Lasiorhynchus barbicornis – tajniki alternatywnych taktyk reprodukcyjnych

swiatmakro.com 1 rok temu

Samiec Lasiorhynchus barbicornis – iNaturalist/Uwe Schneehagen, CC BY-SA 4.0

Nowa Zelandia jest domem dla wielu wyjątkowych organizmów. Samych owadów i pająków jest tam ponad 20 000, a 90% z nich, to endemity. Jednym z nich jest chrząszcz Lasiorhynchus barbicornis. Wcale się jednak nie zdziwię, jeżeli nigdy o nim nie słyszeliście. W polskojęzycznym Internecie nie ma bowiem o nim ani słowa. Serio! Gdy wpisałem jego nazwę w wyszukiwarkę i ustawiłem język polski, wyskoczył mi tylko jeden wynik, i to wcale nie po polsku. Można więc powiedzieć, iż pod tym względem, ten artykuł będzie premierowy i bardzo mnie to cieszy. L. barbicornis to fascynujący chrząszcz, który został wyposażony przez naturę w bardzo długi ryjek, zwłaszcza u samców. Z wyglądu trochę mi przypomina sekator wysięgnikowy i czasami pełni choćby podobną funkcję. Na jego końcu znajdują się bowiem żuwaczki, które przydają się mu do przycinania. Nie atakuje jednak liści. Woli ciachać nóżki lub czułki swoich rywali!

Historia odkrycia i systematyka

Lasiorhynchus barbicornis został znaleziony w 1769 r. przez Josepha Banksa, brytyjskiego przyrodnika, który towarzyszył Jamesowi Cookowi podczas jego pierwszej, wielkiej wyprawie. Tak, to ten sam człowiek, który rok później odkrył Myrmecia gulosa w Australii. Zanim bowiem Cook dotarł na ten kontynent, najpierw odwiedził Nową Zelandię. Banks oczywiście skorzystał z okazji i zebrał tam mnóstwo okazów, które później trafiły Stary Kontynent. Konikiem Banksa były rośliny, dlatego opisaniem chrząszcza zajął się Johan Christian Fabricius, tak jak to miało miejsce w przypadku M. gulosa. Tym razem opisanie nowego gatunku było jednak trudniejsze. Duński przyrodnik nadał mu bowiem nazwę Curculio barbicornis (później ten gatunek został przeniesiony do rodzaju Lasiorhynchus), ale tylko samcom. Samice otrzymały od niego osobną nazwę Curculio assimilis, ponieważ był przekonany, iż należą do osobnego gatunku. Niektóre osoby mogą być zdziwione, iż tak słynny przyrodnik popełnił taki błąd, ale patrząc na samce i samice tego gatunku, naprawdę nie ma się co dziwić, iż mógł je wziąć za osobne gatunki.

Samica L. barbicornis – iNaturalist/Neville Hudson, CC BY-NC 4.0

Ryjek tego chrząszcza może sugerować, iż należy do rodziny ryjkowcowatych (Curculionidae). W rzeczywistości jest jednak przedstawicielem kontrowersyjnej rodziny Brentidae. Dlaczego kontrowersyjnej? Wszystko dlatego, iż niektórzy entomolodzy nie są do końca przekonani czy powinna istnieć, a jeżeli tak, to jakie chrząszcze powinny do niej należeć. Przykładem mogą być pędrusie. Część entomologów uważa, iż to podrodzina Apioninae i powinna należeć właśnie do rodziny Brentidae. Inni jednak uznają je za odrębną rodzinę Apionidae. Jak na razie pewne jest to, iż ryjkowcowate, Brentidae i pędrusie należą do nadrzędu ryjkowców (Curculionoidea). Wróćmy jednak jeszcze do rodziny Brentidae. Znajdziemy w niej bowiem kilka podrodzin, w tym Brentinae, do której należy Lasiorhynchus barbicornis. To bardzo egzotyczna grupa, która na chwilę obecną liczy ok. 520 gatunków, przy czym tylko dwa zamieszkują Europę. Niestety żaden nie występuje w Polsce. Mimo to i tak warto je poznać, ponieważ są bardzo ciekawe. Właśnie dlatego wspomnę o nich na koniec tego artykułu.

Wygląd

Samce Lasiorhynchus barbicornis mogą się pochwalić naprawdę sporymi różnicami w długości ich ciała. Najmniejsze osobniki mają tylko 1,5 cm, natomiast największe mogą dorastać choćby do 9 cm, co czyni je najdłuższymi chrząszczami w Nowej Zelandii. Nie tylko długość jest u nich ciekawa, ale także ich masa. U najmniejszych osobników wynosi zaledwie 22 mg, natomiast te największe mogą ważyć aż 646 mg. To oznacza, iż największe samce mogą być choćby 30 razy cięższe niż najmniejsze. To tak, jakby porównać ze sobą masę człowieka z masą dwóch żyraf. Samce Lasiorhynchus barbicornis mogą się więc pochwalić największą różnicą w masie ciała spośród wszystkich znanych gatunków chrząszczy. A co z samicami? U nich różnice w długości i masie też są dość znaczne, ale nie aż tak bardzo, jak u samców. Najmniejsze samice mierzą 1,2 cm, natomiast największe mają ok. 5 cm. Najlżejsze samice mają masę 27 mg, a największe mogą mieć 430 mg.

Samiec i samica L. barbicornis – iNaturalist/Helen Macky, CC BY-NC 4.0

Dlaczego samce są większe od samic? Wszystko przez ich ryjek, który jest mocno wydłużony. Największy ryjek mają zwykle największe samce i może stanowić choćby połowę długości ich ciała. U mniejszych samców ryjek jest mniejszy. Co ciekawe, różni się u nich nie tylko jego długość, ale też to, z czego jest zrobiony. Generalnie ryjek tych chrząszczy jest zbudowany z dwóch składników: tkanki miękkiej i kutykuli. U małych samców jest ich mniej więcej po połowie. U dużych samców jest tylko 25% tkanki miękkiej i aż 75% kutykuli. Skąd taka różnica? To proste. Tkanka miękka jest dość droga w utrzymaniu, zupełnie jak nasze mięśnie. Kutykula bardziej przypomina keratynę w naszych paznokciach i koszt jej utrzymania jest znacznie mniejszy. To oznacza, iż duże samce potrzebują znacznie mniej energii, aby utrzymać swój ryjek niż małe samce oraz samice. Tak, u samic ryjek jest znacznie krótszy niż u dużych samców i składa się z podobnych proporcji tkanki miękkiej i kutykuli jak u małych samców.

Nie tylko ryjki dużych samców są większe niż tych mniejszych, ale także ich nogi. Akurat w tym przypadku, te różnice może nie są aż tak bardzo dostrzegalne, ale jak najbardziej występują. Co więcej, ma to sens. W końcu, aby utrzymać tak duży ryjek, potrzebny jest odpowiednio pokaźny stelaż, a chyba właśnie do tego przedmiotu można porównać odnóża tych chrząszczy. Na tym mógłbym adekwatnie zakończyć opis ryjka tego chrząszcza, ale pozostało jedna rzecz, na którą warto zwrócić uwagę. To gęste włoski, które znajdują się na spodzie ryjka samców. Przyznam, iż nie mam pojęcia, do czego są im potrzebne, ale trzeba przyznać, iż dzięki nim, wyglądają jeszcze komiczniej. No dobrze, przejdźmy teraz do czułków. Te znajdują się na końcu ryjka, są proste i skierowane na boki, przez co sam chrząszcz wygląda trochę tak, jakby miał tam dodatkową parę nóg. W ogóle, te jego proste czułki to ważna cecha diagnostyczna. Czułki ryjkowcowatych są bowiem w połowie zakrzywione, natomiast u przedstawicieli rodziny Brentidae są właśnie całkowicie proste. Reszta ciała tego chrząszcz, czyli tułów i odwłok, są bardzo smukłe, podobnie jak ryjek.

Gdzie go można spotkać?

Jak już wspomniałem na początku, L. barbicornis jest mieszkańcem Nowej Zelandii, jednak nie występuje na całym obszarze tego kraju. Najliczniejszy jest na Wyspie Północnej, natomiast na Wyspie Południowej jest znacznie rzadszy, zaś jego występowanie ogranicza się głównie do północno-zachodniej części. Dorosłe osobniki są aktywne od października do kwietnia w lasach liściastych, gdzie gromadzą się na pniach drzew żywicielskich, aby odbyć gody oraz złożyć jaja. Czasami w jednym miejscu może się zebrać choćby setka chrząszczy. Co więcej, jeżeli już się zgromadzą w jakimś miejscu, to przebywają w nim aż do końca swojego życia, czyli przez jakieś kilka tygodni.

Wojownicze samce

Długie ryjki samców nie są jedynie osobliwą ozdobą. To przede wszystkim broń, która służy im do walki z rywalami. Gdy jakiś samiec spotka innego samca kopulującego z samicą, próbuje go z niej ściągnąć. Chwyta go żuwaczkami za jego nogi lub czułki, aby go odsunąć i w trakcie tych przepychanek może się zdarzyć, iż utnie rywalowi fragment jego ciała. Oczywiście kopulujący samiec nie poddaje się tak łatwo i może użyć swojego ryjka jak lancy, aby trzymać rywala na dystans. jeżeli mu się nie uda i zostanie odepchnięty przez rywala, wcale nie ucieka z podkulonym ogonem, ale przystępuje do kontrataku i dochodzi między nimi do zaciętego pojedynku. Podczas jego trwania, każdy z walczących samców próbuje zepchnąć swojego konkurenta z pnia. Walki L. barbicornis przypominają więc troszeczkę walki naszych chrząszczy, chociażby jelonków rogaczy czy kózkowatych. Szczególnie kojarzą mi się z walkami tycza cieśli, które miałem okazję kilka razy obserwować. One również bywają bardzo zacięte i może się zdarzyć, iż jakiś samiec utnie żuwaczkami czułek rywala.

W takich spektakularnych, bezpośrednich starciach, uczestniczą przede wszystkim duże samce. Małe samce wolą używać podstępów, czy jak to nazywają badacze, stosują tzw. alternatywne taktyki reprodukcyjne (ang. alternative reproductive tactics, w uproszczeniu ARTs). Na czym one polegają? Ano np. na tym, iż gdy mały samiec wypatrzy samicę, to wdrapuje się na jej grzbiet i chowa się z boku jej ciała, aby nie dostrzegł go żaden rywal. Dopiero gdy zajmie taką pozycję przystępuje do jej zapłodnienia. Zdarza się również tak, iż mały samiec chowa się pod ciałem samicy i czeka, aż pojawi się duży samiec. Gdy tak się stanie, wówczas powoli wychodzi spod ciała samicy i wślizguje się między nią a dużego samca, aby trochę mu pokrzyżować szyki i móc samemu ją zapłodnić. Małe samce potrafią się wślizgnąć między samicę a dużego samca choćby wtedy, gdy ten drugi jest już w trakcie kopulacji. W takiej sytuacji, nie musi się jednak śpieszyć i może poczekać, aż duży samiec sam zejdzie z samicy, np. aby walczyć z jakimś rywalem, i wtedy mały samiec może skorzystać z okazji. Nie oznacza to jednak, iż małe samce w ogóle nie walczą. Im też się zdarza, ale głównie z mniejszymi rywalami lub takimi, którzy dorównują im rozmiarem. Duże samce, powyżej 4,5 cm, w ogóle nie używają podstępów i stawiają wyłącznie na walkę.

Grupka osobników w czasie godów – Flickr, epitree, CC BY-NC 4.0

No dobrze, a co na to wszystko samice? Czy mają w ogóle coś do powiedzenia w temacie tego całego zamieszenia, które przecież często dzieje się tuż nad ich głowami? Okazuje się, iż nie i chyba w ogóle nie są tym zainteresowane. Prawie w ogóle się nie zdarza, aby nie były chętne do kopulacji z samcami. Z drugiej strony, nie wykazują też jakiegoś szczególnego entuzjazmu. Po postu w czasie, gdy samce walczą ze sobą na różne sposoby, one są zajęte czymś zupełnie innym. Tuż po zapłodnieniu będą przecież musiały złożyć jaja, a tak się składa, iż nie robią tego byle gdzie. Umieszczają je w pniu drewna, jednak, aby to zrobić, muszą najpierw zrobić w nim dziurkę i właśnie do tego przydaje im się ich ryjek. Choć nie jest tak długi, jak u dużych samców, to jednak idealnie się nadaje, do wygryzienia małego kanalika w pniu. Podobnie robią też nasze słoniki (Curculio spp.), z tą różnicą, iż zamiast w drewnie, robią dziurki w orzechach laskowych i żołędziach. Larwy, które się wylęgną z jaj, drążą w drewnie chodniki, ale żywią się grzybami, które porastają chodniki, a nie samym drewnem. Ich rozwój trwa dwa lata.

Amorphocephala coronata

Jak już wcześniej wspomniałem, w Europie można spotkać jedynie dwa gatunki z podrodziny Brentidae. Niestety oba występują tylko na południu naszego kontynentu i w Polsce ich nie spotkamy. Szkoda, bo trzeba przyznać, iż są naprawdę ciekawe, ale w zupełnie inny sposób niż B. barbicornis. Pierwszy z nich to Orfilaia reichei, a drugi to Amorphocephala coronata i to właśnie o tym drugim napiszę w tej części artykułu, ponieważ na jego temat mam najwięcej informacji. Na pierwszy rzut oka, A. coronata w ogóle nie przypomina ogromnego kuzyna z Nowej Zelandii. Po pierwsze, jest dużo mniejszy, ponieważ osiąga od 0,9 do zaledwie 1,8 cm. Po drugie, jego ryjek jest tak krótki, iż można by mieć spore wątpliwości, czy powinien być członkiem tej grupy. Z drugiej strony, jego ciało jest bardzo smukłe, tak jak u B. barbicornis. Różni się za to jego kolor, ponieważ jest w całości rdzawobrązowy. U. A coronata też występuje dymorfizm płciowy, jednak stanowi on pewne przeciwieństwo tego, co mamy u B. barbicornis. Ryjek samca A. coronata jest bowiem bardzo krótki, natomiast jego głowa jest kanciasta. U samicy ryjek jest dłuższy i cieńszy, za to jej głowa jest niemal zupełnie gładka.

Samica A. coronata – iNaturalist, Mario Bassini, CC BY 4.0

Jeśli chodzi o tryb życia, to A. coronata nie jest związany z martwym drewnem i raczej nie bawi się w żadne, spektakularne walki. Zamiast tego jest gatunkiem myrmekofilnym, co oznacza, iż żyje w mrowiskach mrówek. Szczególnie chętnie przebywa u gmachówek (Camponotus spp.), ale czasami trafia się też w gniazdach ostrorzytki czerwonogłowej (Crematogaster scutellaris), hurtnic (Lasius spp.) oraz mrówek z rodzaju Pheidole. Jak zaobserwowali naukowcy, mrówki z jakiegoś powodu chętnie się dzielą swoim pożywieniem z tym chrząszczem. Nie jestem do końca pewien, w jaki sposób udaje mu się je oczarować. Inne chrząszcze myrmekofilne mogą używać w tym celu specjalnych, słodkich substancji, ale nie znalazłem informacji, aby ten gatunek też tak robił. Wiem za to, iż A. coronata czasami sam może się dzielić pożywieniem z mrówkami, co nie zostało zaobserwowane u innych gatunków chrząszczy. Jego larwy z kolei też się rozwijają w mrowiskach i najprawdopodobniej żywią się pleśniami, i innymi grzybami, które się tam rozwijają. Co ciekawe, A. coronata bywa też spotykany poza mrowiskami. Zdarza się, iż przylatuje do sztucznego światła i wtedy można go łatwo zaobserwować.


Warto przeczytać:

  • Alternatywne taktyki reprodukcyjne
  • Filogeografia Lasiorhynchus barbicornis
  • Lasiorhynchus barbicrnis – artykuł na stronie Smithsonian Tropical Research Institute
  • Autumn fun with giraffe weevils – artykuł Dr Chrissie Painting, naukowczyni badającej m.in. L. barbicornis
  • New Zealand giraffe weevil – bardzo dobry artykuł w Wikipedii
  • Amorphocephala coronata – artykuł w Insektarium.
Idź do oryginalnego materiału