Lubię październik, bo w tym miesiącu urodził się mój syn. Dokładnie dziś mija 22 lata od tego wielkiego ważnego wydarzenia. Ważnego też dla mnie, bo to w końcu ja dałam się pokroić. Wielkiego dosłownie, bo moje dziecko raczyło ważyć ponad pięć kilogramów i jako świeży noworodek wyglądał, jak jakiś trzymiesięczny bobas. Zdjęć solenizanta nie będzie, bo po pierwsze nie mam go pod ręką (studiuje i mieszka ze swoją dziewczyna na Śląsku). Po drugie, nie upubliczniam jego wizerunku od dawna. Za to upublicznię swój ;p W końcu, jak mówiłam, to i moje święto ;)
Ałtfit: bluzka z motylkowymi rękawkami, spodnie 7/8, kowbojki, ramonka, Pocałunkowy szal. I torebka z supłami. Kupiłam ją parę lat temu z okazji pewnej uroczystości. Zaproszono mnie do szkoły, w której wtedy uczył się mój synek, po odbiór nagrody z jego różne zasługi na polu nauki. Zapomniałam o niej na dłuższy czas, a ostatnio często używam. Taka ot, historyjka nieciekawa ;)
Październikowa porcja kasztanów. Codziennie nowa dostawa: