Kupiłem pizzę i kawę dla bezdomnego, a on wręczył mi notatkę, która zmieniła wszystko.

polregion.pl 3 tygodni temu

Nazywam się Wojciech Kowalski i mieszkam w Giżycku, gdzie Jezioro Niegocin odbija szare niebo Warmii i Mazur. Nigdy nie uważałem się za świętego. Owszem, ustąpiłem miejsce w autobusie, pomogłem starszej kobiecie z zakupami, przeznaczyłem kilka złotych na cele charytatywne ale to wszystko. Każdy z nas ma granicę, której rzadko przekracza, linię, gdzie kończy się nasza dobroć. Ale tamtego wieczora coś we mnie pękło i zrobiłem krok dalej.

Wracałem do domu po męczącym dniu pracy. Przenikliwy zimno wchodził w kości, mokry śnieg chlupotał w butach, a w głowie miałem tylko jedną myśl jak najszybciej dotrzeć do ciepła, zaparzyć mocną herbatę i owinąć się kocem. Przy małym barze na rogu zauważyłem go bezdomnego. Siedział na kartonie, skulony od mrozu, owinięty w brudny, wytarty płaszcz. Przed nim leżał pusty plastikowy kubek niemy krzyk o pomoc, którego nikt nie słyszał. Ludzie mijali go szybko, odwracając wzrok, jakby go nie było. Już prawie przeszedłem obok, ale się zatrzymałem. Dlaczego? Może przez jego spojrzenie zmęczone, zgaszone, ale z jakąś głęboką, beznadziejną rezygnacją.

Chcesz coś zjeść? wyrwało mi się, choćby dla mnie samego niespodziewanie. Powoli podniósł głowę, spojrzał z niedowierzaniem, jakby sprawdzając, czy to nie żart, i kiwnął: Tak jeżeli to nie problem. Wszedłem do baru, zamówiłem dużą pizzę z serem i kubek gorącej kawy. Czekając, patrzyłem przez szybę na niego samotną postać w zapadającym zmierzchu. Wróciłem, podając jedzenie. Jego usta drgnęły w słabym uśmiechu: Dziękuję wyszeptał, biorąc pudełko drżącymi, sine palcami.

Już miałem odejść, gdy nagle mnie zawołał: Poczekaj! i sięgnąwszy do kieszeni, wyciągnął pomiętą kartkę, złożoną na cztery. Weź powiedział, podając mi ją. Co to? zdziwiłem się. Po prostu przeczytaj później. Wsunąłem kartkę do kieszeni i poszedłem do domu, prawie o niej zapominając. Przypomniałem sobie dopiero wieczorem, przebierając się w domowe ubranie. Rozwinąłem karteczkę litery były koślawe, ale wyraźne: jeżeli to czytasz, to znaczy, iż jest w tobie dobro. Wiedz: ono do ciebie wróci. Czytałem te słowa raz za razem. Były niepozorne, niemal banalne, ale coś w nich tkwiło, jak haczyk zaczepiony o duszę.

Następnego dnia, przechodząc obok tego samego baru, mimowolnie rozejrzałem się za nim. Ale karton był pusty zniknął. Minęło kilka tygodni, wspomnienie zaczęło się zacierać, rozpływając się w szarości codzienności. Aż pewnego dnia zadzwonił dzwonek do drzwi. Na progu stał mężczyzna w schludnym ubraniu, z przystrzyżonymi włosami i znajomymi oczami. Nie poznajesz? zapytał z lekkim uśmiechem. Zamarłem, szukając w pamięci, ale podpowiedział: Widzieliśmy się przy barze kupiłeś mi pizzę tamtego wieczora. I wtedy dotarło do mnie to był on, tamten bezdomny, tylko teraz przemieniony, pełen życia.

Znalazłem pracę zaczął, promieniejąc. Wynająłem pokój. I odważyłem się poprosić o pomoc dawnego przyjaciela, który wyciągnął mnie z tej otchłani. Patrzyłem na niego, nie mogąc znaleźć słów: To niesamowite. Skinął głową: Przyszedłem podziękować. Tamtego wieczoru byłem na dnie. Chciałem się poddać, po prostu zamarznąć na tym kartonie Ale twoja dobroć dała mi iskrę. Zrozumiałem, iż jeszcze mogę walczyć. Jego głos drżał od emocji, a we mnie rozlewało się dziwne, nieznane ciepło. Dziękuję ci powtórzył, mocno ściskając mi dłoń. Drzwi się zamknęły, a ja stałem, wpatrując się w pustkę, i nagle dotarło do mnie: jeden mały gest może stać się dla kogoś ratunkiem.

Dziś często myślę o tamtej nocy. O mokrym śniegu, o jego oczach, o kartce, która wciąż leży w szufladzie. Nie jestem bohaterem, ani świętym tylko zwykłym człowiekiem, który po prostu nie przeszedł obojętnie. Ale jego słowa okazały się prorocze. Dobro do mnie wróciło nie pieniędzmi, nie sławą, ale uczuciem, iż moje życie ma sens. On, ten bezimienny mężczyzna, dał mi więcej, niż ja jemu wiarę w ludzi, w siebie. Nie wiem, gdzie teraz jest, ale mam nadzieję, iż ułożyło mu się dobrze. A ta pizza i kawa stały się dla mnie symbolem przypomnieniem, iż choćby w mroźny wieczór można zapalić czyjeś światło. I to światło może kiedyś oświetlić również twoją drogę.

Idź do oryginalnego materiału