List do Mikołaja i prezent od losu

newsempire24.com 4 dni temu

Mikołaj i prezent losu

Artur jechał w windzie, nie spodziewając się, iż zwykła podróż zmieni się w spotkanie, które odmieni jego zimę. W kącie stała młoda kobieta w szarym płaszczu, trzymając za rękę dziewczynkę około pięciu lat. Ta spojrzała na niego dużymi niebieskimi oczami, a potem niespodziewanie szeroko się uśmiechnęła.

— Jedziesz do pracy? — zapytała bez wahania.

— Zosiu, z obcymi mówimy „pan” — poprawiła ją delikatnie matka, przepraszająco uśmiechając się do mężczyzny.

Artur uśmiechnął się i skinął głową.

— Tak, jadę do biura.

— A list do Mikołaja już napisałeś?

Roześmiał się. W te bajki nie wierzył choćby jako dziecko, ale nie zamierzał tego mówić maluchowi. Dziewczynka dumnie podała mu pogniecioną kartkę. Mechanicznie włożył ją do kieszeni i, żegnając się, wyszedł na ulicę.

Cały dzień starał się zapomnieć o tym spotkaniu — zagłębiał się w pracy, odpędzał myśli o byłej narzeczonej, która w ostatniej chwili zerwała zaręczyny. Wyjechał do innego miasta, żeby zacząć od nowa. Ale choćby w ciszy nowego mieszkania nie mógł uciszyć bólu.

Wieczorem, spacerując po zaśnieżonych ulicach, przypomniał sobie o kartce. Wyjął ją z kieszeni i przeczytał dziecięcym pismem: „Bądź zawsze szczęśliwy i nigdy się nie smuć!”. Zrobiło mu się ciepło na sercu. Postawił kartkę na półce, tak by widzieć ją każdego dnia.

Kilka dni przed Nowym Rokiem zadzwonił do gospodyni, by zapytać, gdzie mieszka ta dziewczynka. Beata Nowak chętnie wyjaśniła — okazało się, iż mama z córką mieszkają piętro wyżej, a kobietę nazywają Kasia.

Wieczorem Artur zapukał do ich drzwi. Kasia zaskoczona stanęła jak wryta, widząc go.

— Przepraszam — zaczął niepewnie — przyszedłem do Zosi. Chodzi o to, iż do naszego biura tymczasowo zawitał Mikołaj. Poprosił mnie, żebym odnalazł dziewczynkę o imieniu Zosia i wręczył jej list osobiście.

Dziecko natychmiast wyskoczyło zza pleców mamy:

— Wiedziałam, iż cię przyśle! Zaczekaj, już biegnę!

Po chwili Zosia wróciła z wielką kopertą ozdobioną śnieżynkami i serduszkami. Na niej było napisane: „Mikołajowi własnoręcznie!”.

— Tylko nie pokazujcie mamie! Bo życzenie się nie spełni!

— Obiecuję, list dotrze do adresata — uśmiechnął się Artur.

W domu nie wytrzymał i otworzył kopertę: „Drogi Mikołaju! Nazywam się Zosia. Byłam grzeczną dziewczynką. Proszę cię bardzo — przynieś mi wielkiego pluszowego misia. I… nowego tatę. Bo ja zupełnie nikogo nie mam.”

W sylwestrową noc Artur znów stanął pod ich drzwiami. Kasia otworzyła i oniemiała — przed nią stał on, trzymając w rękach ogromnego różowego misia.

— Mikołaj poprosił, żebym przekazał to grzecznej Zosi — powiedział Artur.

Zosia skakała z radości, obejmując raz mamę, raz jego.

Kasia zaprosiła go, by został na święto. Przy stole dziewczynka nagle zapytała:

— A co z moim drugim życzeniem?

— Z drugim jest trochę trudniej… — zawahał się Artur.

— A o co jeszcze prosiłaś? — ostrożnie spytała Kasia.

— Poprosiłam Mikołaja o nowego tatę. Ale jeżeli akurat nie ma tatusiów w magazynie, może zostaniesz?

Zosia słodko ziewnęła i zasnęła, tuląc się do misia.

A dwoje dorosłych siedziało w milczeniu, pochyleni nad sałatkami, czerwieniąc się i uśmiechając. Za oknem sypał puszysty śnieg, a w mieszkaniu po raz pierwszy od dawna było naprawdę ciepło.

Czasem los przychodzi niespodziewanie — nie w czerwonym płaszczu, ale w zwykłej windzie. Wystarczy tylko uwierzyć na tyle, by podać rękę.

Idź do oryginalnego materiału