Mam 70 lat i jestem samotna, stałam się ciężarem dla mojej córki

newsempire24.com 3 dni temu

Dzisiaj mam siedemdziesiąt lat. Jestem samotna jak palec. Stałam się ciężarem dla własnej córki.

— Córeczko, przyjedź wieczorem, proszę cię… Samotnie nie dam rady…

— Mamo, jestem zasypana pracą! Przestań jęczeć. No dobrze, przyjadę.

Stałam przy telefonie, ściskając słuchawkę, a łzy spływały mi po policzkach. Z żalu. Z bólu. Zrozumiałam, iż dla mojej jedynej córki jestem tylko utrapieniem. Przypomniałam sobie, jak sama wychowywałam Kornelię, jak dźwigałam wszystko na swoich barkach. Nigdy w życiu nie odmówiłam jej niczego. Wszystko, co najlepsze, było dla niej. Wszystko — tylko dla niej. Może w tym była moja wina. Zbyt ją rozpieszczałam, zbyt kochałam, zbyt wierzyłam, iż jeżeli wychowam ją szczęśliwą, sama też będę szczęśliwa.

Gdy Kornelia miała jedenaście lat, w moim życiu pojawił się mężczyzna. Po raz pierwszy od wielu lat poczułam się kobietą. Ale Kornelia urządziła taką scenę, iż musiałam z nim zerwać. Chociaż moje serce krzyczało, wybrałam córkę. Zawsze ją wybierałam. A teraz… teraz mam siedemdziesiąt lat. Jestem sama. Mam mnóstwo chorób, prawie już nie mam sił, a jedyna osoba, na którą liczyłam — moja córka — odgania mnie, jak natrętną muchę.

Kornelia jest od dwudziestu lat mężatką. Ma troje dzieci, ale widuję je rzadko. Dlaczego? Nie wiem. Może też im powiedziała, iż „zawracam głowę”.

— Mamo, co znowu się dzieje? — wpadła do domu zirytowana Kornelia.

— Dostałam skierowanie na zastrzyki… Jesteś przecież pielęgniarką, mogłabyś pomóc?..

— Co, mam codziennie do ciebie jeździć? Żartujesz sobie?

— Korneliu, teraz taka gołoledź, ja po prostu nie dojdę do przychodni…

— No to zapłać, żeby miało to dla mnie jakiś sens! Za darmo nikt nie pracuje!

— Nie mam pieniędzy…

— Wspaniale! To poproś kogoś innego! — i zatrzasnęła drzwi.

Następnego dnia wyszłam z domu dwie godziny wcześniej — szłam powoli po zasypanym śniegiem chodniku, ściskając w dłoni skierowanie i powtarzając w myślach: „Dasz radę, tylko dojść…” A łzy płynęły same. Z bólu. Z samotności. Z powodu tych słów, których nigdy nie zapomnę: „Jesteś dla mnie ciężarem”.

Przed wejściem do przychodni podeszła do mnie młoda kobieta:
— Niech pani przepuści babcię! Źle się pani czuje? Pani płacze?

— Nie, dzieciątko. To nie z bólu. To przez życie…

Usiadła obok i wysłuchała. Opowiedziałam jej wszystko. O dziwo, łatwiej mi było mówić do obcej niż do własnej córki. Nazywała się Ania. Jak się okazało, mieszkała w sąsiednim bloku. Od tamtego dnia zaglądała coraz częściej. Zaprzyjaźniłyśmy się. Przynosiła zakupy, pomagała z lekami. Po prostu słuchała.

Na moje urodziny Ania przyszła sama. Kornelia choćby nie zadzwoniła.
— Nie mogłam nie przyjść — powiedziała Ania. — Bardzo przypomina mi pani moją mamę. Jest przy pani tak spokojnie…

Wtedy zrozumiałam: obca osoba dała mi więcej niż ta, którą wychowałam z całego serca.

Stałyśmy się jak rodzina. Ania zabierała mnie na działkę, świętowałyśmy razem, wyjeżdżałyśmy za miasto. W końcu podjęłam trudną, ale uczciwą decyzję — przepisałam mieszkanie na Anię. Na początku się wzbraniała, mówiła: „Nic mi od pani nie trzeba”. Ale nalegałam. Nie dla pieniędzy była przy mnie — to było widać. Po prostu była. Gdy już nikogo nie było.

Potem zamieszkałam u niej — samodzielne życie stało się zbyt ciężkie. Sprzedałyśmy moje mieszkanie, żeby Kornelia nie wniosła sprawy do sądu. I zapomniałyśmy o tym wszystkim. Na jakiś czas.

Rok później pojawiła się Kornelia. Zła. Zimna.
— Oddałaś mieszkanie obcej! Zhańbiłaś mnie przed całą rodziną! Powinnaś je zostawić mnie! Lepiej byś umarła!

Mąż Ani wyrzucił ją z domu, nie pozwolił choćby podnieść na mnie głosu.

I tak to jest. Obcy okazali się bliżej niż rodzina. Ania stała się moją córką. A ta, którą nosiłam pod sercem — zdradziła. Gdy było najtrudniej — odwróciła się. Bo nie ma czasu. Bo jestem „przeszkodą”. Bo miłość matki to nie kapitał. I nie inwestycja. To po prostu uczucie. A uczucia teraz… nikomu nie są potrzebne.

Idź do oryginalnego materiału