— Ludko, zwariowałaś na stare lata! Twoje wnuki już chodzą do szkoły, o jakim weselu mówisz? — takie słowa usłyszałam od siostry, gdy oznajmiłam jej, iż wychodzę za mąż.

newsempire24.com 11 godzin temu

Jadwiga, co ty robisz w podeszłym wieku! Właśnie już wnuki chodzą do szkoły, a ty planujesz ślub? tak usłyszałam od siostry, kiedy wyznałam jej, iż zamierzam wziąć ślub.

Dokąd pójdzie mój los? Za tydzień mam i z Tomaszem wziąć się pod stołem, więc myślałam, iż najpierw powinnam poinformować siostrę. Oczywiście nie przyjedzie na uroczystość mieszkamy po przeciwnych stronach Polski, a w naszych sześćdziesiątych latach nie planujemy hucznych przyjęć z krzykami Gorzej!. Przez chwilę pomyślałam, iż choćby nie zawrzeć małżeństwa, ale Tomasz nalega. Jest mi jak cień przy każdym kroku: drzwi w klatce otwiera, rękę podaje, gdy wsiadam z auta, płaszcz pomóc przystrzyże. Nie zgodzi się żyć bez pieczęci w dowodzie. Powiedział: Co ja, chłopiec, czy co? Potrzebuję poważnego związku. A dla mnie to rzeczywiście chłopiec, choć z siwiejącą grzywą.

W pracy szanują go, zwracają się do niego wyłącznie po imieniu i nazwisku ojcowskim. Tam jest poważny, surowy, a kiedy mnie widzi wygląda, jakby co czterdzieści lat cofał się w czasie, łapie mnie w objęcia i chce kręcić po środku ulicy. Czuję się wtedy zarazem szczęśliwa i zawstydzona. Ludzie patrzą i będą się śmiać mówię. On: Jakich ludzi? Nie widzę nikogo, oprócz ciebie!. Gdy jesteśmy razem, mam wrażenie, iż na całej ziemi nie ma nikogo oprócz nas.

Miałam jeszcze siostrę, której musiałam wszystko wyjawić. Bałam się, iż Zuzanna, jak i inni, potępiają mnie, a najpotrzebniejsza była jej pomoc. W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam.

Jadwigaaa, rozbrzmiał jej głos, jakby szczerze zdumiony, kiedy usłyszał, iż mam się ożenić, rok dopiero minął, odkąd pożegnaliśmy Wiktora, a już znalazłaś mu zamiennik!

Wiedziałam, iż szokuję siostrę nowiną, ale nie przypuszczałam, iż jej oburzenie wywoła mój zmarły mąż.

Józio, pamiętam, przerwałam ją. Kto wyznacza te ramy? Możesz podać liczbę? Po jakim czasie mogę znów być szczęśliwa, by nie dostać potępienia?

Zuzanna się zamyśliła:

No cóż, dla przyzwoitości trzeba poczekać przynajmniej pięć lat.

Czyli mam powiedzieć Tomaszowi: przepraszam, za pięć lat przyjdź, a ja do tego czasu będę w czerni?

Siostra milczała.

A po co to? kontynuowałam. Myślisz, iż po pięciu latach nikt nas nie skrytykuje? Zawsze znajdą się ci, co lubią plotki, ale szczerze mówiąc, mnie to nie obchodzi. Twoja opinia jest ważna, a jeżeli nalegasz, zrezygnuję z wesela.

Wiesz, nie chcę być skrajna, ale weźcie się wziąć już dziś! Nie rozumiem cię i nie popieram. Zawsze byłaś samowystarczalna, a teraz myślisz, iż do starości przetrwasz bez niego. Zrób przysługę sobie i poczekaj jeszcze rok.

Nie poddałam się.

Mówisz: poczekaj rok. A gdyby nam z Tomaszem pozostał tylko rok życia, co wtedy?

Siostra zakręciła nosem.

No dobra, rób, jak uważasz. Wszyscy chcą szczęścia, ale ty przeżyłaś tyle lat w szczęściu

Rozśmiałam się.

Zuzanno, serio? Myślałaś, iż byłam szczęśliwa? Samo to myślałam. Teraz dopiero rozumiem, kim byłam: kołowrotek w fabryce. Nie wiedziałam, iż można żyć inaczej, iż życie może sprawiać radość!

Wiktor był człowiekiem dobrą duszą. Wspólnie wychowaliśmy dwie córki, a dzisiaj mam pięć wnuków. Zawsze powtarzał, iż najważniejsze w życiu to rodzina. Nie sprzeciwiałam się. Najpierw pracowaliśmy na wynos, potem dla rodzin naszych dzieci, potem dla wnuków. Teraz, wspominając tamte lata, widzę, iż to była nieustanna gonitwa za dobrobytem, bez przerwy na obiad. Gdy najstarsza córka wyszła za mąż, mieliśmy już domek w Mazurach, ale Wiktor postanowił rozwinąć gospodarstwo, by wnuki miały własne mięso.

Wzięliśmy hektar ziemi i nosiliśmy na karku jarzmo pracy, które ciągnęło się latami. Hodowaliśmy bydło, które wymagało stałego karmienia. O północy nie kładliśmy się spać, a o piątej rano już byliśmy na nogach. Cały rok mieszkaliśmy na wsi, rzadko jeżdżąc do miasta, tylko po sprawach. Kiedy w końcu miałam chwilę, dzwoniłam do przyjaciółek, a one chwaliły się: jedna właśnie wróciła z nadmorskiego urlopu, druga z mężem w teatrze. A ja nie miałam czasu choćby na kino, nie mówiąc już o zakupach.

Czasem brakowało chleba kilka dni, bo bydło przywiązywało nas rękami i nogami. Jedynym źródłem siły były syte dzieci i wnuki. Starsza córka, dzięki naszemu gospodarstwu, zamieniła auto, młodsza wyremontowała mieszkanie nie na darmo tak się męczyliśmy. Pewnego dnia odwiedziła mnie koleżanka z dawnych lat i mówi:

Jadwigo, najpierw cię nie poznałam. Myślałam, iż wypoczywasz na świeżym powietrzu, nabierasz sił. A tu ledwo żywa! Po co się tak męczysz?

A jak inaczej? Dzieci potrzebują pomocy odpowiedziałam.

Dzieci dorosną same, a ty powinnaś żyć dla siebie.

Nie rozumiałam wtedy, co to żyć dla siebie. Dziś wiem, iż można spać ile się chce, spokojnie chodzić po sklepach, do kina, na basen, na narty. Nikt nie cierpi. Dzieci nie zubożyły, wnuki nie głodują. Najważniejsze, iż nauczyłam się patrzeć na zwykłe rzeczy nowymi oczami. Gdy kiedyś zbierałam na podwórku opadłe liście i narzekałam, iż to śmieci, teraz te liście podnoszą mi nastrój. Idziesz po parku, podrzucasz je stopą i cieszysz się jak dziecko. Polubiłam deszcz, bo nie muszę już gonić kóz pod dach, mogę podziwiać go z okna przytulnej kawiarni. Teraz dostrzegam, jak piękne są chmury i zachody słońca, jak przyjemnie jest iść po chrupiącym śniegu. Nasze miasto wydaje się piękne, a wszystko otworzyły przede mną oczy właśnie Tomasz.

Po śmierci męża byłam jak w zawieszeniu. Wszystko stało się nagle: doznał zawału i umarł, zanim przyjechała karetka. Dzieci od razu sprzedadły gospodarstwo, domek i przewiozły mnie z powrotem do miasta. Pierwsze dni szłam jak wariatka, nie wiedząc, co dalej. Zwykłam wstawać o piątej, przemierzać mieszkanie i zastanawiać się, co zrobić ze sobą.

A kiedy w moim życiu pojawił się Tomasz, pamiętam, jak po raz pierwszy wyprowadził mnie na spacer. Okazał się sąsiadem i przyjacielem zięcia, pomagał przewozić rzeczy z domku. Potem przyznał, iż na początku nie miał po mnie żadnego złego zamiaru, widząc zagubioną, przygasłą kobietę, i postanowił mnie wyciągnąć z depresji, rozruszać. Zabrał mnie do parku na oddech świeżego powietrza. Usiedliśmy na ławce, kupił lody, a potem zaproponował spacer nad stawem, by nakarmić kaczek. Kaczki trzymałam w domu, ale nigdy nie miałam chwili, by po prostu przy nich stać. Są takie zabawne, jak przeskakują, łapiąc chleb!

Nie wierzę, iż można po prostu stać i patrzeć na kaczki wyznałam. W domu nie miałam czasu, by się nimi cieszyć, tylko karmiłem, sprzątałem i gotowałem, a tu stań i patrz.

Tomasz uśmiechnął się, wziął mnie za rękę i rzekł: Poczekaj, pokażę ci tyle ciekawych rzeczy! Znasz się jak nowo narodzona.

I miał rację. Jak małe dziecko, codziennie odkrywałam świat na nowo, a on tak mi się podobał, iż przeszłość stała się ciężkim snem. Już nie pamiętam, kiedy dokładnie zrozumiałam, iż szaleńczo potrzebuję Tomasza, jego głosu, śmiechu, delikatnego dotyku. Pewnego poranka obudziłam się z myślą, iż on i wszystko, co się teraz dzieje, jest prawdziwe bez tego nie mogłabym już żyć.

Moje córki przyjęły nasz związek z niechęcią. Mówiły, iż zdradzam pamięć o ojcu. Było mi przykro, czułam się przed nimi winna. Dzieci Tomasza natomiast cieszyły się, iż ich tata wreszcie ma spokój. Zostało tylko opowiedzieć wszystko siostrze, a ja odkładałam tę rozmowę na ostatni moment.

A kiedy macie się wziąć? zapytała Zuzanna po długiej rozmowie.

W ten piątek.

Co mogę powiedzieć? Szczęścia i miłości w podeszłym wieku odrzekła suchą nutą i odszedła.

Do piątku z Tomaszem kupiliśmy jedzenie na dwa, przyodziliśmy się elegancko, złapaliśmy taksówkę i pojechaliśmy do Urzędu Stanu Cywilnego. Gdy wysiedliśmy z samochodu, zamarłam ze zdumienia: przy wejściu stały moje córki z zięciami i wnukami, dzieci Tomasza z rodzinami i, co najważniejsze, siostra! Zuzanna trzymała bukiet białych róż i patrzyła na mnie z łzami w oczach.

Jadwigo! Czy ty naprawdę przyjechałaś za mną? nie mogłam uwierzyć własnym oczom.

Muszę zobaczyć, komu ją oddaję zaśmiała się.

Okazało się, iż w ostatnie dni przed weselem wszyscy już wcześniej zarezerwowali stolik w kawiarni i telefonicznie ustalili plan.

Kilka dni później z Tomaszem świętowaliśmy rocznicę naszego ślubu. On stał się dla wszystkich własną osobą, a ja wciąż nie mogę uwierzyć, iż to wszystko dzieje się naprawdę: jestem tak szczęśliwa, iż aż drży mi serce.

Idź do oryginalnego materiału