Lata samotności: sześć lat próby bez ukochanego człowieka.
Weronika czuła się strasznie zmęczona. Minęło sześć lat, odkąd mąż ją zostawił. Córka rok temu wyszła za mąż i wyjechała do innego miasta.
Weronika miała zaledwie czterdzieści dwa lata wspaniały wiek dla kobiety. Druga młodość. Była świetną gospodynią, gotowała wyśmienicie, jej kiszone ogórki z pomidorami uchodziły za arcydzieło. Ale po co je teraz robić? Na balkonie i tak stały rzędy pustych słoików.
Czyżbym miała zginąć sama, taka piękna! mówiła Weronika przyjaciółkom. One odpowiadały: Nie! Szukaj mężczyzny! Jest tylu samotnych.
Jedna z nich poradziła, by poszła do agencji Najlepszy Mąż. Weronika pomyślała, iż to trochę absurdalne i wstydliwe iść do agencji. Ale z drugiej strony już czterdzieści dwa, ta liczba ją drażniła. Staroświecki zegar po babci bił o ścianę, odliczając godziny.
I Weronika poszła do agencji. Miła pani w malinowych okularach oznajmiła:
U nas na pewno są najlepsi. Spójrzmy razem w bazę danych, niech pani usiądzie!
Tak, wszyscy przystojni uśmiechnęła się Weronika. Ale jak poznać człowieka? Jak zrozumieć, iż to ten?
Wszystko przemyślane odparła kobieta. Dajemy tydzień. Wystarczający czas, by się zorientować twój czy nie. Czy warto kontynuować, czy szukać kolejnego.
Co dajecie?
Męża!
Jak to?
Właśnie tak! Tydzień mieszka z tobą. Słuchaj, my tu nie jesteśmy nieśmiałe panny młode, mówimy wprost o interesie. U nas nie ma maniaków ani wariatów.
Weronice nagle spodobał się ten pomysł. Razem z malinową damą wybrały pięciu kandydatów. Weronika zapłaciła niewielką sumę, gwałtownie wróciła do domu. Pierwszy miał przyjść jeszcze tego wieczoru.
Weronika założyła zieloną sukienkę kolor nadziei. I kolczyki z diamentami, które tak rzadko wyciągała z dawnego pudełka.
Dzyń! dzwonek do drzwi.
Weronika najpierw spojrzała przez wizjer. I zobaczyła róże. choćby cicho pisnęła z radości. Otworzyła drzwi. Mężczyzna był elegancki, taki jak na zdjęciu.
Usiedli przy stole, Weronika nałykała się wszystkiego. Bukiet postawiła na środku. Weronika ukradkiem spoglądała na miłego gościa i myślała: Wystarczy! Innych nie potrzeba. Ten!
Zaczęli jeść sałatkę. Przyszły mąż skrzywił się: Dlaczego tak przesolone?. Weronika zmieszana się uśmiechnęła, podała mu pieczoną karkówkę. Przyszły mąż przeżuł kawałek: Twarde. Nie smakowało mu też nic więcej. Ze zdenerwowania Weronika zapomniała o winie, które długo wybierała. Nalała, powiedziała: No, za nasze spotkanie!. Gość powąchał kieliszek, trochę się napił: Jakaś tandeta. Wstał: No, zobaczmy, jak tu u ciebie.
Weronika wzięła bukiet, podała mu: Zupełnie nie lubię róż. Do widzenia.
W nocy Weronika trochę popłakała, było jej smutno. Ale czekały jeszcze cztery randki.
Drugi przyszedł następnego wieczoru. Wszedł pewnie: No, cześć!. Od niego ciągnęło wódką. Weronika spytała: Już gdzieś obchodziłeś nasze spotkanie?. Uśmiechnął się: Oj, daj spokój! Słuchaj, masz telewizor? Teraz zaczynają się mecze. Legia Wisła. Razem omówimy wszystko. Weronika gwałtownie odpowiedziała: Telewizor obejrzysz w domu.
Nocą znowu płakała sama.
Po dniu przyszedł trzeci kandydat. Nie przystojniak, stara kurtka, nieogarnięte paznokcie. I buty w błocie. Weronika już myślała, jak grzecznie go wyprosić. Ale najpierw postanowiła go nakarmić. Jadł łapczywie, gwałtownie i głośno chwalił Weronikę. choćby się zawstydziła. Wyjęła kiszone ogórki. Boże drogi! wykrzyknął brzydal. To najlepsze, co jadłem w życiu!
I wtedy uderzył zegar po babci. Brzydal przysłuchiwał się: Co to za dźwięk?. Poszedł do pokoju, wspiął się na stołek i obejrzał zegar: Zaraz naprawię! Masz narzędzia?
Niedługo potem zegar bił czysto i donośnie, Weronika była szczęśliwa, słysząc tak miły dźwięk. Pomyślała, iż to znak. Brzydal powinien zostać jej mężem. Jest świetny, zaradny, a iż buty i paznokcie nie najlepsze drobiazg, umyje, oczyści. Poza tym był trzecim, szczęśliwą liczbą.
Teraz czekała noc. Tak, Weronika się przygotowała, odwiedziła salon piękności, położyła luksusową pościel z wielkimi różami (bo w rzeczywistości je uwielbiała). Gdy Weronika wyszła z łazienki jej gość już spał, tak, bez przebierania się. Jej to nie zmartwiło. Spojrzała na śpiącego z czułością: Zmęczony, biedaczek. I ostrożnie położyła się pod kołdrą obok.
I wtedy zaczął się koszmar. Ten majster zaczął chrapać. Mistrzowsko, głośno, intensywnie. Weronika nakryła się poduszką, potem jego, przewróciła śpiocha nic. Nie spała całą noc, cierpiała.
Rano gość poszedł do kuchni, gdzie siedziała zmęczona Weronika: No i co? Gdzie wieczorem przywieźć rzeczy?
Weronika pokręciła głową: Nie, przepraszam. Jesteś dobry, ale Nie!
Czwarty, brodacz, wydał się Weronice bohaterem starego filmu o geologach. choćby pozwoliła mu palić w kuchni. Brodacz zaciągnął się, powiedział: Weronika, dogadajmy się od razu. Jestem wolny. Lubię wędkarstwo, wyrwać się gdzieś z kumplami. I nie lubię, gdy dzwonią i pytają gdzie jesteś, gdzie jesteś? Zgoda?
Weronika patrzyła, jak strzepuje popiół do doniczki z orchideą, spytała: A do kobiet też chodzisz?. Brodacz się uśmiechnął: A czemu nie? Mówiłem wolność! To normalne dla faceta.
Po nim Weronika długo wietrzyła kuchnię. Bolała ją głowa, czuła się strasznie zmęczona, jakby














