Kwiatowa Opowieść

newsempire24.com 3 dni temu

Wiera leżała, przymknąwszy oczy. Na drugim łóżku pod przeciwległą ścianą siedziała Ola, skrzyżowawszy nogi, i czytała na głos podręcznik. Telefon Wiery rozbrzmiał popularną melodią. Ola zamknęła książkę i spojrzała na koleżankę z wyrzutem.

Dziewczyna niechętnie odebrała. Chwilę później siedziała już na łóżku. Potem odrzuciła telefon, zerwała się i zaczęła krążyć po wąskim pokoju, pakując do torby sportowej rzeczy z szafy.

– Gdzie się wybierasz? Co się stało? – zaniepokoiła się Ola.

– Dzwoniła sąsiadka, mamę zabrali do szpitala, atak serca. – Wiera zapięła zamek na torbie i podeszła do drzwi, gdzie na wieszaku wisiały kurtki dziewczyn, a na podłodze stały ich buty.

– Jutro egzamin. W szpitalu się nią zajmą. Zdaj i pojedziesz później – powiedział Ola, wstając z łóżka i patrząc, jak Wiera wciąga na nogi kozaki.

– Słuchaj, Olka, wytłumacz wszystko w dziekanacie, przyjadę i się tym zajmę. Zdaję sesję w czasie wakacji. Wychodzę, mam autobus za czterdzieści minut – Wiera już zapinała zamek w kurtce.

– Zadzwoń, jak tylko coś się dowiesz – poprosiła Ola, ale Wiera już wypadła z pokoju. Za cienkimi drzwiami słychać było stukot oddalających się obcasów.

Ola wzruszyła ramionami i wróciła do pokoju. Zobaczyła na łóżku Wiery ładowarkę do telefonu, złapała ją i boso pobiegła za koleżanką.

– Wiera! Wiera, zaczekaj! – krzyczała, schodząc po schodach.

Drzwi wejściowe na dole zatrzasnęły się. Ola przeskoczyła przez trzy stopnie, podbiegła do drzwi, otworzyła je i niemal wyleciała na ulicę.

– Wiera!

Dziewczyna odwróciła się, zobaczyła w rękach Oli kabel i wróciła po niego.

– Dzięki. – I znów pobiegła przed siebie.

– Szymańska, co wy tutaj wyprawiacie? Jedna drzwi wyważa, druga boso na mróz wyskakuje. Naćpane jesteście, czy co? – spod stołu podniosła się dyżurna woźna.

– Przepraszam, Zosiu, nie bierzemy nic – powiedziała Ola, przestępując z nogi na nogę. W bose stopy wbijały się ziarenka piasku i drobne kamyki naniesione z ulicy butami innych studentów. Przed wejściem do akademika lód był gęsto posypany piaskiem.

– Wierze mama trafiła do szpitala. Zimno mi, mogę iść? – Ola nie czekając na odpowiedź, pobiegła na górę.

– O, Jezu! – Zosia ciężko opadła na krzesło i przeżegnała się. – Zachowaj nas, Panie!

Ola wróciła do pokoju, otrzepała piasek z nóg, posprzątała porozrzucane przez Wierę rzeczy, włożyła kapcie i poszła do kuchni z czajnikiem. Jutro egzamin, ogrzeje się gorącą herbatą i znów weźmie się za naukę.

Już ściemniło się, gdy do drzwi cicho zapukano.

– Kto tam? – zawołała Ola, ale nikt nie odpowiedział.
Dziewczyna westchnęła, wstała z łóżka i otworzyła drzwi.

– Cześć! – Stał przed nią Krzysiek, trzymając w rękach skromny bukiet.

– Wejdź. – Ola poczekała, aż Krzysiek przekroczy próg, po czym oznajmiła, iż Wiera wyjechała do domu.

– Przecież jutro ma egzamin – zdziwił się chłopak.

– Pójdę do dziekanatu, wyjaśnię, iż mama jej zachorowała, będzie mogła zaliczyć na wakacjach. – Ola nie spuszczała wzroku z bukietu.

– To dla ciebie – Krzysiek podał jej kwiaty.

– Dzięki. Herbaty chcesz? – Dziewczyna z bukietem podeszła do okna, wzięła ze parapetu słoik.

– Ja po wodę, a ty się rozbieraj – uśmiechnęła się i wyszła z pokoju.

Krzysiek zdjął tylko buty, zrobił dwa kroki i znalazł się przy łóżku Wiery. Usiadł i pogładził dłonią tani koc, jakby głaskał dziewczynę.

Gdy wróciła Ola, postawiła słoik z kwiatami na stole, odstąpiła krok i przyglądała się bukietowi.

– Ładne. A co to za kwiaty?

– Groszek pachnący – odpowiedział Krzysiek. – Muszę iść. – Wstał z łóżka.

– Coś tam z Wierą planowaliście? – gwałtownie zapytała Ola. Nie chciała, żeby wyszedł.

– No. Załatwiłem bilety na koncert.

– Serio? To weź mnie ze sobą. Szkoda, żeby bilety się marnowały.

Krzysiek zawahał się.

– Przecież jutro masz egzamin.

– No i co? – machnęła ręką Ola. – Cały dzień się uczę, czas na odpoczynek.

Chłopak się zastanawiał. Wiera wyjechała, a bilety przepadną. Dopiero zaczynali się spotykać, nic poważnego. Koncert z jej współlokatorką to przecież nie zdrada, prawda?

– Chodźmy – powiedział.

– Super! – Ola podskoczyła z euforii i zaklaskała. – Oj, poczekaj na mnie na korytarzu, ubiorę się.

– A, no tak. – Krzysiek gwałtownie włożył buty i wyszedł.

Po pięciu minutach wyszła Ola. Krzysiek zauważył, iż zdążyła podkreślić rzęsy i usta, pięknie spięła włosy. Kiedy to zrobiła?

– Chodźmy, bo się spóźnimy – pospieszył ją.

Na koncercie Ola podrygiwała, skakała z uniesionymi rękami i krzyczała wraz z tłumem w uniesieniu. Co chwilę zerkała na Krzyszka. Zaraził się jej nastrojem, odprężył i też zaczął śpiewać.

Potem szli pieszo i żywo dyskutowali o koncercie.

– Mnie najbardziej podobało się to – Ola zanuciła fragment piosenki.

– No. I jeszcze… – Krzysiek też zanucił, choćby powtórzył kilka angielskich słów.

Tak doszli do akademika. Ola pociągnęła zamknięte drzwi.

– Dzisiaj Zosia dy- Dziś dyżuruje Zosia, na pewno nie otworzy, co teraz zrobimy? – szepnęła Ola, spoglądając na Krzysztofa, a on w odpowiedzi uśmiechnął się lekko i wskazał ręką na otwarte okno na parterze.

Idź do oryginalnego materiału