A jednak losu nie oszukasz
Najlepsze przyjaciółki, Jadwiga i Zofia, przyjaźniły się od dzieciństwa, mieszkały w tej samej wsi, a wszyscy uważali, iż ich przyjaźń to nierozerwalna więź. Obie były urodziwe, choć Jadwiga wydawała się delikatniejsza i spokojniejsza, a Zofia jakby ogień, żywiołowa i waleczna.
W liceum wszyscy wiedzieli, iż Tadeusz wzdychał do Jadwigi, ale ona nie traktowała poważnie jego spojrzeń. Choć pochlebiało to jej dumie chłopak chodził za nią krok w krok, przynosił kwiaty, wprawdzie polne, codziennie zapraszał na spacery, a choćby wyznał miłość. ale Jadwiga tylko uśmiechała się w odpowiedzi temu sympatycznemu, ale nieśmiałemu Tadeuszowi. I może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby nie stanął między nimi zadufany w sobie Wojciech, który pragnął zdobyć wszystkie najładniejsze dziewczyny.
Ciemnowłosy, o brązowych oczach, Wojciech dumnym krokiem przemierzał szkolne korytarze, nie dając spokoju dziewczętom. Obie przyjaciółki także się w nim zakochały, początkowo choćby żartowały:
Wyobraź sobie, Jadziu, jakiejś szczęściarce uda się zdobyć takiego przystojniaka jak Wojtek śmiała się Zofia.
A Wojciech czuł, iż podoba się i jednej, i drugiej, uważał się za prawdziwego uwodziciela, spacerując z nimi na zmianę. Tydzień z jedną, tydzień z drugą, aż w końcu dziewczyny zaczęły się na siebie złościć przez niego. To rywalizowanie między przyjaciółkami jeszcze bardziej go podniecało. Lubił je drażnić, choć nie zapominał też o okazywaniu uczuć.
Pewnego dnia dawno zaprzyjaźnione dziewczyny pokłóciły się o Wojtka na dobre i czekały, kogo w końcu wybierze. Któregoś dnia Jadwiga spotkawszy go, oznajmiła:
Wojtek, czekam twojego dziecka. Co teraz zrobimy?
Prawda to? zdziwił się, drapiąc się po głowie. No cóż, co robić? Ożenimy się, po co się zastanawiać? Dziecko musi mieć ojca. Mam nadzieję, iż zgodzisz się zostać moją żoną? Co innego nam teraz pozostaje…
Los podjął wybór za nich, i Wojciech się ustatkował. Tydzień po tej rozmowie mieli szkolny bal maturalny. Przyjaciółki niespodziewanie się pogodziły, porozmawiały i jakby postawiły kropkę nad i. Jadwidze wydawało się, iż rozmowa z Zosią była szczera, życzyły sobie nawzajem szczęścia. ale myliła się Zofia odeszła z ukrytą w sercu urazą i palącą złością.
Było wesele Wojciecha i Jadwigi, we wsi zrobiło się gwarno i wesoło, a po ślubie zaczęli wieść rodzinne życie. Żyli dobrze, spokojnie, urodził im się syn Staś. Zamieszkali w domu, który Jadwiga odziedziczyła po babci. Wojciech się postarał, wyremontował, rozbudował był uzdolnionym stolarzem. ale pracował jako kombajnista i znał się na technice.
Nadeszły ciężkie czasy, kryzys uderzył w ich gospodarstwo. Jadwiga pracowała w księgowości, ale ją zwolniono. W PGR-ze wszystko się zamykało, już i kombajnistów redukowano, choć Wojciecha na razie oszczędzono, ale wysłano na długi urlop.
Wojtek, co teraz zrobimy? Staś nasz już się zniszczył, a w tym roku idzie do pierwszej klasy. Buty na nim ledwo trzymają się, kalosze się rozpadły. A niedługo zima nadejdzie, wszystkie ciepłe rzeczy trzeba będzie kupić na nowo mówiła przygnębiona Jadwiga.
Wojciech zgadzał się z żoną ich prawie siedmioletni Staś gwałtownie niszczył ubrania. A kryzys dosięgnął ich PGR. Główna księgowa, Weronika, współczuła Jadwidze bardzo sprawnie radziła sobie w pracy, wszystko łapała w lot. Spotkawszy ją w sklepie, powiedziała:
Jadziu, córka mi mówiła, iż w urzędzie skarbowym w powiecie szukają sekretarki, choć pracy tam jest mnóstwo. Moja córka sama by tam poszła, ale jest w ciąży, już jej nie przyjmą za trzy miesiące rodzi.
Och, dziękuję, Weroniko! Jutro rano pojadę autobusem ucieszyła się Jadwiga.
Rankiem wyruszyła do powiatowego miasta i, przekraczając próg urzędu skarbowego, usiadła na ławce, czekając, aż zostanie zaproszona do kadr. Wiedziała już, iż pensja będzie niewysoka, a obowiązków dużo, ale to jej nie przerażało kiedy nie ma nic, pracy się nie boi. W końcu ją zawołano.
Dzień dobry powiedziała nieśmiało.
Dzień dobry, proszę wejść, usiąść odparła młod