Kwiatowa Symfonia

newsempire24.com 14 godzin temu

**Pamiętnik**

Leżałam z zamkniętymi oczami. Na przeciwległym łóżku siedziała Weronika, skrzyżowawszy nogi, i czytała na głos podręcznik. Nagle mój telefon rozbrzmiał popularną melodią. Weronika zamknęła książkę i spojrzała na mnie z wyrzutem.

Niechętnie odebrałam. W mgnieniu oka już siedziałam na łóżku. Wyrzuciłam telefon, wstałam i zaczęłam biegać po wąskim pokoju, pakując do torby sportowej rzeczy z szafy.

– Gdzie się wybierasz? Co się stało? – zaniepokoiła się Weronika.

– Dzwoniła sąsiadka, mamę zabrali do szpitala, zawał. – Zapięłam suwak torby i ruszyłam do drzwi, gdzie wisiały nasze kurtki stały buty.

– Jutro egzamin. W szpitalu się nią zajmą. Zdajesz i jedziesz – powiedziała, wstając i patrząc, jak wkładam buty.

– Słuchaj, Werka, wytłumacz w dziekanacie. Wrócę i wszystko ogarnę. Zdaję sesję w wakacje. Mam autobus za czterdzieści minut.

– Zadzwoń, jak tylko coś się dowiesz – zawołała, ale już wybiegłam na korytarz. Za cienkimi drzwiami słychać było tylko stukot moich obcasów.

Weronika wzruszyła ramionami i wróciła do pokoju. Zobaczyła ładowarkę na moim łóżku, złapała ją i boso pobiegła za mną.

– Kamila! Kamilaa, stój! – krzyczała, schodząc po schodach.

Drzwi wejściowe zatrzasnęły się. Weronika przeskoczyła trzy stopnie, pchnęła drzwi i prawie wyleciała za mną na zewnątrz.

– Kamila!

Obejrzałam się i zobaczyłam w jej ręce kabel. Wróciłam po niego.

– Dzięki. – I znów pobiegłam przed siebie.

– Nowak, co to za cyrk? Jedna prawie drzwi wyrwała, druga boso na mróz! Naćpałyście się? – zza biurka poderwała się woźna, pani Grażyna.

– Przepraszam, pani Grażyno, nie ćpamy – odparła Weronika, przestępując z nogi na nogę. W stopy wbijały się ziarenka piasku naniesione butami. Przed akademikiem lód był grubo posypany piaskiem.

– U Kamili mama trafiła do szpitala. Zimno mi, mogę już iść? – Nie czekając na odpowiedź, pobiegła po schodach.

– O, Jezu! – Pani Grażyna ciężko opadła na krzesło i przeżegnała się. – Zachowaj nas, Panie!

Weronika wróciła do pokoju, otrzepała stopy z piasku, posprzątała moje porozrzucane rzeczy, wzięła czajnik i poszła do kuchni. Jutro egzamin, ogrzeje się herbatą i wróci do książek.

Już ściemniło się, gdy do drzwi zapukano delikatnie.

– Kto tam? – krzyknęła, ale nikt nie odpowiedział.
Wstała i otworzyła.

– Cześć! – Stał przed nią Marek, trzymając w ręku skromny bukiecik.

– Wejdź. – Wpuściła go i dopiero potem powiedziała, iż wyjechałam do domu.

– Przecież jutro ma egzamin – zdziwił się.

– Pójdę do dziekanatu, wyjaśnię, iż mama zachorowała, zaliczy w sesji poprawkowej. – Weronika nie spuszczała wzroku z bukietu.

– To dla ciebie – Marek podał jej kwiaty.

– Dzięki. Herbaty chcesz? – Podeszła do okna, wzięła słoik.

– Naleję wody, a ty się rozbieraj. – Uśmiechnęła się i wyszła.

Marek zdjął tylko buty, zrobił dwa kroki i usiadł na moim łóżku. Przeciągnął dłonią po tanim kocu, jakby mnie głaskał.

Weronika wróciła, postawiła słoik z kwiatami na stole, odsunęła się i spojrzała na bukiet.

– Ładne. Co to za kwiaty?

– Groszek pachnący – odparł Marek. – Muszę już iść. – Wstał.

– Mia*”A potem, po latach, zrozumiałam, iż czasem przeszłość przychodzi nie po to, by nas zranić, ale by wreszcie pozwolić nam odetchnąć.”*

Idź do oryginalnego materiału