Oversize’owy T-shirt, sprane dżinsy, trampki. Moda nie potrzebuje już blichtru, by robić wrażenie. W świecie przesytu, hałasu trendów i agresywnych logotypów, najgłośniejszy manifest to… brak manifestu. Moda na (nie)modę, czyli estetyka normcore, zamienia codzienność w język stylu. Gdy po latach dominacji sneakersów kolekcjonerskich i ekstrawaganckich stylizacji nadszedł czas na luz i wygodę, normcore ponownie wszedł na modową scenę – tym razem bez krzyku, za to z siłą milczenia. Pojęcie normcore pojawiło się już w 2014 roku i początkowo traktowane było jako ironiczna zabawa z modą. Dziś to świadomy wybór – moda, która nie epatuje, ale daje przestrzeń osobowości.
Kult autentyczności: Kurt Cobain, Lorde i estetyka niedoskonałości
Wbrew pozorom normcore ma swoje ikony. Jedną z nich był Kurt Cobain – jego kardigan, sprany T-shirt i znoszone dżinsy podczas koncertu MTV Unplugged z 1993 roku przeszły do historii nie tylko muzyki, ale i mody. Cobain uczynił z niedoskonałości swoją siłę – grunge'owy uniform stał się inspiracją dla całego pokolenia. Winona Ryder w za dużych marynarkach i Steve Jobs w czarnym golfie Miyake, Levi’sach 501 i butach New Balance to kolejne przykłady stylu, który miał mówić: „nie potrzebuję niczego więcej”.

Współczesną twarzą normcore 2.0 jest Lorde. Nowozelandzka artystka od początku kariery wybierała ascetyczne formy – ciemne sylwetki, ciężkie buty, minimalizm. Jej występy w prostych stylizacjach – od garnituru po suknię z drugiej ręki – stały się równie ikoniczne jak kardigan Cobaina.

Nowa ikona stylu? Twoja babcia i second-handowy cardigan
Dziś inspiracją mogą być nie tylko gwiazdy lat 90., ale także… babcia. Kampanie modowe stylizowane na rodzinne albumy, swetry z drugiej ręki, retro dżinsy czy cerowane dziury mówią więcej niż luksusowy płaszcz z logiem. Marki takie jak Uniqlo, Arket czy Levi’s promują nostalgiczną estetykę – ubrania, które wyglądają jak z domowej szafy, nabierają nowej wartości. Moda codzienna staje się manifestem. Prosta koszulka, biały tank top, klasyczne trampki – to nie tło, to deklaracja: „niczego nie muszę”.
Dlaczego moda codzienna staje się luksusem?
W świecie idealnych zdjęć z Instagrama perfekcja przestała budzić emocje. Dziś walutą jest autentyczność – niedoskonałość, która wygląda jak wspomnienie. Oversize’owe swetry, rozmazany makijaż, buty z przetarciami – tak dziś wygląda najnowsza definicja luksusu.
Projektanci i marki idą za tym głosem. Bottega Veneta pokazuje torby bez logotypów, Saint Laurent ubiera kobiety „zmęczone życiem”, Prada łączy koronki z wojskowymi kurtkami, a Marc Jacobs lansuje kampanie bez grama efektu. To codzienność podniesiona do rangi sztuki użytkowej.
Normcore jako społeczna i etyczna odpowiedź na czasy przesytu
Za (nie)modą kryje się więcej niż tylko estetyka. To również głos pokolenia, które nie chce już biegać za trendami. Normcore oznacza mniej zakupów, większą trwałość, neutralność kolorów i krojów. Marki takie jak Everlane, Arket czy Sézane stawiają na transparentność i wielosezonowość.
To także reakcja na zmęczenie – pandemią, nadmiarem bodźców, kryzysem klimatycznym. Styl normcore mówi: możesz być częścią mody, choćby jeżeli nie masz niczego spektakularnego. Moda nie musi krzyczeć – wystarczy, iż będzie obecna. Cicha, ale konsekwentna. Zwyczajna, ale świadoma.
Pełny, pogłębiony artykuł autorstwa Barbary Łubko znajdziesz w najnowszym wydaniu magazynu VIVA!MODA na sezon jesień/zima 2025/26.
