka. Albo ja muszę czekać, aż skończy się myć w łazience. Je kolację z nami, potem godzinami opowiada swoje „przygody” z urzędem skarbowym, których nikt nie słucha. Czasem zostaje na noc — bo „boi się burzy” albo „kocioł w jej domu znowu zepsuł”.

Gdy wybieraliśmy się gdzieś — Bogusia jechała z nami. Nieważne, iż marzyłam o weekendzie we dwoje. Nieważne, iż Piotrek obiecywał mi wyjazd nad morze na urodziny. Bogusia była tam. W naszym pokoju. Spała na drugim łóżku. A wszystko na koszt Piotrka. Choć zarabia nieźle, oszczędza, jak sama mówi, „na czarną godzinę”. Widocznie uznała, iż tę czarną godzinę to ja powinnam odcierpieć.

A matka Piotra twierdzi, iż jestem niewdzięczna. Przecież Bogusia nie jest obca, tylko samotna i potrzebuje bliskich. Rozumiem, iż nie ma własnej rodziny. Ale dlaczego ja mam za to płacić swoim spokojem?

Pewnego razu powiedziałam Piotrkowi wprost:

— Mam dość. Ona przekracza granice. Jest wszędzie. To nie do wytrzymania!

On tylko wzruszył ramionami:

— No i co mam zrobić? To przecież moja siostra…

Ostatnio było najgorzej. Poszliśmy z mężem do teatru — sami. Wymodliłam ten wieczór. Koleżanka miała zostać z synem. Ledwo usiedliśmy — telefon. Bogusia.

— Gdzie jesteście?! Dlaczego mnie nie zabraliście? Chcecie mnie wymazać z życia?! — wrzeszczała do słuchawki.

A dwa dni później znów stała w progu. Z torbą. Z pidżamą. Z ulubionym serialem. Oświadczyła: „Mam wolne weekendy, więc postanowiłam spędzić je z wami”.

Stałam w kuchni, kurczowo trzymając się blatu. Prawie krzyknęłam. Ale milczałam. A we mnie coś pękło.

Nie wiem, jak powiedzieć Piotrkowi, iż tak dalej nie mogę. Że potrzebuję domu bez trzeciego dorosłego. Bez nieproszonych rad. Bez awantur. Bez Bogusi.

I boję się, iż jeżeli nic się nie zmieni — pewnego dnia odejdę. Żeby wreszcie odetchnąć. Bo choćby miłość nie wytrzyma, gdy między tobą a mężem staje jeszcze jedno życie. Zbyt głośne. Zbyt natrętne. Zbyt obce.

Idź do oryginalnego materiału