Lenistwo czy nieporozumienie? Kiedy wizyta teściowej zamienia się w emocjonalny koszmar

polregion.pl 3 tygodni temu

Leniwiacha czy nieporozumienie? Kiedy wizyta teściowej zamienia się w emocjonalny koszmar

Jesteś naprawdę leniwa! Tak się przyjmuje gości? wizyta mojej teściowej stała się prawdziwym koszmarem.

Od dziecka pamiętam prostą zasadę: gościa należy przyjąć z szacunkiem i serdecznością. Moja mama uwielbiała gotować, a każda wizyta przyjaciół czy rodziny zamieniała się w małe święto. Razem z siostrą pomagałyśmy w kuchni, tata zajmował się sprzątaniem wszystko robiliśmy razem, z miłością. Ta atmosfera ciepła, pysznych zapachów i głośnego śmiechu ukształtowała moje dzieciństwo. Wyobrażałam sobie, iż kiedyś stworzę taki sam dom. Ale życie czasem pisze inne scenariusze.

Gdy wyszłam za mąż za Krzysztofa, postanowiliśmy zapraszać do nas bliskich zarówno moich, jak i jego. Cieszyłam się na tę myśl, bo przypominało mi to dom z dzieciństwa. Nasze mieszkanie gwałtownie stało się miejscem spotkań, długich rozmów i wspólnych wieczorów. Aż pewnego dnia pojawiła się ona. Matka Krzysztofa. Kobieta energiczna, surowa, o twardym charakterze. Na pozór miła, ale pod tą uprzejmością krył się ostry język, który trudno było znosić.

Na początku starałam się jak mogłam. Przed jej wizytami sprzątałam, aż wszystko lśniło, przygotowywałam wyjątkowe dania, chciałam ją zachwycić. Ale teściowa od razu miała ochotę na krytykę. Gdy pierwszy raz przyszła, rzuciła okiem na stół i cmoknęła z niezadowoleniem:

Tylko tyle przygotowałaś? Brakuje ci wyobraźni. Lepiej bym zjadła u siebie w domu.

Serce ścisnęło mi się z bólu włożyłam w ten obiad całe serce. Ale nie odpowiedziałam wychowanie nie pozwalało mi się odezwać. Postanowiłam, iż następnym razem postaram się jeszcze bardziej. Potem nadszedł dzień urodzin Krzysztofa. Gotowałam godzinami, szukałam wykwintnych przepisów, chciałam zaskoczyć wszystkich. Stół uginał się od jedzenia. Miałam nadzieję, iż wreszcie usłyszę choć słowo uznania.

Lecz gdy tylko weszła do kuchni, jej twarz stwardniała. choćby nie usiadła. Obejrzała każdą potrawę, powąchała, po czym rzuciła:

Boże, ty chyba żartujesz? To ma być świąteczny obiad? Wszystko przesolone, ciasto suche, sałatki bez smaku. Naprawdę umiesz gotować?

Tego było za wiele. Wyszłam z pokoju i schowałam się w sypialni, płacząc cicho w poduszkę. Przypomniały mi się słowa mamy: Jesteś prawdziwą panią domu, dasz sobie radę. Tak, tylko nie w obecności teściowej. A ona nie przestawała:

Nauczę cię gotować. Przyjdź do mnie, zobaczysz, jak powinno się podawać jedzenie. To jest po prostu wstyd. Krzysztof naprawdę nie miał szczęścia z tobą.

Chciałam odpowiedzieć, wyrzucić z siebie wszystko. Powiedzieć, jak męczące jest organizowanie każdego przyjęcia, jak bardzo staram się być dobrą żoną, nie narzekając, nie zwracając uwagi, iż mąż wcale nie pomaga, choćby gdy padam ze zmęczenia. Ale milczałam. A Krzysztof? On też milczał, jakby to go nie dotyczyło. Dopiero gdy goście wyszli, podszedł i szepnął:

Przepraszam. Nie zaproszę jej więcej. Przekroczyła granice.

Skinęłam głową bez słowa. Najbardziej bolało mnie nie to, co mówiła teściowa do tego już się przyzwyczaiłam. Bolała mnie obojętność męża, jego milczenie, jakby moje starania były niewidzialne, nic nieznaczące. Zrozumiałam wtedy: nie chodzi o jedzenie, ani o idealnie nakryty stół. Chodzi o to, by mieć obok kogoś, kto cię wesprze, choćby gdy podajesz tylko makaron z masłem.

Idź do oryginalnego materiału