Lampa prawie zrujnowała rodzinę
— Weronika, Kuba, kto z was stłukł moją lampę? To przecież pamiątka po Henryku! — Zofia Stanisławowa uderzyła dłonią w dębowy stół w salonie starego domu Nowaków, a kurz poderwał się z wytartego obrusa haftowanego chabrami. Dom z lat trzydziestych pachniał starym drewnem, naftaliną, świeżo ugotowanym żurem i lekką wilgocią z piwnicy. Antyczna lampa z brązową podstawą w kształcie winorośli i zielonym abażurem, którą Zofia przechowywała jako pamiątkę po zmarłym mężu Henryku, leżała na wyblakłym parkiecie — abażur był pognieciony, a nóżka pękła, odsłaniając kable. Jej siwe włosy były ściągnięte w ciasny kok, kwiecisty szlafrok kołysał się przy każdym ruchu, a okulary w rogowej oprawie zaparowały ze złości.
Weronika, piętnastoletnia wnuczka, zerwała się z zapadniętej kanapy, jej ciemne włosy były rozczochrane, a czarna koszulka z kotami podwinęła się, odsłaniając pasek dżinsów. Wskazała palcem młodszego brata, a jej głos brzmiał przenikliwie.
— Babciu, to nie ja! — krzyknęła, jej adidasy zaskrzypiały na podłodze. — To Kuba, on zawsze wszystko tłucze, wczoraj tu tańczył z piłką!
Kuba, dwunastoletni chłopak w pogniecionej granatowej bluzie z kapturem, odłożył tablet, na którym grał w wyścigi. Jego rude włosy sterczały, a oczy rozszerzyły się z oburzenia.
— Ja? Wernik, kłamiesz! — powiedział, podskakując. — Babciu, na serio, nie dotykałem lampy! To Weronika wczoraj nagrywała tu tik toki, skakała jak koza!
Tomasz, syn Zofii, wszedł do salonu. Jego robocza kurtka, przesiąknięta zapachem oleju maszynowego i metalu, zwisała z ramion. Był majstrem w fabryce, a jego zarośnięta broda lśniła od potu.
— Mamo, przestań krzyczeć, cały dom się trzęsie — powiedział, rzucając kurtkę na skrzypiący wieszak. — To tylko lampa, stary grat! Po co robić aferę?
Agnieszka, synowa Zofii i matka dzieci, ustawiała talerze na stole. Jej blond włosy wymykały się z niedbałego kucyka, a fartuch był poplamiony żurem i mąką.
— Tomasz, nie zaczynaj — powiedziała, a jej głos brzmiał spięcie. — To nie grat, to mama lampa, cenna pamiątka po Henryku. Weronika, Kuba, przyznajcie się, kto to zrobił, i będzie po sprawie!
Lampa leżąca na podłodze stała się nie tylko zniszczonym przedmiotem, ale symbolem rodzinnego rozdarcia, w którym każdy widział swoje żale i zmęczenie.
Wieczorem kłótnia wybuchła na nowo. Salon, oświetlony matową lampą z odpryskującą farbą, huczał od sporów. Zofia siedziała w starym fotelu z wyblakłym obiciem, cerując wełnianą skarpetę. Tomasz pił herbatę z pękniętego kubka z napisem “Najlepszy majster”, a Agnieszka zmywała naczynia w kuchni, skąd dobiegał zapach żuru i koperku. Weronika przeglądała podręcznik do biologii, a Kuba budował chwiejną wieżę z klocków, która natychmiast się rozpadała.
— Weronika, widziałam, jak wczoraj tańczyłaś w salonie! — powiedziała Zofia, jej okulary zjechały na usta. — Lampa sama nie spadła!
Weronika rzuciła książką na kanapę.
— Babciu, tańczyłam, ale lampy nie dotknęłam! — krzyknęła. — To Kuba, rano ganiał z piłką, słyszałam, jak uderzał nią w ścianę!
— Ja? Wernik, ty specjalnie! — warknął Kuba. — Byłem w swoim pokoju, grałem! Babciu, ona kłamie!
Tomasz odstawił kubek, herbata rozlała się na obrus.
— Mamo, to stara lampa, po co się tak denerwujesz? — powiedział, przecierając skronie. — W domu bałagan, ja haruję po dwanaście godzin w fabryce, a wy drzecie się o graty!
Agnieszka weszła z kuchni, wycierając ręce w fartuch.
— Tomasz, to nie grat, to pamiątka po Henryku! — powiedziała. — I nie zwalaj winy na dzieci!
Zofia wstała, jej szlafrok zaszeleścił.
— Pamiątka? Agnieszko, ta lampa to wszystko, co mi zostało po Henryku! — krzyknęła. — Pod nią czytaliśmy listy, planowaliśmy ślub! A wy… traktujecie mnie jak starą, niepotrzebną kobietę!
Weronika zerwała się, plecak spadł jej z kanapy.
— Babciu, nie chciałam niczego zepsuć! — krzyknęła. — Ale ty zawsze na nas krzyczysz, jakbyśmy byli wrogami! Nie wytrzymuję, idę stąd! — Wybiegła z domu, trzaskając drzwiami.
Kuba złapał się za głowę, tablet wypadł mu z rąk.
— Weronika! — krzyknął. — Babciu, to nie ja, ale ją znajdę!
Tomasz zbladł.
— Cholera — mruknął, sięgając po kurtkę. — Mamo, przepraszam. To moja wina. Nazwałem lampę gratem. Idę po Weronikę.
Zofia osunęła się w fotel.
— Znajdź ją — szepnęła. — I wybaczcie mi. Przesadziłam.
Następnego dnia Kuba znalazł w piwnicy skórzany pamiętnik dziadka Henryka. Na pierwszej stronie było napisane: “Dla Zosi, mojej gwiazdy”. Czytał głośno: *”Lampa oświetla nasz dom, jak twoja miłość. Pod nią po raz pierwszy powiedziałem, iż jesteś moim przeznaczeniem. Chroń ją, Zosiu, i naszą rodzinę.”*
Wszyscy zebrali się, by naprawić lampę. Tomasz lutował podstawę, Agnieszka szyła nowy abażur, a dzieci pomagały. Miesiąc później rodzina siedziała pod lampą, czytając pamiętnik Henryka i śmiejąc się z jego opisów “zrzędliwej Zosi”.
— Wiecie co? — powiedziała pewnego wieczoru Zofia. — Ta lampa nas złączyła. Henryk byłby z was dumny.
Weronika przytuliła ją.
— I my z niego — szepnęła.
Lampa przestała być powodem kłótni. Stała się ich światłem — sercem, które przypominało, jak ważna jest rodzina.