List do dorosłych dzieci od starzejącej się matki, który poruszy każde serce.

newsempire24.com 3 dni temu

Moje drogie dzieci… Jutro przyjedziecie do mnie w odwiedziny. Mam jubileusz. Okrągła rocznica, niby święto. Przyjedziecie – z bukietami, z tortem, z uprzejmym uśmiechem. A ja powitam was z zmarszczkami na twarzy i drżeniem rąk, bo z każdym rokiem jest mi coraz trudniej… Zobaczycie, jak się starzeję. I tylko was proszę – bądźcie cierpliwi. Spróbujcie zrozumieć, przez jaki etap życia teraz przechodzę.

Jeśli nagle ja albo wasz ojciec znów zaczniemy opowiadać historię, którą już słyszeliście – rok temu, miesiąc temu, a choćby godzinę temu – nie przerywajcie. Nie marszczcie czoła i nie mówcie z irytacją: „Mamo, już to opowiadałaś”. Po prostu… posłuchajcie. Tak, jak ja was słuchałam, gdy byliście mali i prosiliście, żebym czytała wam tę samą bajkę dziesięć razy, aż zasnęliście z książką przytuloną do piersi.

Kiedy powiem, iż nie chcę iść pod prysznic – nie krzyczcie, nie zawstydzajcie mnie, nie oskarżajcie. Przypomnijcie sobie, jak namawiałam was wieczorem do kąpieli po zabawie i szkole, gdy tupaliście nogami i marudziliście, iż jesteście zmęczeni. Wtedy się nie gniewałam. Gładziłam was po plecach, mówiłam „jeszcze chwileczkę”, nalewałam wody do wanny i śpiewałam wam piosenki.

A jeżeli nagle nie zrozumiem, jak włączyć wasz telefon lub telewizor – nie przewracajcie oczami. Nie urodziłam się z gadżetami w dłoniach. Uczyłam się wszystkiego od zera. Tak samo, jak kiedyś uczyłam was trzymać łyżkę, zapinać guziki i wiązać sznurowadła. Cierpliwie was prowadziłam. Zróbcie teraz to samo – dla mnie. Bez irytacji. Bez drwin.

Z czasem coraz częściej będziecie zauważać, jak gubię się w rozmowach, tracę wątek, mylę fakty. Tak, ja się starzeję. Tak, jestem zmęczona. Proszę, nie wypominajcie mi tego. Nie mówcie: „Znowu zapomniałaś?”. Ja to wiem. I boję się. Po prostu dajcie mi chwilę, żebym mogła sobie przypomnieć. Po prostu bądźcie przy mnie.

Nie chcę być dla was ciężarem. Chcę być tą samą osobą, która trzymała was za rękę, gdy stawialiście pierwsze kroki. A teraz, gdy moje nogi osłabły, po prostu wyciągnijcie do mnie dłoń. Nie pędźcie. Idźcie obok. Ja też kiedyś dostosowywałam się do waszych malutkich kroków.

Nie proszę o wiele. Nie potrzebuję hucznych uroczystości, drogich prezentów ani idealnych słów. Potrzebuję tylko odrobiny – odrobiny ciepła, trochę uwagi, chwili ciszy, żebyśmy po prostu byli razem. Proszę was: nie bójcie się mojej starości. Zaakceptujcie ją. Tak, jak ja akceptowałam wasze łzy, wasze lęki, wasze kaprysy.

Nie czekajcie, aż mnie zabraknie, żeby przypomnieć sobie, jak ciepła była moja dłoń. Przytulcie mnie teraz. Powiedzcie: „Kocham cię” – teraz. Póki to słyszę. Póki to czuję.

A kiedy jutro przyjedziecie – nie bądźcie tylko uprzejmi. Bądźcie prawdziwi. Ja wszystko czuję. Widzę, gdy się śpieszycie, żeby wyjść. I gdy milczycie nie z miłości, ale z irytacji. Nie potrzebuję wiele – tylko waszego szczerego „mamo”.

Kończę to list z drżącą ręką i sercem pełnym miłości. Chciałam wam tylko przypomnieć: kocham was. Na zawsze. Do ostatniego tchu.
Wasza mama.

Prawdziwa miłość nie mierzy czasu, ale cierpliwość. Wspomnienia są skarbem, który nosimy w sercu – pielęgnujmy je, póki jeszcze możemy się nimi dzielić.

Idź do oryginalnego materiału