Przez rok utrzymywaliśmy kontakt jako przyjaciele, a potem zrozumieliśmy, iż chcemy wspólnie przeżyć resztę życia. Powinnam była się domyślić już po pierwszym wspólnym wieczorze, iż moje córki go nie zaakceptują. Były bardzo chłodne i zadawały wiele nieodpowiednich pytań.
Mój wyjazd z mieszkania do jego domu przyjęły na początku niechętnie, ale potem złagodniały i choćby zaczęły odwiedzać nas od czasu do czasu.
Gdy oświadczył mi się z kwiatami i pierścionkiem, powinnam była się cieszyć, ale nie mogłam. Wiedziałam, iż moim córkom to się nie spodoba. Nie chciałam psuć tej chwili, więc skłamałam, iż po prostu jestem wzruszona. Oczywiście, przyjęłam oświadczyny.
Podczas kolejnej kolacji powiedzieliśmy im o naszych zaręczynach i planowanym ślubie kościelnym. Moje obawy się potwierdziły, córki były przeciwne. Okazało się, iż starsza planuje drugie dziecko i liczyła na moją pomoc, a młodsza z mężem wybiera się na wakacje bez dzieci i również miała nadzieję na moją opiekę. W ogóle myślały, iż „wyżyję się” i wrócę do mieszkania.
Nie akceptują mojego przyszłego męża, uważają, iż tylko chce przejąć moje mieszkanie. Tyle iż on prowadzi własny warsztat, kupił mieszkania dla swoich dzieci. Moje mieszkanie nie jest mu wcale potrzebne.
Wylały na mnie wiele pretensji, iż przesadzam z makijażem, ubieram się zbyt młodzieżowo i w ogóle, iż mając 53 lata, staram się odmłodzić. A przecież wszystko to finansuje mój ukochany – kupuje mi ubrania, kosmetyki, opłaca manicure i kosmetyczkę.
Owszem, wyglądam lepiej, ale nigdy nie pomyślałabym, iż to coś złego. Nasz ślub wyśmiały, stwierdziły, iż jako panna młoda będę wyglądać śmiesznie w białej sukni i powinnam się tego wstydzić.
Oczywiście mocno się pokłóciłyśmy i nie rozmawiamy ze sobą już od miesiąca. Szczerze mówiąc, nie czuję potrzeby, by to zmieniać. Najgorsze, iż dzieci mojego narzeczonego również myślą podobnie. Uważają, iż jestem lekkomyślna i iż zależy mi na jego pieniądzach i domu.
Jesteśmy oboje przygnębieni, wsparła nas tylko moja przyjaciółka i jego bratanek – reszta puka się w czoło. Ślub już niedługo, a nie mamy choćby kogo zaprosić. Postanowiliśmy więc, iż po ceremonii nie będziemy urządzać przyjęcia, tylko od razu pojedziemy na wypoczynek.
Suknię zamówiłam przez internet, bo boję się iść do salonu, żeby nie spotkać osądzających spojrzeń. Bardzo obawiam się dnia, w którym trzeba będzie ją przymierzyć. Z córkami przez cały czas się nie pogodziłam i myślę o przepisaniu mieszkania na nie, żeby przynajmniej w tej kwestii się uspokoiły.
Chciałabym powiedzieć, iż nie jestem smutna z tego powodu, ale jestem bardzo zasmucona. Mój przyszły mąż również, choćby zaproponował, by wszystko odwołać, jeżeli to miałoby pogodzić nas z dziećmi. Ale myślę, iż oboje popełnimy ogromny błąd, jeżeli będziemy tańczyć tak, jak one nam zagrają.
Mam nadzieję, iż wszystko będzie dobrze i iż nasze dzieci w końcu zdobędą się na rozsądek i szacunek wobec naszej decyzji.