W długie (ale i zwykłe też) weekendy zwykle lądujemy na Słowacji. A dokładniej na jej górzystej północy. Rozciąga się tam kilka, bardzo przyjemnych i położonych blisko siebie pasm górskich. Ich atutem jest przede wszystkim to, iż choćby w popularnych trekkingowo terminach można tam znaleźć puste szlaki. Dlatego w długi, listopadowy weekend od razu wiedzieliśmy, iż znów zawitamy u naszych południowych sąsiadów. Cel – Mała Fatra. Pasmo to było nam już znane. A w szczególności mnie (rudej), bo bywałam tam nieco częściej niż Marek. Tak czy inaczej udało nam się zrealizować trasy, które dla nas obojga były przynajmniej po części nowe. Zapraszamy więc Was na wspólny trekking po najpiękniejszych szlakach Małej Fatry dostępnych z Terchovej i okolic.
Mała Fatra z Terchovej
Zwykle w Małą Fatrę wybieraliśmy się z regionu Liptov. Tym razem jednak na bazę wypadową obraliśmy Terchovą. To niewielka miejscowość położona po północnej stronie pasma, w miejscu, gdzie kończy się Dolina Vratna. W samej Terchovej znaleźć można wieżę widokową, wystawę poświęconą Janosikowi, kilka restauracji, sporo miejsc noclegowych czy… Lidla. Generalnie to dość turystyczne miejsce, które nie jest turystami przeładowane. Trochę wynika to z faktu, iż wiele osób nie rozpoczyna swoich wycieczek w samej Terchovej, a w chociażby dolinie Vratnej czy w Stefanovej, lub w ogóle od południowej strony pasma. Dzięki temu miejscowość nie ma tak jarmarcznej atmosfery, jak niektóre nasze rodzime, górskie/podgórskie miasteczka.
Dzień 1: Terchova – Janosikowe Diery – Wielki Rozsutec – Południowy groń – Terchova
Pierwsza propozycja wycieczki obejmuje jedne z bardziej znanych klasyków Małej Fatry, w tym Janosikowe Diery czy Wielki Rozsutec. To też najdłuższa trasa i na niektórych odcinkach dość wymagająca. Jesienią gwarantuje też moc widoków obfitujących w piękne kadry z kolorowymi drzewami.
Terchova – Oravcové – Janosikowe Diery
Ponieważ nocowaliśmy w Terchovej (a dokładniej w Vyšné Kamence), to postanowiliśmy całą wycieczkę zrealizować bez ruszania samochodu. Dlatego z samego rana opuściliśmy naszą kwaterę, która znajdowała się tuż obok szlaku na wzgórze Oravcové (632 m n.p.m.). Po wyjściu ponad linię ostatnich domów znaleźliśmy się na rozległych polanach, po których przechadzało się stado owiec. Tu możemy podziwiać pierwszą, rozległą panoramę doliny i Terchovej. Po jakiś 15 min docieramy na szczyt Oravcové, na który wiedzie droga krzyżowa. Nie znajdziecie tu jednak „tradycyjnych” kaplic, za to kolejne stacje oznaczone są sporych rozmiarów krzyżami lub rzeźbami wykonanymi z kamienia. Autorem całej kalwarii jest pochodzący z Terchowej rzeźbiarz Milan Opalka. Z samego wzgórza roztacza się piękny widok na całą okolicę. Po sesji zdjęciowej schodzimy do miejscowości i wzdłuż głównej, asfaltowej szosy idziemy ku wejściu na trasę Janosikowych Dierów. I choć był to pierwszy dzień długiego weekendu, to na parkingu przy dierach jest stosunkowo niewielka ilość aut.
Janosikowe Diery
Janosikowe Diery to bez wątpienia najbardziej znana i rozpoznawalna atrakcja Małej Fatry. Diery to po słowacku dziury. W tym przypadku to system wąwozów, które dzielą się na część Dolną, Nową i Górną. Za ich powstaniem stoi Dierový potok, który ukształtował ten fragment Małej Fatry. My decydujemy się na pokonanie Dolnych i Górnych Dierów (szlak niebieski). Trasę tę pokonywałam wcześniej w zimie, gdy część kładek czy drabinek była… w nie najlepszym stanie. w tej chwili Janosikowe Diery przeszły lifting i to, co kiedyś budziło większe emocje, teraz pokonuje się gwałtownie i sprawnie. Oczywiście osoby z lękiem wysokości czy przestrzeni mogą poczuć się niekomfortowo na jednej czy dwóch drabinkach. Ale z naszej perspektywy – nie ma się czego bać! Co warto zaznaczyć, przez większość czasu maszerowaliśmy sami lub w towarzystwie kilku osób. O tłumach jednak nie było mowy!
Medzirozsutce – Wielki Rozsutec
Pierwszy, dłuższy przystanek robimy na polanie Pod Tanečnicou, zaraz po opuszczeniu terenu Janosikowych Dierów. Rozciąga się stąd przepiękna panorama Małego Rozsutca. Oprócz nas wypoczywa tu kilka innych osób, które wygrzewają się w promieniach listopadowego słońca. Po posileniu i nawodnieniu, przeszliśmy na przełęcz Medzirozsutce, skąd ruszyliśmy na Wielkiego Rozsutca (1610 m n.p.m.).
Szczyt ten cieszy się sporą popularnością. Po pierwsze, oferuje przepiękne widoki. Po drugie, wejście na niego jest dość techniczne i bardzo urozmaicone. Co jest pod wieloma względami zaletą samą w sobie. Niestety przed samym szczytem, na krótkim fragmencie z łańcuchami robi się mały korek. Nie jest to jakoś wyjątkowo trudne miejsce, ale niektórzy, może przez wzgląd na mało przyczepne obuwie lub brak umiejętności, po prostu sobie tam nie radzą. W końcu udaje nam się dostać na szczyt. Znajdujemy nieco spokojniejsze miejsce, z którego podziwiamy ciągnące się po horyzont góry i snujące się pomiędzy nimi mgły. Widok zachwyca i udowadnia, iż jesień jest jedną z bardziej magicznych pór roku.
Medziholie – Południowy Groń
Z Wielkiego Rozsutca kierujemy się na przełęcz Medziholie. I tu zaczyna się zabawa. Bo ten odcinek szlaku jest stromy, bardzo skalisty i na kilku odcinkach zabezpieczony łańcuchami czy stalowymi linami. Ponownie, robią się małe zatory. Ale w wielu miejscach po prostu można bezpiecznie wyminąć osoby, które idą wolniej, by kontynuować wędrówkę własnym tempem. I tak też czynimy. Szlak bardzo nam się podoba, choć na każdym kroku trzeba uważać.
Tak czy inaczej dość gwałtownie schodzimy na Medziholie. Stamtąd nie idziemy na szczyt Stoh, ale trawersujemy jego zbocze żółtym szlakiem. Zdecydowaliśmy się na taki wariant głównie dlatego, iż zrobiło się już dość późno, a po zmianie czasu zmierzch zaczyna zapadać chwilę po godz. 16. Po pokonaniu trawersu ponownie połączyliśmy się z czerwonym szlakiem, który zaprowadził nas bezpośrednio na Południowy Groń (Poludňový grúň).
Powrót do Terchovej
Na Południowym Groniu pożegnaliśmy się z głównym grzbietem Małej Fatry i rozpoczęliśmy drogę powrotną do Terchovej. Najpierw żółtym szlakiem zeszliśmy do Chaty na Gruni. Po pięciominutowym odpoczynku ruszyliśmy niebieskim szlakiem ku Dolinie Vratnej. Dość gwałtownie musieliśmy wyjąć czołówki, gdyż w lesie momentalnie zrobiło się ciemno. Na szczęście ten odcinek pokonaliśmy sprawnie. Ale później… czekała nas wędrówka asfaltem ku Terchovej. Może to moja wiara w ludzi, a może jakaś forma mini-manifestacji, ale założyłam, iż ktoś na pewno nas podrzuci do miejscowości. W szczególności, iż przez dolinę przejeżdżało sporo aut. Nie chcieliśmy jednak stać i machać na kierowców. Po prostu szliśmy grzecznie poboczem, oświetlając sobie drogę. Po 5 minutach zatrzymali się przy nas Słowacy: Daleko macie? Może was podrzucić? Nie trzeba nas było dwa razy namawiać. Kiedy wsiedliśmy, stwierdzili: Ludzie gór muszą sobie pomagać. No cóż, nic dodać, nic ująć. Dzięki nim oszczędzamy jakieś 30 min i szybciej możemy znaleźć się w ciepłym wnętrzu restauracji, by w końcu zjeść porządny posiłek.
Podczas tej wycieczki zrobiliśmy ok. 28 km (26 km podczas trekkingu + 2 km z Terchovej do noclegu) i 1700 m przewyższenia.
Dzień 2: Krasňany- Stratenec – Suchy – Chata pod Suchym Krasňany
Drugiego dnia przyszło zapowiadane, lekkie załamanie pogody. Teoretycznie planowaliśmy zrobić jakąś ciut spokojniejszą trasę. A wyszło, jak zwykle, czyli bardzo ciekawie, choć odrobinę mniej widokowo.
Krasňany – przełęcz Priehyb
Tym razem jednak zdecydowaliśmy się na podjechanie na szlak samochodem. Bowiem do jego początku we wsi Krasňany mieliśmy jakieś 15 km. Już jadąc tam widzieliśmy, iż cały masyw Małej Fatry przykryty jest warstwą chmur. Prognozy jednak optymistycznie twierdziły, iż ok. godz. 13 ma się rozpogodzić. Trzymając się tej myśli zaparkowaliśmy samochód i niebieskim szlakiem ruszyliśmy przez Dolinę Kur. Początkowo trasa nie jest zbyt interesująca – szutrowa droga, nieco podniszczona trwającą, choćby teraz, zwózką drewna. Po jakiś 2 km szlak oddala się od potoku Kur i zaczyna piąć się po przykrytym dywanem z liści zboczu. Panuje tu niesamowity klimat, z mgłą snującą się pomiędzy bukami. I choć widoków nie ma, to i tak jest pięknie i troszkę mrocznie. Po ok. 2 godzinach docieramy na główny grzbiet, a dokładniej na przełęcz Priehyb. Tu warunki robią się bardziej wymagające, głównie za sprawą bardzo silnego wiatru.
Stratenec – Suchy – Chata pod Suchym
Mimo aury pogodowej i absolutnego braku widoków wędrówka z przełęczy jest szalenie ciekawa. Jest tu sporo skałek, trzeba się momentami wspinać. Teren również jest mocno urozmaicony. Najpierw wchodzimy na szczyt Stratenec (1513 m n.p.m.), a po jakimś czasie na jego niższego kolegę, czyli Suchego (1468 m n.p.m.). Pierwszych turystów spotkaliśmy dopiero na głównym grzbiecie. I trzeba przyznać, iż aura panująca tego dnia w Małej Fatrze była wyjątkowo „dla koneserów”. Bo napotkane osoby możemy liczyć niemal na palcach jednej ręki.
Po opuszczeniu Suchego i przejściu może 500 m… wyszliśmy z chmury. Odsłoniły nam się widoki na Żlinę czy pasmo Wielkiej Fatry. Zadowoleni z takiego stanu rzeczy ruszyliśmy ku położonemu nieco poniżej schroniska. Klimatyczna Chata pod Suchym nie była tego dnia oblegana przez tłumy, dlatego zatrzymujemy się tam na obiad. Marek pałaszuje kapustnicę, a ja buchty na parze, które od lat kojarzą mi się ze słowackimi schroniskami. Do tego kawka i można ruszać w dalszą trasę.
Przez Brestov do Krasňanów
Żółtym szlakiem, który trawersuje zalesione zbocze, kierujemy się ku szczytowi Brestov. Na tym odcinku trasy, co jakiś czas otwierają się widoki głównie na Żylinę, położoną na zachód od pasma Małej Fatry. Przy szczycie dołącza do nas szlak zielony, który mniej lub bardziej stromo sprowadza nas niżej, ku rozległym polanom ponad Krasňanami. Z racji tego, iż późne popołudnie było dużo bardziej pogodne, to w tym miejscu odsłoniły się przed nami naprawdę rewelacyjne widoki. Niestety dotarliśmy tam ciut za późno, bo chwilę po zachodzie słońca. Do auta wracamy częściowo szlakiem rowerowym, a częściowo pieszym-żółtym.
Podczas tej wycieczki zrobiliśmy 16,6 km i 1185 m przewyższenia.
Dzień 3: Vratna – Sokolie – Kraviarskie – Wielki Krywań – Vratna
Ponieważ poprzednie dwa trekkingi nadwyrężyły kolana Marka, to ostatniego dnia postanowiliśmy się rozdzielić. Ja ruszyłam na trekking, on na baseny w Tatralandii. Jednak tym razem Mała Fatra postanowiła mi dać nieco popalić. Ale od początku.
Dolina Vratna – Sokolie
Marek podwozi mnie do Doliny Vratnej, a dokładniej na parking przy ośrodku narciarskim Vrátna Malá Fatra Paseky. Stamtąd mam dwie opcje rozpoczęcia trekkingu i wybieram dłuższą, biegnącą przez Sokolie. To jeden z dwóch, skalnych masywów w tej okolicy (drugim jest Boboty). Obieram zielony szlak przez Hreben (grzebień). Początkowo musze przejść między domami, następnie przeciąć polanę, by następnie wejść do bukowego lasu. Jest pięknie i rudo. Po ok. 35 min docieram do pierwszego punktu widokowego, skąd podziwiać mogę dolinę i szczyt Chleb czy Wielki Rozsutec. Jednak dużo szersza panorama rozciąga się z kolejnej skały, na którą wspiąć się można dzięki zabezpieczeniom w postaci łańcuchów. Spędzam tam chwilę, by następnie ruszyć już bezpośrednio na Sokolie. Żegnam się z zielonymi oznaczeniami i witam z tymi żółtymi. Tu trasa biegnie głównie grzbietem, mijając lub przecinając kolejne, interesujące formacje skalne. Na Sokolie wpadam tylko na chwilę, bo przede mną jeszcze długa i jak się za chwilę okaże, wymagająca trasa do przejścia.
Przełęcz Prislop – Kraviarske
Z Sokolie schodzę na przełęcz Prislop, gdzie zjadam coś na gwałtownie i ruszam niebieskim szlakiem stromo pod górę. Z racji tego, iż w nocy był przymrozek, a później weszły dodatnie temperatury, północne stoki były na etapie rozmarzania. W efekcie, tworzy się na nich śliska warstwa z błota i szronu. Po zrobieniu kilku kroków na eksponowanym zboczu, zaliczam błotne SPA. Praktycznie całą, prawą nogę mam ubłoconą. O tym, jak wyglądają moje rękawicznik, nie wspomnę. Prezentuję sobą obraz nędzy i rozpaczy. Początkowo choćby próbuję ściągnąć warstwę gliniastego błota z legginsów, ale po 2 minutach się poddaję. Nie ma to najmniejszego sensu. Gorzej, iż błoto oblepia mi całe buty. Przez to ich przyczepność jest ujemna. A przede mną długie, mozolne i strome podejście. Klnę pod nosem, bo nie jestem w stanie utrzymać równego tempa, co dodatkowo mnie męczy. Na szczęście, po dotarciu na szczyt Baraniarki zaczynam wędrówkę grzbietem.
Dalej mam przed sobą strome podejścia i zejścia (jest też jedna sekcja z łańcuchami), ale nie jest aż tak mozolnie. Do tego Mała Fatra odsłania się tu w pełnej okazałości. Mogę podziwiać Wielki Krywań, okolice górnej stacji kolei linowej, Chleb czy oddalony nieco Wielki Rozsutec. Na szczycie Kraviarskie zatrzymuje mnie ekipa czterech Słowaczek, robię im zdjęcia i ruszam dalej, słysząc komentarz, iż strasznie mam szybkie tempo. Fakt, trochę się spieszę, bo mam przed sobą jeszcze jedno, długie podejście oraz strome zejście do doliny Vratnej, a dzień jest w listopadzie stanowczo za krótki.
Sedlo za Kraviarskym – Pekelnik – Wielki Krywań
Schodzę na Sedlo za Kraviarskym, szybki łyk herbaty, jakaś przekąska i idę dalej. To już ostatnie, bardziej wymagające podejście tego dnia. Z przełęczy muszę dostać się na główny grzbiet Małej Fatry. Docieram tam najpierw niebieskim szlakiem, a później fragmentem żółtego. Następnie wchodzę na szczyt Pekelnik, a z niego ruszam na Wielki Krywań w towarzystwie niesamowicie rozległych widoków. Fakt, nie ma takiej przejrzystości powietrza, jak pierwszego dnia, ale i tak jest pięknie. Widzę natomiast lekko skonsternowane miny mijających mnie osób. Słyszę choćby komentarz: Ojej, ta pani musiała skądś spaść! Mój ubłocony outfit kontrastuje dość mocno w tym terenie. Bowiem na głównym grzbiecie nie choćby grama błota.
Na Wielkim Krywaniu spotykam odrobinę więcej turystów. Z racji bliskości górnej stacji kolei gondolowej dociera tu sporo osób. Ale przez cały czas nie mogę mówić o wielkich tłumach. Na szczycie robię kilka zdjęć i uciekam, bo zaczyna wiać mocny, przenikliwie zimny wiatr.
Droga powrotna wzdłuż kolei linowej
Do Doliny Vratnej postanawiam zejść najszybszą trasą, czyli szlakiem wzdłuż kolei linowej. Nie cieszyłam się na tę wędrówkę, bo wiedziałam, iż mimo ładnych widoków, jest tu stromo i dość mozolnie. A żeby nie było za nudno, to znów pojawiło się gliniaste błoto. Tym razem jednak udaje mi się nie zaliczyć kolejnej, błotnej maseczki. Najwyraźniej limit tego zabiegu wyczerpałam kilka godzin wcześniej. Do parkingu przy dolnej stacji kolei linowej schodzę wykończona. Mała Fatra kolejny raz mi pokazała*, iż oferuje bardziej wymagające i męczące szlaki. Ale i tak było warto!
Podczas tej wycieczki zrobiłam 16,4 km oraz prawie 1700 m przewyższenia.
*Kilka lat temu, jeszcze za studenckich czasów, wędrowałam zimą przez Małą Fatrę. Miałam okazję zaliczyć tam mój najzimniejszy nocleg (przy jakiś -20-25 stopniach), najgorsze odwodnienie (byłam tak zdesperowana, iż zaczęłam jeść śnieg), a na koniec poparzyłam sobie żołądek (po tym, jak dopadłam do Chaty pod Chlebem i rzuciłam się na herbatę jak szczerbaty na suchary).
Mała Fatra praktycznie
- Mała Fatra to idealny cel wycieczek o każdej porze roku. Góry te są łatwo dostępne zarówno od północnej, jak i południowej strony (rozbudowana sieć szlaków). Od północy można się wspomóc koleją gondolową Vrátna – Snilovské sedlo.
- Terchova to bardzo dobra baza wypadowa. Głównie dlatego, iż blisko stąd do doliny Vratnej, Stefanowej czy Janosikowych Dierów.
- Jeśli chodzi o noclegi, to my możemy polecić Chałupę pod Lipami (link afiliacyjny). Nie znajduje się w centrum Terchovej, tylko jakieś 1.5 km od niego. Naprzeciwko znajduje się stacja benzynowa oraz karczma. Warunki są super, a właściciele bardzo mili.
- Jeśli zgłodniejecie, to polecamy wpaść na obiad do Karczmy Zbojnik (Terchová-Vyšné Kamence 12) lub do Reštaurácia Kultúrny dom Terchová. W obu znajdziecie tradycyjne, słowackie dania (haluszki, wyprażany ser itd.). W karczmie dodatkowo serwowana jest pizza z pieca. Ceny w miarę standardowe.
- Mała Fatra, o czym warto pamiętać i mieć gdzieś z tyłu głowy, jest domem dla sporej ilości niedźwiedzi. Nie tak dawno temu, jeden z tych drapieżników zaatakował biegacza. Prawdopodobnie mężczyzna poruszał się na tyle cicho, iż zaskoczył niedźwiedzia i ten poczuł się zagrożony. Dlatego sporo Słowaków chodzi po górach z gazem na niedźwiedzie lub z dzwoneczkami przytroczonymi do plecków. Dobrą metodą jest też po prostu stukanie kijkami o kamienie lub rozmowa ze współtowarzyszami. Ja, gdy szłam sama, po prostu odpaliłam sobie na telefonie audiobooka. A ponieważ przez większość czasu nie było wokół mnie nikogo, to raczej nie przeszkadzało to innym turystom. A ja czułam się odrobinę bardziej komfortowo.
Uważacie ten wpis za przydatny? Chcielibyście wesprzeć naszego bloga? Zachęcamy do postawienia nam wirtualnej kawy. Z góry dziękujemy!
Post Mała Fatra – najpiękniejsze szlaki z Terchovej i jej okolic pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.