Mała M.i cztery żywioły

rozmowki-kobiece.pl 1 tydzień temu

- Z jakim żywiołem kojarzy ci się dzisiejsza wycieczka?- zapytała Mała M. , gdy po chwilowym kryzysie jadłyśmy lody, siedząc na trawie przy markecie w Marciszowie. Za pól godziny miałam pożegnać dziewczyny na dworcu, a to pytanie i odpowiedzi Gui idealnie charakteryzowały weekendowy pobyt w Domku pod Orzechem.

Żywioł Ziemi- dzień pierwszy

- Moim zdaniem pierwszy dzień naszego pobytu, czyli czwartkowy wieczór związany był z żywiołem Ziemi.-zaczęła Gui.


Faktycznie, ledwo przywiozłam dziewczyny ze stacji w Rębiszowie, cala trójka, czyli Gui, Mała M. i Julka z Normalnie Kosmos pognały na Kufel, by obserwować gwiazdy. Zabrały koce i śpiwór, by leżeć na ziemi, patrzyć w ciemne niebo. Dołączyliśmy do nich i wspólnie wypatrywaliśmy gwiazd, rozmawiając o kosmosie i życiu.

Żywioł ognia- dzień drugi.

- Drugiego dnia mieliśmy ognisko, czyli był to dzień żywiołu ognia- ciągnęła swoją wypowiedź Gui.


Piątek obudził nas ciepłym blaskiem wschodzącego słońca. Tego dnia po prostu snuliśmy się po okolicy, zbierając grzyby.


Zeszłyśmy też do wsi na lody i potem w upale wracałyśmy łąkami robiąc częste „pikniki”. Wieczorem Ślubny rozpalił ognisko. Wpatrywaliśmy się w ogień zajadając ogniskowe specjały- kiełbaski i wege batony, chleb z masełkiem czosnkowym, pianki. Gdy się ściemniło znów powędrowałyśmy na nasz punkt widokowy, Julka robiła astrofotografie, my gapiłyśmy się w Drogę Mleczną. Widziałyśmy także przelatująca nad naszymi głowami stację kosmiczną.


Żywioł powietrza- dzień trzeci

- Trzeciego dnia strasznie wiało, pamiętasz? To żywioł powietrza.- kontynuowała Gui.


Wiało. I to niesamowicie! choćby poranną kawę piliśmy na ganku, bo przed domem trudno było usiedzieć. Co ciekawe, wiatr szalał tylko w górach. W mieście (byłyśmy z Gui na targowisku) nie drgnęła choćby gałązka, a z nieba lał się żar jak w środku lata. Tego dnia zaplanowaliśmy pobyt nad wodą i pływanie kajakiem.

I popływaliśmy, chociaż choćby na spokojnej zwykle tafli robiły się niewielkie fale. A pod koniec nasz pneumatyczny kajak zamarzył sobie być balonem i szybować w powietrzu.

Żywioł wody- dzień czwarty

- Dzisiaj byłyśmy nad Kolorowymi Jeziorkami, więc mamy żywioł wody.- Gui podsumowała ostatni dzień pobytu.


Na pomysł, by odwiedzić Kolorowe Jeziorka wpadła Gui i chociaż upalna niedziela nie była według mnie najlepszym czasem na taką wycieczkę, zgodziłam się, bo miejsce jest atrakcyjne i już dawno chciałam się tam z dziewczynami wybrać (bo chyba tylko z nimi jeszcze nie byłam) , no i do domu wracałyby pociągiem z Marciszowa, bez konieczności kolejnego wyjazdu do Jeleniej Góry.

Wyjechałyśmy na tyle wcześnie, by sprawnie przejechać przez Jelenią Górę i bez kłopotów dojechać do Wieściszowic. Na parkingu było już trochę samochodów, ale nie było tłoczno. Mała M. tylko chwilę jęczała, iż jest pod górę (najwyższy parking, ten przy samym wejściu został w końcu wyłączony z użytkowania, więc trzeba te kilkaset metrów podejść)

Gdy przekroczyliśmy bramę, Mała M wpadła w zachwyt. W końcu mogła połazić po korzeniach, wdrapywać się po skałach, zaglądać do dziur i jaskiń. Była w swoim żywiole.


Ja miałam mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyłam się beztroską swojej wnuczki, z drugiej przerażał mnie poziom degradacji tego miejsca przez tłumy łażącym bez jakiejkolwiek kontroli turystów. Gdy byłam tu pierwszy raz, tu i ówdzie były barierki, ludzie nie rozłazili się po całym terenie, niszcząc krajobraz.

Drugą sprawą, którą mnie smuci jest stale obniżający się poziom wody, co doskonale widać zwłaszcza w Żółtym i Czerwonym jeziorku. Niedługo Czerwone Jeziorko będzie tylko wąską wstęgą brunatnej wody.


Jedynie Niebieskie Jeziorko, choć w rzeczywistości bardziej szmaragdowe pozostaje na razie w pełnej krasie.

Pogoda sprzyjała piknikowaniu, więc wzorem innych turystów rozłożyłyśmy się nad Niebieskim Jeziorkiem. Był czas na zabawę, pałaszowanie smakołyków i beztroskę.


Obiad zjadłyśmy "Pod Zegarem" w Wieściszowicach. Nic wymyślnego, po sezonie wybór raczej niewielki, ale Mała M. chciała poskakać na trampolinie, więc zadowoliłyśmy się pierogami i czeskim piwem bezalkoholowym, a nie wykwintnym obiadem w browarze Miedzianka.

A potem nadszedł czas pożegnań i ów trawnik przez marketem, gdzie jadłyśmy lody, wspominały inne marketowe pikniki i inny czas…

To były cudowne dni poświęcone czterem żywiołom.

A o Kolorowych Jeziorkach przeczytasz tu: Kolorowe Jeziorka z Panną M.

A w tym poście znajdziesz zdjęcie Zielonego Jeziorka, które jest okresowe i z wnuczkami go nie odwiedzałam.

https://www.rozmowki-kobiece.pl/2017/07/wycieczka-do-miedzianki-i-nad-kolorowe.html

Idź do oryginalnego materiału