**Jeden wisiorek zmienił tudo: jak żona przywróciła męża do życia**
— Kochanie, wpadnę dziś do Kasi — powiedziała Kinga, poprawiając gwałtownie włosy przed lustrem. — Sto lat się nie widziałyśmy.
— Jasne — skinął głową Marek. — Miłego wieczoru.
Kinga wyszła, a w domu zapanowała znajoma cisza. Marek, uradowany rzadką okazją do spokojnego posiedzenia przy komputerze, zanurzył się w grze. niedługo jednak rozproszył go dźwięk telefonu.
— Cześć, stary! — rozległ się w słuchawce głos Jacka, starego przyjaciela Marka. — Jade do ciebie! Żony nie ma w domu, a tak w ogóle to właśnie widziałem ją koło mojego biura…
Marek zastygł z telefonem w dłoni. Mechanicznie powtórzył:
— Koło biura? Jesteś pewien? Przecież poszła do Kasi.
— Na sto procent ją widziałem — potwierdził Jacek. — Wyszła z jubilera z jakąś torbą. Wsiadła do auta i odjechała. Swoją Kingę mógłbym pomylić z każdą inną kobietą, ale twoją? Nigdy.
Marek poczuł, jak coś ciężkiego osiada mu w piersi. Zawsze bezgranicznie ufał Kingi. Przez pięć lat małżeństwa nigdy się poważnie nie pokłócili, ich związek był wzorem dla przyjaciół. Ale teraz…
Gdy Jacek dotarł, Marek wciąż łamał sobie głowę nad tym, co usłyszał.
— No to chodź, zaczynamy! — Jacek postawił na stole paczkę z piwem.
— Czekaj… Na pewno to była Kinga? — uparcie dopytywał się Marek.
— Pewnie. Była taka rozpromieniona, z tą torbą… Prezent sobie kupiła? Coś jej sprawiłeś?
— Nie — ochryple odpowiedział Marek.
W głowie kotłowały mu się myśli. „Czyżby miała kogoś?” — zadawał sobie pytanie. Postanowił zadzwonić do Kingi.
— Cześć, kochanie. Gdzie u nas są większe szklanki? Jacek przyszedł, a ja nie mogę znaleźć… — powiedział sztucznie wesołym tonem.
— W szafce, po prawej — odparła Kinga. — Jesteśmy z Oliwką, przymierzamy jej nowe ciuchy. Wszystko gra.
Z telefonu dobiegł głos Kasi, potwierdzając słowa Kingi.
Marek odetchnął z ulgą. Pewnie Jacek się pomylił.
Kinga wróciła późnym wieczorem. Pachniała perfumami i czymś jeszcze — ledwo wyczuwalnym zapachem nowości.
— Jak było? — zapytał Marek.
— Cudownie, — uśmiechnęła się Kinga, całując go w policzek. — Przymierzałyśmy jej zakupy. Chciała jeszcze iść do klubu, ale bez ciebie nie poszłam.
Na sercu Marka zrobiło się lżej. Postanowił nie dręczyć się tymi podejrzeniami.
Rano, jak zwykle, przygotował śniadanie. Od pół roku nie miał pracy, szukał odpowiedniego miejsca — i starał się wynagradzać Kingi małymi gestami. Podał jej śniadanie do łóżka, patrząc z dumą, jak się uśmiecha.
Lecz wtedy Kinga, dziękując mu, dodała nagle:
— Znajdź w końcu tę pracę… Jak długo możesz ciągnąć się na mojej głowie?
Te słowa sparzyły. Marek chciał coś odpowiedzieć, ale wtedy jego wzrok padł na jej szyję — lśnił tam mały wisiorek w kształcie serca, którego wcześniej nie miała.
— Skąd ta biżuteria? — ochryple zapytał.
— Prezent — odparła lekko Kinga. — Kupiłam sobie. Z premii.
Lecz wątpliwości już zapuściły korzenie w sercu Marka. Mimo zapewnień Kingi, w głowie tkwiła jedna myśl: „Ma kogoś”.
Ten dzień spędził, gorączkowo przeszukując strony z ofertami pracy. Musiał znaleźć coś natychmiast, za wszelką cenę.
Kilka godzin później Marek siedział na rozmowie kwalifikacyjnej. A już następnego dnia zaczął nową posadę — w firmie produkującej okna. Pensja była przeciętna, ale stabilna.
— od dzisiaj wszystko się zmieni — obiecał sobie.
Tydzień później wieczorem postanowił zrobić Kingi niespodziankę — przyrządził kurczaka w rękawie, nakrył do stołu.
Gdy Kinga wróciła, zdziwiona uniosła brwi:
— Świętujemy?
— Jutro pierwszy zaliczek — oznajmił z dumą Marek. — Czas świętować.
Kinga uśmiechnęła się zakłopotana. Gdzieś głęboko ukłuło ją poczucie winy. W końcu ten cały plan z wisiorkiem był jej małą sztuczką…
Następnego dnia zadzwoniła do matki:
— Mamo, udało się! Znalazł pracę! Dba o mnie jak nigdy. A ten wisiorek… — zaśmiała się. — Tylko jeden wisiorek wystarczył, żeby go otrzeźwić.
W tej chwili Kinga patrzyła na śpiącego po pracy Marka i rozumiała: czasem mała prowokacja to najlepszy sposób, by przypomnieć o prawdziwych uczuciach.