Powracając z delegacji w okolicach Zamościa, Tomasz jechał autostradą umiarkowanym tempem, rozmyślając nad swoim życiem. Niebo było zachmurzone, zaczynał padać deszcz, a przednia szyba w mgnieniu oka pokryła się kroplami. Samochody z przeciwka mijały go jeden za drugim.
Był w delegacji służbowej – jako komornik pracował w większej wsi, wyjechał na trzy dni, ale sprawy załatwił szybciej. Zatrzymali się tylko na jeden dzień, a ponieważ nie chciał nocować w hotelu, wracał do domu. Tym bardziej iż żona Ewa obchodziła dziś urodziny. Kupił jej nowe ubrania, trochę kosmetyków – oczywiście sprzedawczyni pomogła mu wybrać, bo sam nie miał pojęcia o takich rzeczach…
Jechał całą noc, zmęczenie dawało się we znaki, a do tego ten przeklęty deszcz.
— Skrócę drogę — przemknęło mu przez myśl. — Pojadę przez sąsiednią wieś, będzie bliżej. Autostrada to zbędny objazd. Co prawda droga tam polna, ale nic, już prawie świt.
Tak też zrobił. Z Ewą byli razem od dziesięciu lat, mieli syna, który właśnie skończył dziesięć lat. Żona zaszła w ciążę niemal od razu, choć chłopiec urodził się przed czasem, ale to nic. Patrz tylko, jaki z niego Kuba wyrósł – bystry, dzielny chłopak.
Tomasz czuł zmęczenie, ale do domu zostało jeszcze z piętnaście kilometrów. Świt już wstawał, ale deszcz tylko przybierał na sile. Nagle usłyszał głuchy uderzenie w maskę i gwałtownie zahamował. Przeszyła go myśl:
— Dobrze, iż nie gnałem z prędkością. Chyba kogoś potrąciłem… Las obok, może jakieś zwierzę… — Wysiadł z auta, serce waliło mu jak młot.
Na drodze leżała kobieta, parasolka leciała obok. Ogarnęła go panika. Potrącił człowieka. Może jeszcze żyje? Pochylił się, podniósł ją i zaniósł do samochodu, sadzając na tylnym siedzeniu.
— Żyje, na szczęście jechałem wolno — pomyślał, po czym zwrócił się do kobiety: — Jak się pani czuje? Zawiozę panią do szpitala, wieś już niedaleko — wskazał na widoczne w oddali domy.
Kobieta złapała się za nogę.
— Nie trzeba szpitala, nic poważnego. Tylko trochę stłuczona noga.
— Kim pani jest? — zapytała, podnosząc głowę.
Tomasz spojrzał jej w oczy i zdrętwiał. Ona też była w szoku… podwójnym szoku.
Patrzyli na siebie w milczeniu, aż w końcu oboje ochłonęli.
— Kinga? — wykrzyknął.
— Tomek? — odpowiedziała z niedowierzaniem.
— No proszę, jakie spotkanie — powiedział. — Więc tu jesteś? A ja cię szukałem. I to zaledwie piętnaście kilometrów ode mnie.
— Sam