Każdy, kto kiedykolwiek
przebywał na pacyficznym
wybrzeżu Ameryki Południowej (albo uważał na geografii i zna budzącą grozę i szacunek nazwę Atacama) musi, widząc liczne pozostałości dawnych cywilizacji, przez chwilę chociaż zastanowić się w jaki sposób ci żyjący na poziomie epoki kamienia Indianie zdołali w tym niegościnnym pustynnym miejscu nie tylko się zadomowić, ale choćby stworzyć potężne nieraz królestwa (a nieraz tylko królestwa, jak opisywałem już na blogu).
Zaginione królestwo Huarco
Odpowiedź jest banalnie prosta. W taki sam sposób jak Sumerowie w Międzyrzeczu, Egipcjanie nad Nilem czy możliwe, iż Indoeuropejczycy nad Indusem (albo liczne ludy Kanaanu na dnie
rowu tektonicznego okraszonego Jordanem). Dzięki płynącym przez pustynię rzekom. W przeciwieństwie jednak do potężnego Nilu, który swoimi wylewami użyźniał dolinę tutaj rzek i rzeczek było całe multum – i każda stać się mogła zalążkiem wielkiej cywilizacji.
Dolina Pisco
Ewentualnie nieco mniejszej i odrobinę młodszej. Peruwiańskie Nile to adekwatnie Nilątka, czasem choćby okresowe, doliny dużo krótsze i nie tak żyzne, więc i warunki do rozwoju nieco gorsze. Sytuację wybrzeża (będę chyba używał miejscowego terminu costa) ratował występujący co kilka lat (i to od tysiącleci – nie wierzcie tak zwanym ekologom) fenomen El Niño, przynoszący gwałtowne i obfite opady. Owszem, bywały one niszczące, ale i pozwalały miejscowym przetrwać – o sposobach zwabiania tego zjawiska warto będzie zresztą zrobić osobny wpis. Egipt miał łatwiej, woda pojawiała się co roku. Mimo to i w Peru też zbudowano piramidy.
Najstarsze piramidy w Ameryce Południowej - Caral
Dzisiaj te żyzne doliny dalej są użytkowane rolniczo, ba, dla Peru stanowią prawdziwy spichlerz (kraj ten jest największym w Ameryce Południowej producentem trzciny cukrowej – tak twierdzą miejscowi, ja tego nie sprawdzałem) – wszystko dzięki wodzie. Najważniejszą z tych dolin jest chyba dolina Pisco – jeżeli zaś nie najważniejsza per se, to na pewno dla produkcji winorośli. A co za tym idzie wina i pisco.
Winnice w dolinie Pisco
O tym tradycyjnym winiaku o który wojnę toczą Peru i Chile już kiedyś wspominałem – podobnie jak o słynnym, choć może nie najlepszym, drinku, pisco sour, tworzonym właśnie na bazie tej gorzałki (oprócz tego w skład wchodzą sok z limonki, białko kurzego jaja i inne duperele).
Pisco Sour
Ale no more of this, zajmijmy się tymi małymi peruwiańskimi Nilami. A przynajmniej w tym wpisie doliną Pisco. Jak większość miejsc w Peru nie jest ona tłumnie odwiedzana przez turystów. Powodów jest kilka, chociażby to, iż – trzeba to przyznać – samo miasto Pisco jest dosyć senne. Za główną atrakcję może robić zrujnowany przez trzęsienie ziemi (a jakże, jesteśmy u stóp wciąż wypiętrzających się Andów) możliwe iż kolonialny kościół w stylu mauretańskim.
Stary kościół w Pisco, uszkodzony przez trzęsienie ziemi
Innym powodem jest prawdopodobnie bliskość słynnego kurortu Paracas. To tam walą tłumnie (i to naprawdę tłumnie) wszelkiej maści turyści – a główną atrakcją jest wyprawa łodzią na nieodległe Islas Ballestas w celu obserwacji miejscowej fauny (oraz pozostałości po kopalniach guano – o czym już wspominałem).
Fauna na Islas Ballestas
Poza tym całkiem niedaleko jest też do Iki. Samo miasto jest, jak to na pustyni – bo Ica leży niecałe dwie godziny jazdy od wybrzeża – jest parchate, ale ma najprawdziwszą oazę Huacachinę.
Oaza Huacachina
Dużo rzadziej – choć coraz częściej – odwiedzany jest opisywany już przeze mnie Kanion Zagubionych.
Kanion Zagubionych
Dalsze dwie-trzy godziny jazdy i jesteśmy na Płaskowyżu Nazca, mekce Teoretyków Starożytnej Astronautyki (choć w okolicy są jeszcze inne tajemnicze miejsca) oraz i innych turystów, chcących za grube pieniądze przelecieć się nad słynnymi geoglifami.
Małpa - jeden z geoglifów Płaskowyżu Nazca
Nazwy te – Nazca, Ica czy Paracas – to nie tylko dzisiejsze miasta, ale i eponimy występujących na tym terenie prekolumbijskich kultur, znanych nie tylko z tworzenia geoglifów, ale i mumii o wydłużonych czaszkach. Przy okazji: ceramika kultury Nazca uważana jest za najtrwalszą i najciekawszą w prekolumbijskim Peru, dziś wytwarzana jest dla turystów na nowo odkrytymi technikami.
Pan garncarz-rekonsruktor
Ale wróćmy do czasów nie tak odległych. Cywilizacje Ameryki Południowej zaczęły rozwijać się – i to dość wcześnie - także w Andach. Dla ostatniej z nich, inkaskiej, Costa i jej liczne doliny musiały wydawać się cenne i bogate, skoro władcy Tahuantinsuyu zdecydowali się zejść z wysokich gór i podbić żyzne doliny – czasem z problemami. niedługo po tej pierwszej konkwiście Inkowie zaczęli likwidować kulturowe dyferencje podbitych ludów oraz rozbudowywali własną administrację, opartą na sieci tambo. Były to, o czym już pisałem centra nie tylko administracyjne, ale i magazynowo-dystrybucyjne. Ot, inkaski socjalizm. W dolinie Pisco najwspanialszą pozostałością po Inkach jest wspaniale zachowane miasto Tambo Colorado, o którym w następnym wpisie.
Tambo Colorado
Na pozostałości po inkaskim mieście natknąć się można także i w Nazca (tam znajduje się również inkaski cmentarz, bardzo penetrowany przez archeologów-amatorów, jeżeli wiecie co mam na myśli).
Los Paredones - dawne inkaskie miasto w Nazca, porośnięte winoroślą
Największe wrażenie na mnie zrobiły jednak – także w Nazca – inkaskie (albo i jeszcze starsze, kto to wie) akwedukty.
Akwedukty Cantalloc
Dziwne spiralne struktury (o ile stworzyli je Inkowie a nie Starożytni Kosmici wcześniejsze cywilizacje) z bliska okazują się niezwykle logiczne – są to trasy umożliwiające zaczerpnięcie zimnej, płynącej tu z gór wody. W Starym Świecie skorzystano by pewnie z żurawi, ale tu, mimo, iż sama konstrukcja jest genialna, indiańscy inżynierowie nie wpadli na to.
Prekolumbijskie akwedukty z lotu ptaka
Akwedukt działa do dziś – nawadnia pobliską plantację smaczliwki (Peru jest jednym większych producentów tego owocu/warzywa) czyli jak powiedzieli by miejscowi: palty. My znamy tą roślinę pod nazwą awokado, choć chyba akurat z Peru jej nie sprowadzamy. Do tego w Polsce dostępne są tylko takie małe smaczliwki – tu rosną one w pustynnych dolinach: prawdziwe, takie olbrzymie, spotkać można dopiero po drugiej stronie Andów.