Tak więc spacerowaliśmy po krętych i
pochyłych uliczkach Cuzco (dodajmy: i malowniczych, czyli
zapuszczonych nieco; kuzkańska starówka wpisana jest na Listę
Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO, więc remonty
kilkusetletnich budynków obwarowane są wieloma przepisami, i nie
bardzo można coś nowego dodać – więc naprawa miejscowym się
nie opłaca i czekają, aż cała buda po prostu się rozsypie;
standardowa procedura w Dzikich Krakach w miejscach chronionych przez
UNESCO) i rozprawialiśmy o tym, o czym to rozprawia się chodząc po
kolonialnym bruku dawnej stolicy Inków ponad 3500 metrów ponad
poziomem morza.
Cuzco |
O wierze w duchy, jakże rozpowszechnionej
pośród miejscowych. I to mimo kilkusetletniej chrystianizacji.
-
W każdym domu można spotkać takiego ducha, zwącego się supay –
objaśniał nam Jamel, człowiek jakby nie było wykształcony,
nowoczesny i znający języki, nie jakiś zabobonny poganiacz mułów
lam – Raz kiedyś widziałem jednego nawet.
- Jak to widziałeś?
- zapytaliśmy.
- Kątem oka – wyjaśnił kuzkańczyk –
Przemknął mi tylko na granicy pola widzenia. Inaczej nie można ich
dostrzec, tylko tak przypadkiem. Wyglądał jak niewielki szary
człowieczek, taki trochę zasuszony. Wiecie, babcia mi mówiła, że
zawsze trzeba im zostawić jakiś okruch, żeby nie szkodziły. W
przeciwnym razie mogą zniszczyć choćby cały dom.
Jedno z kuzkańskich podwórek |
Teraz chwila
szyderczego śmiechu dla Czytelników wychowanych w gnijącej
nowoczesnej cywilizacji Zachodu.
Już?
Nowoczesność |
Dobra. Otóż u nas też
to funkcjonuje. Może już nie na takim poziomie co kiedyś, kiedy w
każdej szanującej się słowiańskiej chacie mieszkały sobie
Niebożątka (zwane też, od koloru czapeczek, Krasnoludkami), które
też widziane bywały tylko przysłowiowym kątem oka, a jak im się
nie zostawiło miseczki mleka czy innych okruszków to plątały
koniom grzywy, supłały liny i chowały gdzieś młotek kiedy akurat
był potrzebny. Zresztą te młotki dalej ktoś chowa, albo ten
złośliwy Niemiec, albo amba (ciekawostka: słowo to w językach
ludów syberyjskich oznacza tygrysa; byłżeby to rusycyzm w naszej
mowie?). Poza tym czym różni się wiara w istnienie krasnali od
wyznawania horoskopów i uważania, iż gwiazdy i planety regulują
nasze życie? Przodek, opiekujący się obejściem za miskę ryżu
mleka brzmi wiarygodniej niż Jowisz wchodzący w znak Wodnika (albo
i całą wodnikową erę). I tak tylko przypomnę, iż Biblia nie mówi
nic o tym, czy stworki takie istnieją, zakazuje tylko wiary w nie –
co tu, w Ameryce Łacińskiej nie jest przesadnie
przestrzegane.
Pozostałości po krasnoludkach |
Jest więc supay odpowiednikiem i naszych
krasnoludków, leśnego licha, Borowego czy Baby Jagi. W Japonii
pewnie wołali by na nie kami, a w Norwegii byłyby trollami. Nota
bene sporo Skandynawów dalej w nie wierzy, choćby mają coś na
kształt sukkuba, czyli wabiącą mężczyzn Huldrę. A piękna
literacko dla nas grecka (i rzymska) mitologia te dwa tysiące lat
temu była równie prawdziwa dla tamtejszych ludzi co dziś supay dla
naszego kuzkańskiego przyjaciela. Zaś pochówki wampiryczne
znajdujemy jeszcze w grobach z XIX wieku.
Znajdź huldrę. |
Skąd to się bierze? Myślę, iż jedną z przyczyn jest brak odpowiedniej znajomości zasad, praw rządzących Światem. Inną, dużo istotniejszą jest adekwatność ludzkiego mózgu, który z uporem godnym lepszej sprawy łączy kropki stosuje apofenię.
- Supay to nie są
demony – zaznaczył Peruwiańczyk – Takie demony, diabły, jak są
w Biblii to saqra. I z nimi dużo trudniej jest się ułożyć, tu
potrzebna jest pomoc potężniejszych istot. Świętych. Tu w Cuzco
jednym z takich pomocników Niño Compadrido. Spróbuję wam go
pokazać.
Znajdź lamę |
Niño Compadrido. Obiekt kultu nieusankcjonowany przez
Kościół Katolicki (ani w sumie żaden inny). Bardzo tajemniczy,
bardzo zagadkowy, nieco ukryty i poważany zwłaszcza przez służby
mundurowe, głównie policjantów. Oczywiście, przyjeżdżając do
Cuzco nigdzie nie znajdziecie kościoła czy świątyni poświęconej
tej personie (Niño oznacza chłopca, bardzo często jest to
określenie Pana Jezusa leżącego w żłobku). A raczej będącej
obiektem kultu mumii. I nie do końca wiadomo – ludzkiej, czy
zwierzęcej (małpiej). Nie wiadomo też skąd się Niño Compartido wziął,
w każdym razie kiedy dwaj kolejni księża chcieli usunąć mumię z
kościoła zginęli w wypadkach drogowych (to powód, dla którego
policjanci z drogówki, a potem i inni, zaczęli składać tu
ofiary). W końcu jednak udało się wyprowadzić Niño Compadrido ze
świątyni – ale nikt nie pozwolił zniszczyć obiektu – trafił
on do prywatnego domu, w którym urządzono kaplicę.
Jak tam
trafić? Wydaje mi się, iż na upartego znalazł bym drogę pośród
krętych zaułków dawnej inkaskiej stolicy – choć dom z kaplicą
jest oczywiście nieoznakowany. Pytanie, czy wpuszczono by mnie do
środka. Tu miałem miejscowego, który wcześniej się zaanonsował
u pani, która strzegła przybytku (nie chodzi o to, iż ktoś by
mnie przegonił – akurat mogłoby tu nikogo nie być, więc nie
miałby kto otworzyć solidnych metalowych drzwi; no, albo by nie
chciał).
Kaplica Nino Compadrido |
Co do samej kaplicy – pokój wypełniony jest wotami –
głównie są to figurki policjantów, ale także zdjęcia, kwiatki,
kolorowe wstążki. Składają je zarówno sami policjanci, jak i ich
rodziny – robią to oczywiście (Niño Compadrido jest, jak
wszystkie andyjskie bóstwa, ambiwalentny) profilaktycznie, by mumia
ochroniła przed złem i pozwoliła wrócić do domu (to ważne: tu
przestępcy też mają broń, i nie cackają się ze stróżami
prawa, tylko otwierają – z wzajemnością – ogień; strzelam, że
przestępcy też mają swój obiekt kultu), choć w podziękowaniu za
ocalenie, co logiczne, także. Co zaś się tyczy samego Niño
Compadrido – przyglądałem się postaci, i mi osobiście na mumię
ludzką nie wyglądał, nie tylko zresztą wielkościowo (głowa jak owoc pomarańczy), ale i z kształtu. Nie takie jednak cuda
wyprawiali amazońscy szamani, więc nie mogę się wypowiedzieć co
to jest, ani ile ma lat. Nikt tego nie badał – ani prawdopodobnie nie
zbada. Ważne, iż pulsuje tutaj dzika – choć nie chrześcijańska
– wiara.