Bułka leżała, przymknąwszy oczy. Na drugim łóżku pod przeciwległą ścianą siedziała Kasia, skrzyżowawszy nogi, i czytała na głos podręcznik. Telefon Bułki eksplodował popularną melodią. Kasia zatrzasnęła książkę i spojrzała na przyjaciółkę z wyrzutem.
Dziewczyna niechętnie odebrała. Po chwili już siedziała na łóżku. Potem odrzuciła telefon, zerwała się i zaczęła krążyć po wąskim pokoju, wpychając do torby sportowej rzeczy z szafy.
– Gdzie się wybierasz? Co się stało? – zaniepokoiła się Kasia.
– Dzwoniła sąsiadka, mamę zabrali do szpitala, zawał. – Bułka zapięła zamek błyskawiczny na torbie i podeszła do drzwi, gdzie na wieszaku wisiały kurtki dziewczyn, stały buty i kalosze.
– Jutro egzamin. Ona jest w szpitalu, zaopiekują się nią. Zdajesz i jedziesz, – wstając z łóżka, powiedziała Kasia, obserwując, jak Bułka wciąga na nogi kalosze.
– Słuchaj, Kaś, wyjaśnij wszystko w dziekanacie, przyjadę i ogarnę. Zdaję sesję na wakacjach. Już, mam autobus za czterdzieści minut, – Bułka już zapinała zamek na kurtce.
– Zadzwoń, jak tam mama, – poprosiła Kasia, ale Bułka już wyskoczyła z pokoju. Za cienkimi drzwiami rozległ się stukot oddalających się obcasów.
Kasia wzruszyła ramionami i wróciła do pokoju. Zobaczyła na łóżku Bułki ładowarkę do telefonu, złapała ją i boso pobiegła dogonić przyjaciółkę.
– Bułka! Bułka, stój! – krzyczała, schodząc po schodach.
Drzwi wejściowe na dole zatrzasnęły się. Kasia przeskoczyła przez trzy stopnie, podbiegła do drzwi, pchnęła je i o mało nie wyleciała na ulicę za nią.
– Bułka!
Dziewczyna odwróciła się, zobaczyła w rękach Kasi kabel i wróciła po niego.
– Dzięki. – I znów pobiegła dalej.
– Szymańska, co wy tutaj wyprawiacie? Jedna ledwo drzwi nie wyważyła, druga boso na ulicę wyskoczyła. Naćpane, czy co? – spod biurka podniosła się dyżurna woźna.
– Przepraszam, Zofio Stanisławo, nie bierzemy, – powiedziała Kasia, przestępując z nogi na nogę. W bose stopy wbijały się ziarenka piasku i drobne kamyki, naniesione podeszwami butów i kaloszy z ulicy. Piaskiem gęsto usypany był lód przed wejściem do akademika.
– U Bułki mama trafiła do szpitala. Zimno, mogę iść? – powiedziała Kasia i, nie czekając na odpowiedź, pobiegła na górę po schodach.
– O, Boże! – Zofia Stanisława ciężko opadła na krzesło i przeżegnała się. – Zachowaj i uchowaj!
Kasia wróciła do pokoju, otrzepała piasek z nóg, pozbierała porozrzucane przez Bułkę rzeczy, włożyła kapcie i poszła do kuchni z czajnikiem. Jutro egzamin, ogrzeje się gorącą herbatą i znów zabierze za podręcznik.
Już ściemniło się, gdy do drzwi ostrożnie zapukano.
– Kto? – krzyknęła Kasia, ale nikt jej nie odpowiedział.
Dziewczyna westchnęła, wstała z łóżka i otworzyła drzwi.
– Cześć! – Przed nią stał Marek, trzymając przed sobą skromny bukiecik.
– Wejdź. – Kasia poczekała, aż Marek wejdzie do pokoju, i dopiero wtedy powiedziała, iż Bułka wyjechała do domu.
– Przecież jutro ma egzamin, – zdziwił się chłopak.
– Pójdę do dziekanatu, wyjaśnię, iż mama zachorowała, zaliczy egzamin na wakacjach. – Kasia nie spuszczała wzroku z bukiecika.
– To dla ciebie, – Marek podał jej kwiaty.
– Dzięki. Herbaty chcesz? – Dziewczyna z bukiecikiem podeszła do okna, wzięła ze”Wziął bukiecik ze stołu i podał jej go z uśmiechem, a w ich spojrzeniach odbiło się wszystko, co było, i wszystko, co mogło się jeszcze zdarzyć.”