**Dziennik osobisty**
Od pierwszej nocy poślubnej mam cię dość! Obracasz mi się w żołądku! Zostaw mnie w spokoju! rzucił mężczyzna prosto w twarz podczas naszej rocznicy.
Długo wybierałam restaurację na drugą rocznicę ślubu. Chciałam czegoś wyjątkowego nie tylko pięknego wnętrza i dobrego jedzenia, ale miejsca, gdzie każdy szczegół tworzyłby atmosferę tego wieczoru.
Ostatecznie zdecydowałam się na Złotą Kurę nową lokalizację w zabytkowej kamienicy z witrażami i żyrandolami sprzed wieku.
Marcin krzywił się, gdy pokazywałam mu zdjęcia wystroju.
Po co ta pompa? Moglibyśmy po prostu zjeść kolację we dwoje. Kto potrzebuje tej taniej sztuczności?
Ale postawiłam na swoim. Zaprosiłam sześćdziesięciu gości, zamówiłam muzyków i prowadzącego. Po tym wypadku pół roku temu potrzebowałam prawdziwego święta intensywnego, kolorowego, takiego, które zostanie w pamięci.
Przygotowania zajęły mi tygodnie.
Sprawdziłam wszystko po raz ostatni: dekoracje, menu, program wieczoru, prezenty dla gości. Chciałam, żeby było idealnie. Może dlatego, iż to pierwsze duże wydarzenie od mojego powrotu ze szpitala. A może po prostu chciałam, żeby ta rocznica była wyjątkowa pod każdym względem. choćby w detalach.
Poprawiłam fałdy granatowej sukni i spojrzałam na zegarek. Goście mieli zaraz przybyć. Marcin stał przy oknie, patrząc przez szybę z roztargnieniem. W jej odbiciu widziałam jego spiętą twarz.
O czym myślisz? zapytałam, podchodząc bliżej.
Ach, nic wzruszył ramionami. Po prostu nie lubię takich imprez. Tyle zamieszania, tyle wysiłku! I po co? Dla pokazówki!
Milczałam. Przez dwa lata małżeństwa nauczyłam się nie reagować na jego przytyki. Zwłaszcza dzisiaj! W dniu, który planowałam miesiącami.
***
Pierwsi przyszli moi rodzice. Tata, jak zawsze, wyglądał elegancko. Mama założyła nową sukienkę w kolorze starej róży, która pasowała do jej urody. Od progu rzuciła mi się na szyję:
Cieszę się, córeczko, iż jesteś z nami. Po tamtym wypadku myślałam, iż oszaleję
Mamo, nie teraz przerwałam łagodnie. Dziś tylko dobre emocje. Tak się umówiłyśmy, pamiętasz?
Wkrótce dołączyli koledzy z firmy taty, przyjaciele i krewni. Witałam gości z uśmiechem, ale kątem oka obserwowałam męża. Trzymał się na uboczu, od czasu do czasu popijając whisky. To było dziwne. Zwykle nie pił choćby na dużych imprezach.
Alina, nasza księgowa, podeszła, by się przywitać. Zauważyłam, jak blednie, gdy się do niej odwróciłam. Pewnie przypomniała sobie, jak odwiedzała mnie w szpitalu leżałam podłączona do maszyn, lekarze nie dawali mi szans
Kinga, wyglądasz cudownie powiedziała z wymuszonym uśmiechem. Szczególnie jak na kogoś, kto niedawno wracał z tamtego świata!
Dziękuję. Ty też świetnie wyglądasz!
Coś w jej spojrzeniu wydało mi się niepokojące, ale postanowiłam zignorować. I tak nie miało to sensu.
Rozpoczęła się zabawa.
Toast za toastem, muzyka, tańce. Z zewnątrz mogłoby się wydawać, iż wszystko idzie idealnie. Ale czułam rosnące napięcie.
Marcin stał z boku, od czasu do czasu wdając się w rozmowy z kolegami z pracy. Czasem zerkał w stronę Aliny, a ona udawała, iż tego nie widzi.
Podeszłam do niego:
Może zatańczymy? To przecież nasza rocznica.
Nie teraz machnął ręką. Trochę mi się kręci w głowie.
Dziś jesteś jakiś inny
Po prostu jestem zmęczony. Nie lubię tłumów, wiesz o tym. Nie rób z tego dramatu!
***
Wieczór rozkręcał się coraz bardziej. Prowadzący młody mężczyzna w modnym garniturze sprawnie kierował atmosferą.
Patrzyłam na wszystko, starając się nie pokazywać wewnętrznego niepokoju. Tylko ja wiedziałam, jak wyjątkowa będzie ta impreza. Trzeba było tylko chwilę poczekać.
Marcin wciąż stał osobno, rzadko wymieniając zdawkowe uśmiechy. Widziałam jego wymowne spojrzenia w stronę Aliny, ale udawałam, iż jestem pochłonięta świętowaniem. Po każdym takim geście coś ściskało mnie w środku, ale nie przestawałam się uśmiechać.
Kinga, jak cieszymy się, iż wyzdrowiałaś! szczebiotała żona zastępcy taty. To było straszne, gdy dowiedzieliśmy się o wypadku.
Tak, ciężki czas przytaknęła jej koleżanka. Ale teraz już za nami, dzięki Bogu!
Kiwałam głową, dziękowałam, ale myślami wracałam do tych dni w szpitalu. Jakby we mgle. Fragmenty rozmów, kroki na korytarzu
Wszystko jest cudowne! Mama objęła mnie za ramiona. Piękna impreza. I ty wyglądasz dziś przepięknie!
Dziękuję, mamo.
Tylko zawahała się. Marcin wydaje się spięty. Wszystko w porządku?
Oczywiście uśmiechnęłam się lekko. Po prostu nie lubi tłumów.
W tej chwili podszedł tata i przytulił mamę:
O czym rozmawiacie?
O niczym, kobiece tematy odparłam.
Córciu, jestem z ciebie dumny. Jak sobie poradziłaś po tym wszystkim Jesteś wojowniczką!
Przytuliłam się do niego, chowając twarz w jego ramieniu. Tata nie wiedział choćby połowy prawdy. I oby nigdy się nie dowiedział.
Rozległa się wolna melodia ta sama, przy której tańczyliśmy dwa lata temu na weselu.
Podeszłam gwałtownie do męża:
Zatańczymy? Jak wtedy?
Drgnął:
Kinga, mówiłem, iż nie chce mi się tańczyć. Żartujesz sobie ze mnie?
Ale dlaczego? spojrzałam mu w oczy. Co się dzieje?
Nic się nie dzieje. Po prostu daj mi spokój!
Zamarłam na miejscu, oszołomiona jego agresją.
Po chwili zauważyłam, jak Alina gwałtownie wychodzi z sali, a za nią podąża Marcin. Poczekałam chwilę i poszłam za nimi.
Stali na korytarzu, rozmawiając cicho. Gdy się pojawiłam, oboje natychmiast zamilkli.
Co tu się dzieje? zapytałam spokojnie.
Nic ważnego Alina próbowała się uśmiechnąć







