Luksus po helsku. Kiedy miastem rządzi chciwość

angora24.pl 10 godzin temu

Wjeżdżając na Mierzeję Helską na rondzie we Władysławowie, rozpoczynamy odliczanie znane każdemu Polakowi: Chałupy, Kuźnica, Jastarnia, Jurata, Hel. Do miejscowości na końcu półwyspu nie zawsze można było wjechać, do miejsca „o szczególnym znaczeniu strategicznym” prawo wjazdu samochodem przysługiwało tylko mieszkańcom i wojskowym. – Między innymi dlatego tak długo udało się tu powstrzymać rabunkową turystyczną deweloperkę, która w innych miejscowościach mierzei doszła do głosu już w latach 80. – mówi Małgorzata Ostaszewska, mieszkanka Helu, na co dzień bibliotekarka. Jesteśmy razem już na tzw. cyplu helskim, czyli doskonale widocznym z lotu ptaka zielonym od drzew zaokrągleniu na końcu mierzei. Skręcamy z ul. Kuracyjnej w lewo w las, do niedawna znajdujący się pod rządami wojska. Krajobraz szpeci nieco nowoczesna bryła pensjonatu, ale gdy zostawiamy ją za sobą, nic nie zakłóca śpiewu ptaków i szumu drzew. Drzew, na których namalowano już sprayem pomarańczowe numerki – wyroki śmierci.

To właśnie tu powstanie Centrum Rewitalizacji Zdrowia „Hel Happiness”, bo tak brzmi pełna nazwa olbrzymiego hotelu na ponad 250 pokojów i apartamentów, z centrum wellness i spa oraz wielopoziomowym parkingiem na 260 samochodów i cztery autokary. Inwestor – prywatna firma – uzyskał już wszystkie wymagane prawem pozwolenia i może zacząć budowę. – Centrum ma mieć ponad 10 tys. metrów kw. powierzchni i 18 metrów wysokości, a drzewa, które znikną, rosły kilkadziesiąt lat, niektóre ponad 100 – rzuca liczbami pani Małgorzata. – Przerażające, iż formalnie wszystko dzieje się zgodnie z prawem.

Idź do oryginalnego materiału