Los wyciągnął rękę
Jadwiga wydawała się mieć idealną rodzinę: ojciec Jan, matka Zofia, wszystko układało się jak w bajce. W szóstej klasie zaczęła jednak dostrzegać, iż dom rozkłada się na części, iż coś w rodzinie pęka. Obaj rodzice wpadli w nałóg najpierw ojciec, potem matka, i ich codzienne picie alkoholu wciągnęło Jadwigę w coraz głębszy bagnisty wir. Pod koniec szkoły zrozumiała, iż nie da się wyciągnąć rodziców z tego bagno i przywrócić im normalne życie oni tonęli coraz niżej.
Często rodzice wymierzali w siebie przemoc, a Jadwiga, będąc jedyną córką, stawała się ich ofiarą.
Po co mi to wszystko? płakała, chowając się w ciemny kąt za szafą, skąd rodzice nie mogli jej zobaczyć, a jedynie wyładowywali na nią swoją złość.
Idź do sklepu po chleb! gniewnie krzyczał Jan w późnych godzinach wieczornych, ale dziewczyna odmawiała, obawiając się mroku na ulicy, w którym mógłby ją uderzyć.
Poproś Grażynę sąsiadkę o pieniądze, nie wracaj bez niczego! wtrącała Zofia, wypychając córkę ku drzwiom.
Gdy Jadwiga dorosła, zaczęła wymykać się z domu, kiedy rodzice pijali. W dziesiątej klasie nie bała się już ciemności, przyzwyczaiła się do niej. Udawała się do opuszczonego domu na skraju wsi, gdzie ukrywała się na noc, a rankiem wślizgiwała się z notatkami i podręcznikami do szkoły.
Pewnego dnia postanowiła:
Po ukończeniu szkoły dostanę świadectwo i ucieknę z wioski, wyjadę do miasta, może wstąpię na studia. Najpierw muszę jednak zbierać grosze, odkładać po jednej złotówce.
Tak więc pod osłoną nocy zaczęła kumulować drobne, choć nie zawsze jej się udawało. Kiedy w końcu otrzymała świadectwo z przeciętnymi ocenami, wzięła ukryty w plecaku dowód osobisty i skromną sumę, którą udało się jej zaoszczędzić, i wyjechała do małego miasta nie powiedziała nic rodzicom. Nie było już nikogo, kto mogłby ją powstrzymać. Marzyła o wykształceniu, o normalnym życiu i rodzinie, a nie o przetrwaniu.
Miasto nie przyjęło Jadwigi łaskawie. Znalazła kolegium i chciała złożyć dokumenty, ale poinformowano ją, iż jest ich zbyt wielu, a jej oceny nie dają szans na przyjęcie. Nie stać jej na prywatne studia. Nadzieje i marzenia legły w gruzach. Jadwiga usiadła na ławce przy przystanku i zastanowiła się nad swoim losem, patrząc na przechodniów w biegu.
Każdy ma swój cel pomyślała wszyscy biegną gdzieś ze swoimi sprawami, a ja nie mam dokąd iść. Nie mam pieniędzy, a wrócić do domu nie mogę co tam mnie czeka? Zostać tutaj też nie mam gdzie.
Zanurzyła się w myślach, kiedy zapadł zmierzch, podszedł do niej starsza kobieta o okrągłej sylwetce, trzymająca niewielką torbę.
Skarbie, czemu siedzisz tutaj? Widzę cię już od jakiegoś czasu. Poszłaś do sklepu, wróciłaś i znów siedzisz. Coś cię spotkało? zapytała.
Siedzę, bo nie mam dokąd pójść. Przyleciałam ze wsi, chciałam pójść na studia, ale nie przyjęto mnie, oceny kiepskie, nie stać mnie na prywatne nauczanie wyznała Jadwiga, łkając.
Nie masz tu nikogo? dopytała kobieta.
Nie. Nie chcę wracać do domu, bo tam tylko picie. Boję się, iż zostanę taka sama.
Nie płacz, rozumiem cię. Skoro już zdecydowałaś się wyjechać, musimy pomyśleć, jak dalej żyć. Chodź ze mną, nie będziesz nocowała na tej ulicy. Nazywam się Halina Szymczak, ale wszyscy mówią po prostu Halina.
Jadwiga niepewnie wstała, nie wiedząc, co ją czeka.
Nie bój się, dziewczynko. Ja też straciłam dom. Moja własna córka zostawiła mnie na nic. Pracuję jako sprzątaczka w dworcu i mieszkam w akademiku.
Jadwiga, poruszona ciepłem Haliny, opowiedziała jej historię swojej siostry Kasi, która była konduktorką pociągu, poznała przedsiębiorcę i przyjechała po pieniądze, by otworzyć własny interes. Została oszukana, straciła dom i wszystko. Halina przyznała, iż od razu wyczuła coś niepokojącego w Jadwidze.
W akademiku, w małym pokoju, Jadwiga była wyczerpana, zjadła bez apetytu. Halina obiecała:
Rano zawiozę cię do dyrektora kawiarni przy dworcu. Tam zawsze potrzebują ludzi, jest duży przepływ klientów. Jesteś młoda, zdrowa i piękna niech cię zatrudni Antoni.
Może Antoni da ci pracę i będziesz mogła tu mieszkać. Może los się do ciebie uśmiechnie, spotkasz dobrego chłopaka i wszystko się ułoży.
Jadwiga podziękowała Halinie i gwałtownie zasnęła.
Wkrótce pojawił się Antoni, uśmiechnięty i czarujący. Zapytał o jej życie, a ona odpowiadała nieśmiało nigdy wcześniej nie spotkała żadnego chłopaka. Została zatrudniona jako kelnerka, dostała własny pokój w akademiku. Antoni często podchodził, wręczając jej drobne upominki: szminkę, tusz do rzęs, tanie perfumy. Jadwiga topiła się w tej uwadze.
Pewnego wieczoru po zmianie Antoni powiedział:
Jadwigo, weź mnie pod rękę, odprowadzę cię do akademika. Zasługujesz na odpoczynek po ciężkim dniu.
Jadwiga zarumieniła się, czując, iż wreszcie ktoś o nią dba. Myślała: Czy to naprawdę mój szczęśliwy moment?.
W akademiku przychodził kiedyś młody mężczyzna, maksymalnie zbudowany, o imieniu Maksymilian, pracujący jako kierowca ciężarówki.
Cześć, mieszkasz tutaj? zapytał.
Tak, na drugim piętrze.
Ja też tu mieszkam, nazywam się Maksymilian. Przyjechałem ze wsi, by zarobić pieniądze, ale i tak wrócę do rodzinnego domu. Nie widziałem cię wcześniej w akademiku.
Jadwiga przyznała, iż jest ze wsi i dopiero przyjechała, ale miała nadzieję, iż miasto ją przyjmie. Z czasem Maksymilian przynosił jej cukierki, opowiadał o podróżach, ale ich relacja pozostała przyjacielska Jadwiga była zauroczona Antonim.
Antoni wynajął mieszkanie na spotkania, a Jadwiga przeprowadziła się tam z akademika. Spotykali się potajemnie. Antoni ostrzegł ją:
Jadwigo, jestem żonaty, ale kocham cię i zapewniam, iż nie będziesz niczego potrzebować. Będziesz dobrą dziewczyną, a latem zabiorę cię nad morze.
Jadwiga zatopiła się w tej miłości, nie dostrzegając jego małżeństwa. Gdy dowiedziała się, iż jest w ciąży, z euforią podbiegła do Antoniego.
Antoni, będzie dziecko.
Co ty sobie wymyślasz? Mam żonę i dwoje dzieci. Nie chcę żadnego dziecka odrzekł, rzucając na stół paczkę pieniędzy i mówiąc, iż ma trzy dni, by pozbyć się sytuacji. Odszedł w gniewie, zamykając drzwi.
Jadwiga przypomniała sobie słowa Haliny: Wielu przyjeżdża do miasta szukać szczęścia, ale rzadko komu udaje się je znaleźć. Z ciężkim sercem zebrała rzeczy, wyrzuciła klucz do mieszkania do skrzynki pocztowej i wróciła do akademika. Halina pocieszyła ją herbatą:
O, dziewczynko, taka jest twoja los.
Jadwiga rozpłakała się na jej ramieniu:
Dlaczego on tak ze mną postąpił, kochałam go.
Halina pocieszała:
Mężczyźni są tacy, ich nie interesuje nic poza sobą. Nie płacz, nie obarczaj się winą. Dziecko przyjdzie, nie ma w tym nic złego. Życie potrafi zaskakiwać, a los wystawi cię na próbę. Przetrwaj, a może wyciągnie ci pomoc.
Po rozmowie Jadwiga poczuła, iż świat staje się jaśniejszy.
Nagle z za drzwi usłyszała znajomy głos:
Jadwigo, wróciłaś? podbiegł do niej Maksymilian, radosny.
Zrozpaczona, zaczęła płakać, ale Maksymilian uspokoił ją, przynosząc herbatę i cukierki.
Opowiedz mi, co się stało, pomogę.
Jadwiga wyjawiła całą historię miłosną z Antonim.
Przestań płakać. To zwykły oszust, nie marnuj życia. Musisz myśleć o dziecku i o sobie. Idę po zakupy, przyniosę ci jedzenie.
Maksymilian uśmiechnął się ciepło, otwierając drzwi i wracając z torbą pełną produktów. Posadził je na stole, a Jadwiga obserwowała jego zręczne ruchy, przypominając sobie słowa Haliny, iż los wyciąga pomocną rękę.
Czas płynął. Jadwiga i Maksymilian zamieszkali w jego rodzinnym domu na wsi, wyremontowali go, dokończyli drugi piętro, bo niedługo mieli przyjść ich dzieci. Dziecko dziewczynka o imieniu Dobrawa przyszło na świat, a ich syn miał już trzy lata. Żyli szczęśliwie, otoczeni miłością i spokojem, którego Jadwiga szukała latami.









