Kupiłam produkty na święto i włożyłam je do lodówki, ale rano połowa zniknęła. Mam choćby podejrzanego

przytulnosc.pl 3 godzin temu

Dziecięce kłamstwo to nieprzyjemna sprawa. Wskazuje na to, iż w wychowaniu pociechy są pewne luki i niedociągnięcia. Dziecko nie kłamie bez powodu: może bać się kary, manipulować lub w ten sposób naśladować rodziców. Czy mama i tata potrafią bezstronnie ocenić sytuację i wziąć na siebie część odpowiedzialności za dziecięce kłamstwo? Rozważmy to na przykładzie pewnej historii.

Kiedy z mężem budowaliśmy dwupiętrowy dom z pięcioma pokojami, marzyliśmy o dużej, szczęśliwej rodzinie. Wszystko się spełniło: syn przyprowadził do domu synową Annę, urodziła mi wnuka i żyliśmy nie gorzej niż inni. Ale żona syna okazała się nie lada osobą.

W tygodniu widujemy się rzadko, znikamy w pracy. Wyżywienie mamy oddzielne. Ja gotuję sobie osobno, Anna wiecznie siedzi na dietach. Widocznie nudno jej samej, bo razem z nią chudnie cała rodzina, dławiąc się niesoloną kaszą gryczaną i gotowanym filetem z kurczaka.

Z tego powodu z synową balansujemy na chwiejnej neutralności. Wszystkie konflikty sprowadzają się do jedzenia. W weekendy jestem w domu, wstaję wcześnie, a syn z żoną śpią do południa. Wnuk, biedaczek, krąży po domu w poszukiwaniu czegoś do jedzenia, ratuje się suchym prowiantem. Serce mi się kraje na widok jego głodnych oczu. Dlatego dokarmiam go swoim jedzeniem: pierogami na cieście twarogowym, zupą czy makaronem z kotletem.

Nie chcę sprzeciwiać się synowej. Gdyby karmili dziecko swoim zdrowym jedzeniem, ale Anna nic nie gotuje na zapas. Ledwo około obiadu otwiera oczy i zabiera się za gotowanie. My z wnukiem do tego czasu już i zjemy śniadanie, i wrócimy ze spaceru.

Oczywiście, Anna nie przepuszcza okazji, by pokazać swoje niezadowolenie: złości się, trzaska naczyniami. Przecież truję jej dziecko tłustą zupą z zasmażką i szkodliwymi pierogami zamiast ryby na parze. Ale wnuk ma już skończone pięć lat. W jego wieku mój syn jadł jak dorosły smażone ziemniaki z mięsem.

Nie raz przypominałam jej: zostawiaj w lodówce zdrowe jedzenie. Będę je odgrzewać dziecku. Ale ona tylko macha ręką i obiecuje wstać wcześniej. I za każdym razem kłamie!

Do swoich urodzin przygotowałam się wcześniej. Kupiłam torbę produktów i włożyłam na dolną półkę lodówki. Uprzedziłam domowników, iż to na przyjęcie.

W świąteczny poranek poszłam kroić sałatki i odkryłam, iż torba jest rozwiązana. Zniknęła z niej puszka brzoskwiń w syropie, szynka parmeńska i połowa opakowania salami. Synowa z synem zapewnili przez telefon, iż nic nie brali. Został wnuk. Mógł zgłodnieć i wziąć, gdy mnie nie było w domu.

Dokupiłam produkty, wzięłam tort, przygotowałam pieczeń. Zaprosiłam bliskie przyjaciółki na skromny poczęstunek. Gdy krewni wrócili z pracy, zaprosiłam i ich. Ale oni odmówili z powodu obfitości tłustego i smażonego.

Gdy goście się rozeszli, natknęłam się na wnuka. Złapałam go i zapytałam, czy nie brał produktów z torby. Zaczął się wykręcać, ale oczy uciekały, a końcówki uszu poczerwieniały. Powtórzyłam pytanie już surowiej, ale wtedy jak spod ziemi wyrosła jego matka i rzuciła się bronić dziecka.

Przekonała mnie, iż już pytała go o to w drodze z przedszkola. Dodała, iż wnuk w żaden sposób nie otworzyłby sam puszki brzoskwiń. Nie mamy otwieracza, radzimy sobie nożem. Zganiła mnie jak uczennicę i zabroniła czepiać się dziecka z tymi pytaniami.

Puszkę z brzoskwiniami znaleziono po tygodniu pod łóżkiem wnuka. Anna znalazła ją podczas sprzątania w pokoju dziecięcym. O mało nie rzuciła we mnie znaleziskiem. Oskarżyła mnie, iż to ja podrzuciłam dziecku brzoskwinie. Ukochana babcia, która nie widzi świata poza nim? Co za bzdura!

Wtedy do akcji wkroczył syn. Zrozumiał, iż dziecko kłamie, i postawił go do kąta, dopóki się nie przyzna. Synowa zaczęła krzyczeć, oskarżyła męża, iż ulega moim fantazjom. Rzuciła się wyciągać wnuka z kąta, ale syn wyprowadził ją z pokoju i powiedział, by się nie wtrącała.

Dziecko przyznało się. Zjadł szynkę i kiełbasę. Chciał zjeść brzoskwinie, ale nie mógł otworzyć puszki. Bał się przyznać od razu. Dostał od ojca burę i tydzień kary bez bajek i słodyczy. Bo skłamał i nie przyznał się. Anna stwierdziła, iż kara jest zbyt surowa. W rezultacie znów pokłócili się z mężem.

Teraz synowa dąsa się na mnie. A na kogoż innego? Oczywiście, rozumiem ją jako matkę. Wierzyć swojemu dziecku to normalne. Ale wymyślać teorie spiskowe, iż umyślnie podrzuciłam puszkę z brzoskwiniami, by oczernić własnego wnuka? Myślę, iż to powód, by zwrócić się do specjalisty.

A jak Ty uważasz, kto w tej sytuacji był nie w porządku?

Idź do oryginalnego materiału