Kuzynka wpadła do nas bez zapowiedzi, zjadła wszystkie kotlety, a mój mąż został bez kolacji

przytulnosc.pl 1 tydzień temu

Czasem najbliżsi potrafią zaskakiwać… niekoniecznie w dobrym stylu. Martyna z Poznania właśnie tego doświadczyła, gdy jej kuzynka Irena razem z małą córką zaczęła odwiedzać ich dom na tyle często i niespodziewanie, iż zniknęło poczucie granic i… zdrowy rozsądek.


Przyjazd bez listu

„Irena przeprowadziła się kilka miesięcy temu do naszego miasta – odziedziczyła mieszkanie po cioci i postanowiła zostać bliżej nas. Na początku żyliśmy w przekonaniu, iż wpadnie do nas raz na jakiś czas, na krótką pogawędkę. Ale w sobotę, bez zapowiedzi, przed południem stanęła w drzwiach z trzyletnią Zuzią. Ani dzwonka, ani SMS-a” – opowiada Martyna.

Chwilę wcześniej planowała posprzątać salon i przygotować coś na popołudniowy wypoczynek z mężem i dziesięcioletnim synem Kacprem. Zamiast tego rzuciła porządki i zaprosiła gości do stołu.


Kolacja kontra goście

Obserwując, jak kuzynka i jej córeczka łakomie pałaszują serwowane ciastka, Martyna poprosiła syna, by wyskoczył po tort do sklepu. „Ale Irena, z ciężkim westchnięciem, oświadczyła, iż ciasta i herbaty to za mało – przecież są bardzo głodne. Spojrzałam na nią i pomyślałam: ‘Przecież nikogo tu nie oczekiwałam!’ W ruch poszły kotlety, które przygotowałam dla męża na wieczór.”

Nie zdołała choćby odetchnąć, a talerze z mięsem puste. „W panice rozmrażałam pierś z kurczaka i gotowałam ją na szybko. A po powrocie męża czekała go półgodzinna opowieść o dramatycznych wydarzeniach kuchennych.”


Telewizor dla gości

Gdy wreszcie usiedli na kanapie, Irena stwierdziła, iż obowiązkowo chce obejrzeć swój ulubiony program – i włączyła telewizor na pełen regulator. „Mąż osłupiał. Zasugerował, iż to nie jest kinomania, ale zmęczona rodzina. Poprosił, by ściszyć telewizję. Irena protestowała, iż nic nie słyszy, więc znów zwiększyła głośność. W efekcie atmosfera zrobiła się tak gęsta, iż przy kawie rozmowy pozostały jedynie kurtuazyjne”.

Kuzynka i jej córka opuściły dom dopiero po północy. „Myślałam, iż już nigdy ich nie zobaczę… A jednak…”


Druga wizyta

„We wtorek, tym razem po pracy syna, znów pukanie do drzwi. Przybiegła Irena, tym razem pewna, iż przy kolacji nie wyjdzie głodna. Zniknął świeżo upieczony jabłecznik, a duży kawał szynki rozpłynął się w mgnieniu oka. Kiedy późnym wieczorem zobaczyłam, jak Irena sięga po pilot, mąż nie wytrzymał: ‘Pilota? Już koniec tej hucznej gościny. Mam jutro wstać o piątej!’”

Irena oburzyła się, ale na chwilę zabrakło jej słów. Spakowała siebie i dziecko i wyszła.


Burza telefonów

Rano zabrzmiały telefony od dalszych krewnych – Irena zdążyła im opowiedzieć o „bezwstydnym” potraktowaniu jej przez Martynę. Wszyscy jednogłośnie orzekli, iż Martyna to najgorsza gospodyni: wyprosili biedną kuzynkę na bruk, choć bez pracy i z maluchem na ręku…


Czy wypadało to zrobić?

Martyna nie czuje winy. „Nie żałuję tortu czy kotletów – bardziej oburza mnie postawa Ireny: wpadanie bez słowa, korzystanie z gościnności i brak choćby symbolicznego prezentu. Gość w dom, Bóg w dom, ale z klucza go nie ma… jeżeli przyjść – to z zapowiedzią i choć z małym upominkiem”.


Czy uważacie, iż Martyna przesadziła? A może to Irena zachowała się nietaktownie?

Idź do oryginalnego materiału