Los uśmiechnął się do nas

twojacena.pl 8 godzin temu

Los wyciągnął rękę

Ludmiła rosła w pozornie szczęśliwej rodzinie: ojciec Władysław, matka Małgorzata, dom pełen śmiechu i zwykłych, codziennych trosk. Jednak już w szóstej klasie zaczęła czuć, iż coś się rozpada. Alkohol wkradł się najpierw w serce ojca, potem w duszę matki. Zbliżając się do końca szkoły, zrozumiała, iż nie da się wyciągnąć rodziców z tego bagna coraz głębiej tonęli się w pijackiej otchłani.

Często wyładowywali swoją złość na niej.

Po co mi to wszystko? łkała Ludmiła, chowając się za szafą, gdzie rodzice nie mogli jej zobaczyć, a ich gniew spływał na nią jak zimny deszcz.

Idź do sklepu po papierosy! ryknął Władysław pod wieczór, zmuszając ją do wyjścia w ciemność. Nie wrócisz, jeżeli się spóźnisz, a ja nie zamierzam tracić czasu w twoje wymówki.

Pójdź do Weroniki, poproś o pieniądze, bo my już nie damy, a jak nie masz, to nie przychodź! wpychała Małgorzata dziewczynkę w drzwi.

Gdy dorosła, zaczęła wymykać się z domu, gdy rodzice byli pijani. W dziesiątej klasie nie bała się już ciemności przyzwyczaiła się do nich jak do własnego cienia. Udawała się do opuszczonego domu na skraju wsi Kowary, tam spędzała noc, a rankiem w pośpiechu wracała do szkoły, chowając pod pachą zeszyty i podręczniki.

Pewnego dnia podjęła decyzję:

Po ukończeniu liceum wezmę świadectwo, ucieknę z tej wsi i spróbuję dostać się do miasta. Muszę zbierać po groszu, po złotym, odkładać cicho, choćby po trochu.

Z trudem zebrała skromne oszczędności, wyrobiła fałszywy dowód tożsamości i w tajemnicy wyruszyła do nowego ośrodka w Nowym Sączu, nie mówiąc rodzicom nic. Marzyła o normalnym życiu, o własnej rodzinie, a nie o przetrwaniu w chaosie.

Miasto przywitało ją chłodno. W collegeu, do którego chciała złożyć dokumenty, usłyszała: Mamy setki chętnych, a twoje oceny nie wchodzą w grę. A płatny program? Nie stać cię na cztery setki złotych czystym kosztem. Rozczarowana, usiadła na ławce przy przystanku i wpatrywała się w tłum pośpiesznych przechodniów.

Każdy ma swój cel, wszyscy pędzą gdzieś w pośpiechu, a ja nie mam dokąd pójść. Co robić? Nie mam pieniędzy, a wrócić do domu nie mogę co tam mnie czeka? Tu nie mam miejsca.

Wieczór zapadł, a do niej podeszła przytłuszczona kobieta w średnim wieku, z małą torbą w ręku.

Cześć, skarbie, po co tu siedzisz? Widzę cię od momentu, gdy wyszłaś ze sklepu. Czy coś się stało? zapytała, patrząc przenikliwie.

Nie mam dokąd iść. Przyleciałam z wsi, myślałam, iż dostanę się na studia, a ich nie przyjęli. Nie mam pieniędzy na naukę Nie mam nikogo tutaj. odpowiedziała łzami Ludmiła.

A w domu? Nie chcesz wrócić?

Nie. Ojciec i matka ciągle piją, boję się, iż wróciwszy, zamienię się w nich

Spokojnie, rozumiem. jeżeli już postanowiłaś uciec, musimy pomyśleć, jak dalej żyć. Chodź za mną, nie zostaniesz tu nocować. Nazywam się Jadwiga Sienkiewicz, ale wszyscy mówią po prostu Sienkiewicą.

Ludmiła niepewnie wstała, nie wiedząc, co ją czeka.

Nie bój się, dziewczyno, ja też straciłam dom. Mój syn zostawił mnie bez grosza, a ja skończyłam jako sprzątaczka w dworcu. Mimo to tu, w akademiku, znalazłam dach nad głową.

W drodze do akademiku opowiadała Sienkiewicz:

Moja córka Tosia była konduktorką pociągu, spotkała jakiegoś przedsiębiorcę i przyjechała po pieniądze na wspólny biznes. Nie miałam nic jedynie warzywa z ogródka, kozę i kilka kur. Sprzedałam dom, myśląc, iż znajdziemy lepsze życie w mieście, ale on mnie oszukał, a Tosia zniknęła. W końcu dostałam pracę sprzątaczki na dworcu i łóżko w akademiku. Oczy mi się otworzyły, od razu wyczułam, iż coś jest nie tak z tobą.

W akademiku, w małym pokoju Sienkiewicza, Ludmiła zjadła posiłek bez apetytu.

Rano zaprowadzę cię do dyrektora kawiarni przy dworcu. Zawsze potrzebują pomocników, rotacja duża. Jesteś młoda, zdrowa, piękna Bóg nie oszczędził ci urody. powiedziała.

Myślę, iż Antoni zatrudni cię, a ty będziesz mogła dalej mieszkać w akademiku. Może los ci się uśmiechnie, spotkasz przystojnego chłopaka, i wszystko się poukłada.

Dziękuję, Pani Sienkiewicz, iż spotkałam cię na tej drodze, dziękuję za dobroć. szepnęła Ludmiła i padła w nieprzerwany sen.

Wkrótce spotkała Antoniego dyrektora kawiarni. Był uśmiechnięty, przystojny i zarazem pełen ciepła. Rozmawiali, a ona, nigdy wcześniej nie spotykając mężczyzny, czuła się jak królik przed sową. Antoni przyjął ją na stanowisko kelnerki, przydzielił jej pokój w akademiku i zaczynał obdarowywać drobnymi upominkami szminką, tuszem do rzęs, tanimi perfumami.

Pewnego wieczoru po zmianie, Antoni podszedł do drzwi:

Ludmiło, weźmy cię do samochodu jesteś zmęczona, podwoźmy cię.

Ludmiła zarumieniła się, poczuła się kochana. Ruszyła w drogę, myśląc: Czy to naprawdę mój szczęśliwy początek?

W akademiku przychodził często Maksymilian, chłopak z pobytu w akademiku.

Cześć, mieszkasz tutaj? zapytał, gdy zobaczył ją na schodach.

Tak, na drugim piętrze.

Ja też tu mieszkam, nazywam się Maks. Pracuję jako kierowca ciężarówki. Przyjechałem z wsi, by zarobić trochę, ale w końcu wrócę tam, bo życie miasta nie jest dla mnie. A ty?

Ludmiła przyjechałam z wsi, dopiero co. odpowiedziała, marząc o lepszym życiu w mieście.

Maksymilian opowiadał o podróżach, o małych miasteczkach, o ludziach spotkanych po drodze, przynosząc jej cukierki i herbatę. Byli przyjaciółmi, ale ona widziała w nim jedynie towarzysza, nie kochaną.

Antoni niedługo wynajął mieszkanie, a Ludmiła przeniosła się tam z akademika. Ich relacja była skryta, pełna niepewności.

Ludmiło, ostrzegam cię jestem żonaty. Mimo to kocham cię i nie będziesz musiała o nic martwić się. Będziesz dobrą dziewczyną, a latem zabiorę cię nad Bałtyk.

Zakochana w opiece, straciła rozum. Gdy dowiedziała się, iż jest w ciąży, podbiegła do Antoniego:

Antoś, będziemy mieć dziecko

Co ty sobie wyobrażasz? Mam żonę i dwoje dzieci. Nie chcę żadnego dziecka z tobą. spojrzał na nią z pogardą, po czym rzucił na stół kopertę z pieniędzmi i kazał jej w ciągu trzech dni wyrzucić wszystkie dowody. jeżeli ktoś się dowie, iż mnie widziałeś, to pożyję cię.

Wtedy Ludmiła przypomniała sobie słowa Jadwigi Sienkiewicz: Wiele osób przyjeżdża do miasta po szczęście, ale niewielu je znajdzie.

Zrozpaczona, zebrała rzeczy i wróciła do akademiku, gdzie Sienkiewicz pocieszała ją herbatą:

Och, kochana, taka właśnie twoja losowa próba. Nie płacz, nie obciążaj się grzechem. Dziecko przyjdzie, nie o to chodzi. Życie potrafi podawać niespodzianki, a teraz sprawdza cię na wytrzymałość. Przetrwaj, a los poda ci pomocną rękę.

Po nocnym odpoczynku, przy drzwiach usłyszała znajomy głos:

Ludmiło, wróciłaś? podbiegł do niej radośnie Maksymilian.

Patrząc na jego uśmiech, w końcu rozlana łza przestała płynąć. Maksymilian przyniósł herbatę, ciastka i zapytał o szczegóły.

Opowiedz, co się stało, pomogę jak będę mogła.

Ludmiła wyznała, jak wierzyła w Antoniego, a on ją zdradził.

Przestań płakać. To tylko podły człowiek, nie warto się krzywić. Skup się na dziecku i na sobie. Zaraz pójdę po zakupy, a ty odpocznij. uśmiechnął się ciepło.

Na progu wytchnęła:

Nic nie szkodzi, wszystko się ułoży. Kiedyś urodzisz mi córkę, tak piękną jak ty.

Maksymilian wprowadził do pokoju torby z jedzeniem, rozstawiał je na stole, a Ludmiła patrzyła na jego sprawne ruchy, czując, iż wreszcie los podaje jej pomocną rękę.

Minęło kilka miesięcy. Ludmiła i Maksymilian zamieszkali w jego rodzinnym domu w Kozienicach, odnowili go, podbudowali drugi piętro, bo niedługo przywitać mieli dziecko dziewczynkę, którą nazwali Zuzanna. Ich syn, Antek, miał już trzy lata. Żyją szczęśliwie, otoczeni zielenią i ciepłem, które kiedyś wydawało się nieosiągalne.

Idź do oryginalnego materiału