**Lekcja na całe życie**
Patrzyłem dziś na mojego wnuka i aż ręce mi świerzbiły, żeby mu dać takiego klapsa, żeby zapamiętał babciną siłę na całe życie. Takiego, żeby mu się dupa paliła, żeby miał ochotę zdjąć spodnie i schłodzić ją w lodowatej wodzie.
Przez okno zobaczyłem, jak Bartek i Tadek, ten drugi z odstającymi uszami, kopią po podwórku jakąś bułkę. Jeden niósł ją w torbie, ale ta się podarła. Bułka upadła na ziemię, a drugi kopnął ją jak piłkę. Tak zaczęła się ich „gra” – dwóch urwisów, którzy zamiast futbolówki używali chleba.
Gdy tylko zrozumiałem, CO adekwatnie kopią, serce mi zamarło. Chciałem wybiec z domu, ale nogi jakby wrosły w podłogę. Krzyk utknął mi w gardle, a słowa nie chciały przejść przez ściśnięte gardło. Podbiegłem do Bartka z szeroko otwartymi ustami, łapiąc powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg.
— To przecież chleb! To świętość! Jak mogliście?! — syknąłem, a głos mi drżał.
Chłopcy zdrętwieli, widząc, jak klękam na ziemi, podnoszę bułkę i płaczę. Wstałem ciężko, krocząc powoli, z chlebem przyciśniętym do piersi.
W domu, gdy mój syn zobaczył moją twarz i zgniecioną, zabrudzoną bułkę, nie musiałem nic tłumaczyć. Milcząco zdjął pasek od spodni i wyszedł na podwórko. Słyszałem płacz Bartka, ale tym razem nie ruszyłem się, by go bronić.
Czerwony od płaczu Bartek wpadł do domu i schował się za piecem. Syn, machając paskiem, oznajmił, iż od dziś chłopak będzie jadł bez chleba – czy to zupa, czy kotlet, mleko czy herbata. Bez chleba, bez obwarzanków, bez bułek. A wieczorem zapowiedział wizytę u rodziców Tadka, aby opowiedzieć, jakiego „wspaniałego piłkarza” wychowali.
Ojciec Tadka był traktorzystą – ten na pewno skróciłby synowi nogi. A dziadek? Za jedną kradzież chleba w czasach komuny odsiedział pięć lat. Na pewno by sprawę załatwił.
Zawsze, kiedy piekę chleb, najpierw żegnam go, całuję, a potem z uśmiechem kroję grube kromki. Rzadko kupuję chleb w sklepie – zwykle piekę go w piecu z synową. Pachnący, rumiany, miękki. Jego zapach wypełnia każdy kąt naszego domu i budzi apetyt. Zawsze chce się odciąć kawałek, posmarować masłem i zjeść z mlekiem.
Wieczorem syn poszedł do rodziców Tadka. Wziął ze sobą ten zbrukany chleb. Sąsiedzi akurat siedzieli do kolacji. Gdy zobaczyli, co niesie, zrobiło się cicho. Tadek zaczął wiercić się jak na rozżarzonych węglach, ale dziadek gwałtownie go uspokoił, łapiąc go za ucho.
W kilku słowach syn wyjaśnił, o co chodzi. Dziadek Tadeusz bez słowa odciął wielki kawał brudnego chleba i rzekł:
— To będzie jadł Tadek, aż zje do końca. Nie mówię, iż dziś. Dopiero gdy skończy, dostanie normalny chleb.
I odsunął świeże kromki, kładąc przed wnukiem ten zabłocony.
Następnego dnia Bartek nie śmiał choćby dotknąć chleba. Pamiętał słowa ojca i mój płacz, gdy klęczałem na ziemi. Wstyd go palił. Nie wiedział, jak ma do mnie podejść, jak przeprosić.
Ja zaś udawałem, iż go nie widzę. Nie nalegałem, by jadł, nie kroiłem mu chleba. Postawiłem tylko mleko i kaszę – bez kromki.
A Tadek? Ten szedł do szkoły, gryząc piasek między zębami, i prosił Bartka, by mu pomógł zjeść ten chleb. Ale Bartek odmówił: — Nie jestem głupi, już mam dość śladów po pasku.
Wieczorem Bartek przyszedł do mnie i przytulił się. Siedziałem nieruchomo. Mówił o piątkach w szkole, o zadaniach, ale ja milczałem. W końcu się załamał i rozpłakał. Upadł przede mną na kolana, położył głowę na moich nogach i próbował objąć.
Podniosłem jego twarz dłońmi i spojrzałem mu w oczy. Nigdy nie zapomni tego wzroku – bólu, rozczarowania, żalu.
Posadziłem go obok i rzekłem cicho:
— Słuchaj, wnuku. Są w życiu granice, których nigdy nie wolno przekroczyć. Krzywdzić starych rodziców, dręczyć bezbronne zwierzę, zdradzić ojczyznę, bluźnić Bogu… i nie szanować chleba. Gdy byłem dzieckiem, w czasie wojny i po niej, marzyłem tylko o tym, by najeść się chleba do syta. Bez plew, bez ziemniaków, bez pokrzywy – prawdziwego chleba. Od wieków przyjmuje się gości chlebem i solą. Kopnąć chleb – to jak splunąć matce w twarz. W wojnę ludzie całowali ręce za kromkę. A wy go kopaliście? Jesteś duży, książki czytasz, a w głowie więcej słomy niż rozumu.
Bartek płakał, ale słuchał. Wtedy przyszedł Tadek. I jemu kazałem usiąść.
Tadek powiedział, iż dziadek także dał mu nauczkę i wyjaśnił, czym jest chleb. Jaką ma wartość. Jak się go szanuje.
— Przepraszam, dziadku — szlochał Tadek.
Serce nie jest z kamienia. Przytuliłem ich i zaprosiłem do stołu.
Tadek skrzywił się: — Dziadek kazał mi jeść ten brudny chleb, ale piasek chrzęści mi w zębach.
A Bartek westchnął: — A ja w ogóle nie mam prawa do chleba.
Uśmiechnąłem się, odciąłem dwie grube kromki i rzekłem:
— Tylko Bóg i ja to widzimy. Nikomu nie powiecie.
Jedzcie więc, pachnącyI spojrzeliśmy sobie w oczy, a ja dodałem cicho: “Tylko pamiętajcie – chleb to nie tylko pokarm, to nasza historia i dusza.”