Makiełki, makówki

kardamonowy.pl 4 lat temu

To jest dla mnie chyba najważniejszy świąteczny przepis. Nie w tym roku, ogólnie. Kojarzy mi się z domem rodzinnym, ukochaną babcią i atmosferą, którą ciężko będzie kiedykolwiek jeszcze powtórzyć. Co ja piszę, jakie ciężko? To jest po prostu niemożliwe.
Najlepsze makiełki robiła moja babcia, ten smak zapamiętam do końca życia. Jestem szczęściarą, która jest w posiadaniu babcinego zeszytu z przepisami. Jednym z nich są właśnie tytułowe makiełki, która parę dni temu robiłam pierwszy raz w życiu. Nie wyszły tak dobre jak Irenki, ale dokładnie wiem w czym popełniłam błąd. Za rok będą lepsze, może za pięć będą idealne. W opisie pod składnikami poprawiłam już to, co zrobiłam źle. Trochę też pomogła mi teściowa w ogarnięciu przepisu i mój brat. Tak czy siak, babcina receptura była priorytetowa.
A, no i jeszcze jedna ważna sprawa. Nazewnictwo. Ja pochodzę z dolnośląskiego, babcia z wielkopolskiego. Od zawsze słyszałam słowo „makiełki” i na wieki wieków będę go używać. Mój mąż, pochodzący ze śląskiego, nagminnie mnie poprawia, mówiąc, iż to „makówki”. Nazywajcie sobie to jak chcecie, nie będę się z nikim przepychać. W internecie parę dni temu widziałam jeszcze trzecią nazwę tej potrawy, ale już jej nie pamiętam.
Makiełki to deser, który mogę jeść w święta w ilościach nieograniczonych. Nawet, gdy czuję, iż już nic więcej nie zmieszczę, na makiełki miejsce znajdzie się zawsze. W zeszłym roku choćby je zamroziłam na próbę i zjadłam je chyba pod koniec stycznia. Smakowały bardzo dobrze. W tym roku zamroziłam adekwatnie całą porcję, nie chciałam ich jeść przed świętami. Odpalę je za tydzień.
Jest jeszcze coś o czym chciałam napisać. Mi makiełki najbardziej smakują z grubą warstwą bułki. W przyszłym roku zrobię ją jeszcze grubszą, niż wyszła na zdjęciu, ta jest dla mnie za licha. o ile lubicie takie cuda jak bułki na mleku, od razu Wam mówię, zróbcie grubsze warstwy bułki w makiełkach.
Po tegorocznej wigilii u teściów i po rozmowie z moim bratem, okazało się, iż bułki spokojnie można namoczyć choćby 1 l mleka. Już edytowałam przepis, wcześniej miałam 500 ml. Myślę, iż 750 ml będzie złotym środkiem. Próbujcie.



Składniki:
500 g maku (zmielonego dwukrotnie)
8 łyżek cukru (lub więcej)
2 łyżki masła
duża garść orzechów włoskich
duża garść rodzynek
duża garść płatków migdałów + dodatkowo do posypania
2 łyżki kandyzowanej skórki z pomarańczy
2 łyżki miodu
1 bułka wrocławska (inne nazwy to: baton, weka, bułka paryska)
750 ml – 1000 ml mleka 3,2%
1 mała laska wanilii

Na początku jedna uwaga, ja kupiłam już zmielony mak, dlatego przepis ma taką formę, a nie inną. o ile macie mak jeszcze nie gotowy, polecam najpierw go sparzyć, a później dwukrotnie zmielić przy pomocy maszynki do mielenia mięsa.
Mleko wlewamy do garnka. Wanilię kroimy w poprzek, wyskrobujemy z niej ziarenka, dodajemy do mleka (laskę i ziarenka), zagotowujemy, studzimy.
Mak wrzucamy do garnka, zalewamy wodą (tak, by woda tylko przykryła mak), dodajemy do niego cukier i masło, gotujemy około 30 minut, mieszamy od czasu do czasu. Po tym czasie wrzucamy do niego poszatkowane orzechy i migdały, a także skórkę pomarańczową i rodzynki, gotujemy wszystko dosłownie 5 minut. Masa makowa nie może być za sucha, nie może też ociekać wodą. Chodzi o to, żeby makiełki finalnie nie wyszły bardzo suche. Pilnujcie więc masy podczas gotowania, często ją doglądajcie i mieszajcie. Po wyłączeniu gazu dodajemy miód, mieszamy, studzimy.
Mleko (bez laski wanilii) przelewamy do głębokiego talerza.
Na dno dużej miski wykładamy cienką warstwę masy makowej (około 1,5 cm).
Bułkę kroimy w grube kromki (mniej więcej 1,5 cm). Każdą kromkę zamaczamy w mleku (ma być porządnie nasączona) i układamy na pierwszej warstwie maku. Następnie wykładamy kolejną warstwę maku i znowu warstwę nasączonej bułki.
Moja miska nie była jakoś wybitnie wysoka, dlatego u mnie wyszło tyle warstw, ile widzicie na zdjęciu. Ostatnia warstwa to mak. Całość można posypać płatkami migdałów (tak robiła moja babcia), można też użyć wiórków kokosowych (to wersja teściowej). Makiełki wkładamy do lodówki, najlepiej smakują najwcześniej dzień po zrobieniu.
Z tej ilości składników wyszły dwie dość spore miski. Naje się nimi spokojnie z 8 osób (piszę o osobach, które nie mają obsesji na punkcie makiełek, ja taką miskę zjadam w dwa, góra trzy dni).


Idź do oryginalnego materiału