Łagodność dla siebie w trosce o zdrowie

agamasmaka.pl 1 rok temu

Długo się uczyłam łagodności dla siebie. Dla jasności: jeszcze się jej nie „nauczyłam”. Bo to chyba ciągły proces. Ale idzie coraz lepiej. Czym jest dla mnie łagodność?

Łagodność jest dla mnie trochę odpuszczaniem, ale i trochę dociśnięciem, kiedy trzeba. Bo czasem trzeba. Ale w określony sposób. 😉

Odpuszczaniem, gdy:
– tego po prostu potrzebuję (NIE kiedy zasługuję, a kiedy po prostu po ludzku potrzebuję),
– mam okres,
– przechodzę trudne chwile i gdy choćby wiem, iż się „trzymam”, ale zaraz mogę „puścić” i już przeciwdziałam, żeby się później nie rozlecieć w byciu „dzielną dziewczynką”,
– ktoś chce, żebym cisnęła (to już dla mnie nie argument),
– wiem, iż walka z wiatrakami nie ma sensu.

A kiedy łagodność jest dla mnie dociśnięciem? Gdy chciałabym odpuścić z powodu lęku i poczucia niewystarczalności, ale tego nie robię, bo wiem, iż to tylko „poczucie” i tylko „lękowe myśli”. A szkoda, żeby wartościowe rzeczy w życiu uciekały nam przez lęk, prawda? Szkoda, żeby życie było gorszej jakości, niż może być.

Łagodność w trosce o zdrowie

Łagodność w trosce o zdrowie? Jak to może wyglądać? Na przykład tak.

Nie oczekuję od siebie intensywnych i koniecznie (!) godzinnych treningów, bo krótsze się nie liczą (albo 15 minut spaceru się nie liczy, albo cokolwiek się nie liczy, bo jaj i ścięgien nie urywa).

Nie oczekuję od siebie, iż będę jeść perfekcyjnie i tak, jak należy i iż to koniecznie musi być rozpisana dieta na X kcal. A jak zjem serniczka, to już kaplica.

Nie oczekuję od siebie, iż będę zawsze fit, super zdrowa i zawsze będę czuć się dobrze, bo to jest niemożliwe.

Nie oczekuję od siebie, iż niczym maszynka będę tracić kilogramy, bo ktoś uznał, iż powinnam.

Nie oczekuję od siebie, iż będę uprawiać jakiś sport lub jeść jakieś rzeczy, które totalnie mi nie pasują (smakowo czy pod kątem temperamentu, czy stylu życia).

Łagodny docisk

A gdzie i kiedy warto się docisnąć, kąpiąc się dalej w łagodności?

Gdy na przykład boimy się kuchni i prób kulinarnych. Po prostu trzeba wejść i spróbować. Mimo lęku i minionych doświadczeń swojej nieporadności w tym zakresie.

Gdy boimy się iść na badania i przekładamy je w kółko.

Gdy mamy lęk przed pójściem na zajęcia sportowe, które potencjalnie mogłoby nam się spodobać, ale obawiamy się reakcji ludzi na nasz wygląd/ruch lub tego, iż nam się nie spodoba.

Gdy nie ważymy się zrobić małego kroku, bo wydaje nam się on bezsensowny (za mały?).

Nic nie musisz

Pamiętaj: nic nie musisz.

Jeśli danie, które przygotujesz, Ci nie zasmakuje, to więcej go nie zrobisz i będziesz próbować dalej, aż znajdziesz swoją satysfakcję w jedzeniu.

Jeśli zajęcia ruchowe Ci nie podpasują, to je zmienisz. Albo pójdziesz na spacer. Albo potańczysz z odkurzaczem. I nikomu nie musisz się tłumaczyć.

Jeśli wyjdziesz na spacer godzinny, a wrócisz po 20 minutach, bo będziesz padnięta, to jest zupełnie ok. Następnym razem będzie może 60 minut, a innym 15. A kolejnym pół dnia, jeżeli wyjdzie piękne wiosenne słońce.

Podsumowując

Staraj się poczuć pełną akceptację dla swoich prób i błędów. Wszystko, co robisz, ma służyć Tobie. Nie komuś innemu.

Nie od razu znajdziemy dobrą drogę tam, dokąd zmierzamy. Ale warto iść. Czasem lepiej iść wolniej niż zasuwa pędzący świat…

Idź do oryginalnego materiału