Luneta jako dzieło Szatana

adamaswtrasie.blogspot.com 3 tygodni temu

Pomysł na ten bardzo filozoficzny wpis powstał w mej głowie bardzo dawno temu, w czasach jeszcze studenckich, gdy trafiłem na zajęcia na wydziale – nomen omen – filozofii. W trakcie zajęć, w czasie jakiejś dyskusji o momentach przełomowych w postrzeganiu rzeczywistości zeszło na wiekopomność galileuszowej lunety (choć jak wiemy, nie on ją wynalazł). Otóż użycie jej wywołało spory intelektualny ferment, na co Kościół (a przynajmniej niektórzy, adekwatnie to nieliczni, z hierarchów) zareagował stwierdzeniem, iż to musi być dzieło Szatana, a to, co tam w niej widać to iluzje. Wywołało to uśmiechy, nieco szydercze, na twarzach młodszych kolegów-studentów (niektórzy bowiem, prosto po maturze i bez większych życiowych doświadczeń byli już bowiem nowocześni; wiecie, wiara – zabobon, te sprawy). Głębsze przemyślenie sprawy skłoniło mnie jednak do wysnucia wniosku, iż stwierdzenie ówczesnych purpuratów wcale nie musiały być na wyrost.

Konkatedra we Fromborku - miejsce pracy Mikołaja Kopernika
Nie chodzi oczywiście o fizyczny obraz widziany w okularze lunety, ale o zachwianie się ładu społecznego. A na tym, jak wiadomo, zyskuje tylko Zło.
Jaka jest bowiem mentalna mapa ówczesnych Europejczyków? W centrum Wszechświata znajduje się Ziemia, zbudowana z czterech żywiołów, które przechodzą jeden w drugi gnijąc czy paląc się. Ziemia otoczona jest Sferami Niebieskimi, które – w przeciwieństwie do niej – są niezmienne, zbudowane z piątego żywiołu, który jest stały i wieczny. To piąta esencja, kwintesencja, eter. Owszem, przewrót kopernikański wprowadził pewne zamieszanie w mechanikę Nieba, już wiemy, iż nie wszystko kręci się wokoło Ziemi, ale przez cały czas w umysłach tkwi przekonanie, iż TAM jest inaczej niż TU. I kiedy nasze gnijące życie się skończy, udamy się w miejsce, gdzie trwa niezmienna Wieczność. Więc róbmy tu co trzeba, nie martwmy się przemijalnością, bo TAM jej nie będzie.
Nie ukrywam, iż to wspaniała i spójna wizja Świata, zapewniająca to, do czego Człowiek dąży – bezpieczeństwo i stabilność. Owszem, pojawiają się głosy – wszak Człowiek jest istotą rozumną, zobligowaną do poznawania Świata i czynienia go sobie poddanym przecież – iż widoczne na nieboskłonie lśniące gwiazdy są takimi samymi Światami jak nasz, ale to tylko niezbyt znaczne teorie (angielski szpieg spalony na stosie w 1600, Giordano Bruno tak twierdzi, ale wbrew obiegowej opinii poszedł z dymem nie w imię nauki; warto dodać, iż – mimo organoleptycznych dowodów – dość powszechnie wiedziano, że Ziemia nie jest płaska; nie jest też wklęsła, choć przecież buty ścierają się na czubkach i piętach najmocniej). W każdym razie żyjemy tu sobie bezpiecznie.
Podobno da się dostrzec krzywiznę Ziemi
Kiedy jednak, czyniąc sobie Ziemię poddaną, dostajemy do ręki nowe narzędzia poznawania Świata to poczucie bezpieczeństwa pęka niczym mydlana bańka. Taki mikroskop nie robi mentalnej krzywdy (zresztą do dziś sporo ludzi nie wierzy w drobnoustroje), ale teleskop? Patrząc przezeń w niebo widzimy na Księżycu kratery. Dziury. Generalnie znaki zniszczenia, zgnilizny. Czyli TAM występuje to samo co TU. A o ile obie te sfery są takie same, to jaki sens jest starać się TU by trafić TAM? Czyżby Nieba nie było? A jeżeli Nieba nie ma, to nie ma też Piekła. Nie ma kary. Hulaj dusza, można robić wszystko to, na co ma się ochotę.
Hulaj dusza, Piekła nie ma
Ktoś mądrzejszy ode mnie stwierdził, że największym osiągnięciem Szatana jest to, iż już nikt w niego nie wierzy. Wtedy dopiero może on poszaleć.
Ktoś powie: hola, hola! Przecież właśnie pękła szklana bańka, w której żyliśmy. Możemy wszystko, nikt nam tu, w fizycznym Świecie, nie mówi jak żyć (skoro Niebo nie jest TAM, schować się musi poza Świat realny, czyli przestać istnieć w przestrzeni rzeczywistej), jesteśmy zaledwie drobinką, avanti, naprzód! Ten ktoś to Rene Descartes, najemny żołnierz z Francji, walczący w krwawych wojnach w Niderlandach. Znamy go jako Kartezjusza. Tak, to ten od słynnego "myślę, więc jestem". Ludzie tego pokroju w końcu mogą odetchnąć, zerwali okowy, będą mogli żyć kierowani Rozumem. Ba, niedługo, pośród gwałtów i mordów Wielkiej Rewolucji Francuskiej, wznosić zaczną w bałbochwalczym kulcie owemu Rozumowi świątynie. Bo przecież Nieba nie ma, Bóg jest martwy, świat realny jest poznawalny. Nietzsche czy Marks wyrastają z tej kartezjańskiej wizji Świata. I wiemy do czego to doprowadziło – stworzyli zastępczy model bezpiecznego Wszechświata, przyjęli pod swoje skrzydła masy przerażone brakiem stabilizacji i bezpieczeństwa. Auschwitz nie spadło z nieba.
Amsterdam - ulubione miasto Kartezjusza
Bo, jak wspominałem, większość ludzi wcale nie chce zdobywać Świata. Wizja mówiąca, iż jesteśmy li tylko niewielką kruszynką w olbrzymim Wszechświecie, na dodatek pozbawieni fizycznej opieki z TAM jest dla typowego człowieka czymś strasznym. W końcu nie po to przez setki tysięcy lat budowaliśmy sobie bezpieczny obraz Świata, żeby teraz znowu bez jakiegoś wsparcia wyjść w ciemność. Wie to Blaise Pascal – człowiek niezwykle wrażliwy, przerażony wizją zniknięcia Boga z fizycznego Świata. Nie ucieka jednak w stronę wiary, większość z nas to Tomaszowie Didymosowie, żeby uwierzyć musimy zobaczyć (a to już niemożliwe), tylko bierze sprawę na logikę – stąd słynny Zakład Pascalowski, mówiący, że głupotą byłoby przypuszczać, iż faktycznie Boga nie ma. A skoro tak, to takąż byłoby nie przestrzeganie Jego zasad.
Gdy wykluczy się Boga.
Jak pokazuje nam historia, logika Pascala nie zlikwidowała myślowego fermentu, i nie zapobiegła okropnościom dziejącym się za sprawą uważających się za nowoczesnych fanatyków ułud dających pozorne poczucie bezpieczeństwa. Skoro en masse Europa odrzuciła spójną i bezpieczną wizję Świata nie ma się co dziwić, iż właśnie zostaje pożerana przez kulturę mającą własną koncepcję mentalnego bezpieczeństwa. Szatan tylko się cieszy.
Idź do oryginalnego materiału