Nie lubię i nie umiem się autopromować, więc będę zwięzły. „Piąteczek” w pewnym sensie wrócił, ale autoironiczne „2.0” w nazwie sygnalizuje radykalną zmianę formuły.
Nie można mnie już słuchać na antenie – też ubolewam, ale tak krawiec kraje. Nie jest to już także formuła „rozmowa z zaproszonym gościem”, na razie to jest moja swobodna paplanina.
Zaleta nowej formuły jest z kolei taka, iż robię Naprawdę Co Chcę. jeżeli kiedyś z jakiegoś powodu zechcę zrobić oldskulową godzinną rozmowę z gościem – to zrobię.
Uboczny skutek jest jednak taki, iż – o ile mi wiadomo – nie można już teraz mnie słuchać na jakiejś darmowej, ogólnodostępnej platformie. Odpowiada mi to, ogólnie podoba mi się formuła „płatnego dostępu do treści premium”.
Że pracuję w korporacji, która taką akurat formułę rozwija, to żadna moja zasługa. Nie mam przecież wpływu na świetlane decyzje korpomenedżmentu. Z tymi akurat jednak rzeczywiście jest mi po drodze.
Ceterując parobasa, gdybym miał do wyboru sprzedać 10.000 egzemplarzy książki albo wystąpić w niekodowanej telewizji dla milionowej publiczności, zawsze będę wolał te 10.000 egzemplarzy. Po prostu wolę grono kameralne, ale płacące za treść.
Nie wiem, skąd mi się to bierze. Może po prostu stąd, iż sam dużo płacę za dostęp do różnych treści (wliczając w to płyty, bilety i netfliksy), a więc instynktownie czuję, iż z płacącymi za podcast coś mnie łączy.
Jeszcze nie wiem, jaką wypracuję formułę łączności ze słuchaczami. Na razie proponuję wpisywać ewentualne uwagi i sugestie w komciach na blogu – myślę też o jakiejś formie fejsbukowej.
W każdym razie, o ile bloga robię za friko (a choćby dopłacam do tego interesu), to słuchacz podkastu jest dla mnie płacącym klientem. Ergo, inaczej zareaguję na uwagi typu „zmień to” albo „zainteresuj się tamtym”.
I skoro już mowa o płatnych treściach – w dzisiejszej „Świątecznej” znów jest mój artykuł. Podobnie jak tydzień temu. Oraz dwa tygodnie temu.
Let’s make it official, jak podobno mówi młodzież na trzeciej randce. Za tydzień chyba też będzie. Wygląda na to, iż znów jestem stałym felietonistą.
Nie przyzwyczajam się do tego jakoś bardzo, bo od 2017 zdążyłem już chyba trzykrotnie przelecieć fazy cyklu „felietonista / były felietonista”. Korpomenedżment dmie kędy chce, niezbadane są wyroki jego.
Póki co, raduję się po prostu, iż znowu mogę się spotykać ze swoimi nielicznymi, ale płacącymi odbiorcami. Oby wreszcie komuś wypalił jakiś podtrzymywalny biznesowo model jakościowych mediów komercyjnych!