Adaptacja to zmiana, w założeniu lokalnie doskonaląca. Adaptacja jest pożądana, ale jej rzeczywistość (narracyjna de facto), zamknięta jest w czasie przeszłym (stwierdzić ją możemy jedynie po fakcie). Gdy w czasie rzeczywistym wszelkiemu ludzkiemu działaniu towarzyszy narracja o jego sensie.
Pewność w postępowaniu wynikająca z lokowania swojej wiary w minione sensy, mające przynieść teraźniejszość i jutro, daje motor do działania, pozwala osłonić się przed kruchością choćby najzdrowszych norm i procedur. Pewność ta czyni też nieuchronnie nieudacznym wobec wszelkiej zmiennej, wiadomo, w stopniu mocno zróżnicowanym i tyczy się to również wiary w treść tego zdania. (Teoretycznie można mieć dobry refleks).












Działalność artystyczną można by uznać za błędne przystosowanie, choćby z powodu związanej z nią utraty energii, ale sądząc po stanie faktycznym, działalność artystyczna jeszcze się nie zakończyła (jest marzec 2025 roku, a wystawa ma się odbyć we wrześniu tego samego roku). Oględna wiedza na temat zainwestowanych w tę dziedzinę środków pozwala myśleć, iż to się raczej nie wydarzy. Przykładając darwinistyczną optykę do sytuacji tej wystawy, nie jesteśmy w stanie do końca stwierdzić jej przydatności. Sądząc po stanie faktycznym, przygotowania jeszcze się nie zakończyły. Długo jeszcze po jej zakończeniu nie będziemy w stanie stwierdzić jej adaptacyjnego potencjału.
Zawsze jest jakiś zakład.
Twórczość artystyczną poddajemy kategoryzacji, jej wiarygodność wynika zarówno z oryginalności jak i podobieństwa, przystawalności do tego co już historycznie było jako sztuka konsumowane. Tak więc i w tym wypadku środowisko (to organiczne i inteligibilne) również wywiera presję ku powtórzeniu, przy jednoczesnym głośnym aplauzie dla tego co się wyróżnia. Efektem tego procesu, jak można by sądzić, jest np. środowiskowa supremacja medium malarskiego.






Odrzucając na bok sentymenty, zabiegi takie jak homage czy referencja w świetle środowiskowego i ewolucyjnego spojrzenia, poza aspektami często podnoszonymi, takimi jak ponadczasowy dialog, mają funkcję właśnie adaptacyjną, poprzez występujące przy okazji powtórzenia.
Adaptacją nazywane są również przetworzenia utworów artystycznych tak, aby można było je odebrać w innym medium, jak na przykład powszechna i oczywista dziś ekranizacja literatury. Nierzadko łatwo jest, mając dostęp do pierwowzoru, poczuć rozdźwięk pomiędzy daną adaptacją a jej utworem źródłowym. Na bazie licznych współczesnych doświadczeń z adaptacją, wiarę w powodzenie takiego działania, przy intencji wiernego odwzorowania, można by nazwać naiwnością. Próbując przekazać jedno, kończymy z czymś innym.
Procesy mające na celu konserwację, prowadzą ostatecznie do wytworzenia czegoś nowego. Wiary w wartość i istnienie pierwowzoru zawsze możemy bronić takim narzędziem jak np. apologetyka, ale integrując nieuchronność adaptacyjnej porażki, potencjalnie otwieramy się na własne doświadczenie. Na inherentną niezdarność adaptowania i adaptacji, a zatem języka, z którego konstruowany jest nasz aparat oceny oraz emanujące z niego idee, systemy, autorytety.






Odbiór i przeżywanie sztuki czy idei lub podążanie za obrazami obiecującymi pewne przyszłości, jak np. reklamy, mniej lub bardziej religijne teleologie, a choćby instrukcje obsługi, mogą przekształcać w sposób niespójny bądź całkowicie sprzeczny z ich świadomymi dla nas założeniami, prowadzić do nieprzewidzianych, nieoczywistych skutków, jak np. wolnorynkowy kapitalizm prowadzący przez monopolizacje do struktur techno-feudalnych podważających wszelkie zasady rynkowej konkurencji.
Język ewolucjonistyczny brzmi brutalnie (używam go w tekście w funkcji bardziej eksperymentu myślowego niż wykładni własnych przekonań). Brutalność tę widać w kontekście powszedniego doświadczenia, choćby relacji między ludźmi, oczywisty jak powietrze oportunizm czy inne późnokapitalistyczne upośledzenia czyniące indywidualną osobę coraz bardziej wymienną. Zwiększenia swojej zdolności przetrwania wydaje się czynić z relacji międzyludzkich karykatury, podzespoły przeliczające jakieś bliżej nieokreślone sumy, których sens czy celowość jest równie tajemnicza w kontekście cywilizacyjnym, abstrahując od samych beneficjentów.




Powyższa seria lapidarnych stwierdzeń z mojej strony nie bierze się z potrzeby doprowadzenia do jakiejś konkluzji, ale przedstawienia pewnego myślowego pejzażu, który stał się kluczem dla zbioru prac stanowiącego wystawę pt. Maladaptacja.
Zebrane na wystawie prace odnoszą się do różnych przypadków maladaptacji. Wyrażają pewne “nieudaczności” wynikające z tego jak gwałtownie dezaktualizują się przyjęte za pewnik założenia; zajmują się momentami, w których utrwalone w kulturze rozwiązania przestają działać, figury zagubione w reprezentowanych przez siebie dążeniach, przedstawiające rzeczy zmieniające się ze spodziewanego udogodnienia w przeszkody oraz utwory będące “błędnymi” adaptacjami innych.
Jakub Kosecki