Mam 56 lat i odkąd moje dzieci założyły własne rodziny, mieszkam sama, bo już dawno się rozwiodłam. Choć byli mężczyźni, którzy się o mnie starali, moje dzieci kategorycznie sprzeciwiały się temu, żeby mieszkać z ojczymem. Dlatego nie szukałam sobie przygód i żyłam sama, dźwigając wszystko na własnych barkach. Kiedy dzieci dorosły, wcale nie było łatwiej, bo ciągle czegoś ode mnie potrzebowały. Mój syn i córka żyją osobno, oboje mają dzieci. Kocham moje wnuki, ale nie uważam, iż wszystkie weekendy powinnam spędzać z nimi. Moje dzieci jakby się zmówiły i ciągle planują coś na soboty i niedziele, a mnie przywożą dzieci, często bez uprzedzenia, nie pytając o moje plany

przytulnosc.pl 4 dni temu

– Nie rozumiem, dlaczego nie możesz? Mamo, przecież nie pracujesz w soboty, masz dużo czasu, a wnuczka jest tylko jedna! – gani mnie syn, który planował przywieźć swoją 6-letnią córeczkę na weekend.

– Wnuczka jest jedna, ale nie zapominaj, iż pozostało wnuk – przypomniałam mu. – Mam też swoje życie, ale ani ty, Maksymie, ani twoja siostra się z tym nie liczycie. W tę sobotę nie mogę, mam inne plany.

– Nie rozśmieszaj mnie, mamo. Jakie plany? Czy jest coś ważniejszego niż wnuki? Nie wymyślaj, jutro rano przywiozę Alinkę, bardzo chce do babci.

„Aha, chce. Ostatnim razem cały weekend płakała, iż się nudzi u mnie, choćby nic nie chciała jeść” – przypomniałam sobie, ale nie zdążyłam nic powiedzieć, bo syn się rozłączył.

Mam 56 lat, odkąd moje dzieci założyły własne rodziny, mieszkam sama, bo jestem rozwiedziona już od dawna, dzieci były jeszcze w szkole podstawowej, kiedy mąż nas opuścił.

Cały ten czas żyłam sama, choć mężczyźni się mną interesowali, moje dzieci kategorycznie sprzeciwiały się wprowadzeniu ojczyma. Dlatego nie szukałam przygód i wszystko dźwigałam na własnych barkach.

Kiedy dzieci dorosły, wcale nie było łatwiej, bo ciągle czegoś ode mnie potrzebowały. Mój syn i córka żyją osobno, oboje mają dzieci. Kocham swoje wnuki, ale nie uważam, iż wszystkie weekendy powinnam z nimi spędzać.

A moje dzieci jakby się zmówiły i ciągle planują coś na soboty i niedziele, a mnie przywożą dzieci, często choćby bez wcześniejszego uzgodnienia.

Ostatnio w moim życiu pojawił się mężczyzna. Z Wiktorem spotkaliśmy się kilka razy zawodowo, a potem zaprosił mnie na kawę po pracy, i tak zaczęliśmy się spotykać.

On też jest od dawna rozwiedziony, jest rok starszy ode mnie. Nie wiem, czy coś z tego wyniknie, ale przecież się nie dowiem, jeżeli nie spróbuję. Czyż nie tak?

Nic nie powiedziałam o nim moim dzieciom, bo znam ich stanowisko w tej sprawie. Kiedyś nie chcieli ojczyma, a teraz mówią, iż wszyscy mężczyźni patrzą na mnie tylko przez pryzmat mieszkania, czyli chcą być ze mną z wyrachowania. Dlatego nic im nie powiedziałam.

Wiktor zaprosił mnie na weekend do Bukowela, a ja się zgodziłam, bo nie wiedziałam, iż dzieci planują przywieźć mi wnuki.

W piątek wieczorem prawie płakałam, bo nie wiedziałam, co robić. Wtedy przyszła do mnie moja stara przyjaciółka Jana.

– Co się stało? Dlaczego oczy masz mokre? – zapytała.

Opowiedziałam jej wszystko szczegółowo, bo ufam jej jak nikomu innemu. To osoba, która przeszła ze mną przez wiele prób czasu i różnych sytuacji.

– Czy ty masz rozum? – krzyknęła Jana. – Masz jutro randkę, a siedzisz z niepofarbowanymi włosami i bez nowego ubrania.

– Dokąd mam iść, skoro dzieci…

– Dzieci zostaw mi, ja się nimi zajmę. Mój 30-letni staż jako wychowawczyni w przedszkolu powinien dać ci pewność – powiedziała Jana.

Przyjaciółka spojrzała na zegarek, miałyśmy jeszcze półtorej godziny do zamknięcia centrum handlowego niedaleko mojego mieszkania.

Jana pożyczyła mi pieniądze, a my kupiłyśmy farbę do włosów, nowy kostium i buty.

– Musisz wyglądać jak kobieta! Kiedy ostatnio kupowałaś sobie coś nowego? Przestań oszczędzać na sobie i poświęcać cały swój czas i pieniądze na wnuki – pouczała mnie Jana.

Rano syn przywiózł mi Alinkę, a zaraz po nim, bez uprzedzenia, córka przywiozła swojego syna Maksyma.

Nawet ze mną nie rozmawiali, powiedzieli, iż się spieszą. Nie byłam zaskoczona, bo zawsze tak było.

Ale tym razem miałam własny plan. Jana, jak obiecała, przyjechała. Zostawiłam jej dzieci, a sama z Wiktorem pojechałam jego samochodem do Bukowela. Powiedziałam jednak, iż nie mogę zostać na noc, bo nie wiedziałam, czy wnuki zasną beze mnie.

Wiktor zrozumiał to, cieszył się, iż choć tyle mogę. W drodze dostałam tyle komplementów, iż aż rozkwitłam.

Ale nasz wypoczynek nieoczekiwanie się zepsuł. Zgadnijcie, kogo spotkałam na ośrodku? Oczywiście, swoje dzieci! Pojechali sobie razem na wakacje, a mnie choćby nie zaproponowali, żebym z nimi pojechała, jeszcze podrzucili mi dzieci.

Pierwszy zobaczył mnie syn.

– Mamo, co ty tu robisz? – zawołał.

– To samo co wy – odpowiedziałam. – Odpoczywam.

– A z kim są nasze dzieci? – zawołała synowa.

– Nie martwcie się, są w dobrych rękach.

– Mamo, jak mogłaś? choćby nas nie uprzedziłaś, iż jakaś twoja koleżanka będzie opiekować się dziećmi.

– A wy mnie uprzedziliście, iż mam z nimi zostać?

Dzieci się obraziły, synowa i córka postanowiły wrócić do domu, żeby upewnić się, iż z dziećmi wszystko w porządku.

Pojechali, a ja z Wiktorem zostałam. Przynajmniej jeden weekend spędzę jak należy i odpocznę.

A co wy myślicie? Czy dobrze zrobiłam?

Idź do oryginalnego materiału