Kult ofiar w feminizmie — cios w kobiecą sprawczość

kayaszu.pl 2 miesięcy temu

Feminizm oparty na victimhood culture, czyli kultywowaniu ofiar, to w rzeczy samej kultywowanie wyuczonej bezradności kobiet i cios w naszą sprawczość. Jest to zjawisko, które nie tylko szkodzi samym kobietom, ale także ogranicza naszą zdolność do radzenia sobie z trudnymi doświadczeniami, w tym wychodzenia z kryzysów związanych z doświadczeniem przemocy. To podejście, często promowane przez woke feministki, opiera się na przekonaniu, iż kobiety są nieustannie narażone na przemoc, a ich jedyną rolą jest roszczenie o uznanie ich krzywd, bez próby aktywnego poszukiwania rozwiązań. Tożsamość ofiary staje się punktem centralnym tego typu feminizmu, a wszystko co jej może zagrozić odbierane jest jako atak (na kobiety, a jakże).

Ostatnio widziałam w internecie bulwersację jednej z tzw. instagramowych feministek, zresztą mojej eks koleżanki, która oczywiście aktywnie przyklaskuje moim hejterom i poszła na pełnym gazie w woke, iż oburzyła się na stwierdzenie uczestniczki Top Model, które brzmiało cyt.: „Ja w ogóle nie zgadzam się ze stwierdzeniem, iż przemoc rodzi przemoc bo przemoc rodzi siłę, a to jak ja tę siłę wykorzystam, to zależy tylko ode mnie”. Zostało ono skwitowane przez tę przebudzoną feministkę jako „toksyczna pozytywność „. Nie znając historii wypowiadającej te słowa modelki, musimy z pełną ostrożnością założyć, iż mówienie o sile jaką daje doświadczenie przemocy mogło być popularną metodą radzenia sobie z trudnym doświadczeniem przemocy.

Nazywanie toksycznym metody przekształcenia trudnych doświadczeń w coś budującego jest podłą manipulacją. Interpretacja na niekorzyść wypowiadającej cytat kobiety z Top Model to coś znamiennego dla feminizmu ofiarniczego, który kobiety chce widzieć jedynie w roli ofiar i torpeduje ich wysiłki, by z tej pozycji, w ten czy inny sposób, wyjść.

Niestety, podejście w którym każdy pozytywny ruch interpretujemy jako coś wrogiego sprawie, prowadzi do mentalności ofiary i może utrudniać zdrowienie i powrót do normalnego funkcjonowania po traumie, a także ograniczać w kobietach chęć szukania rozwiązań dla budowania siły i lepszej pozycji. Pokazywanie pozytywnego myślenia w kontekście wychodzenia z kryzysów psychicznych powinno być w feminizmie chwalone, a nie krytykowane, dlatego podejście mojej eks koleżanki jest niepokojące. Ponoć zresztą to nie pierwszy raz, gdy tak robi.

Kult ofiar i wyuczona bezradność

Pierwszym krokiem w krytycznej analizie feminizmu ofiarniczego jest zrozumienie, czym jest tzw. „cult of victimhood” (kult ofiary) w kontekście współczesnego feminizmu. Jest to zjawisko polegające na przedstawianiu kobiet jako grupy nieustannie prześladowanej i całkowicie bezbronnej wobec patriarchatu, który przejawia się dosłownie we wszystkim, jest wszechobecny i prawie iż niezmienny i nieusuwalny. Takie podejście prowadzi do utrwalenia wyuczonej bezradności. Tak stawiana sprawa szkodzi psychice kobiet, które nieświadome ich szkodliwości chłoną te przekonania jako rzekomo feministyczne. Myślą, iż tropiąc przejawy patriarchatu i skupiając się na krzywdzie wyzwolą się, ale niestety dzieje się na odwrót.

Wyuczona bezradność to stan, w którym jednostka, po wielokrotnych negatywnych doświadczeniach, zaczyna wierzyć, iż nie ma wpływu na swoją sytuację, co prowadzi do rezygnacji z podejmowania prób działania. W kontekście przemocy i traumy, takie podejście jest nie tylko nieefektywne, ale także szkodliwe, gdyż blokuje proces zdrowienia i odzyskiwania poczucia własnej mocy. Niestety to właśnie tkwienia w poczuciu bycia ofiarą i budowania tożsamości na traumie uczą nas modne feministki na usługach kultu ofiar.

Można tu też zauważyć wmawianie kobietom, iż nic się w Europie od wieków nie zmieniło, iż cały czas żyjemy w Polsce, w tak samo złym i głębokim patriarchacie jak w zamierzchłych czasach. Jest to nie tylko kłamstwem, które przeczy faktom historycznym i teraźniejszości, ale przede wszystkim budowaniem szkodliwego dla kobiet światopoglądu, który wikła je w poczucie beznadziei. Sama w to się w pewnym , krótkim momencie wplątałam czytając zbyt dużo feministyczncyh książek i mogę z pełną świadomością powiedzieć, iż nie sprzyja to zachowaniu zdrowia psychicznego. Należy od takich przekonań trzymać się z daleka, jako przekonań promujących wyuczoną bezradność i depresjogennych. Feminizm tak, ale bez wypaczeń i bez wpędzania kobiet w poczucie beznadziei. Możemy utrzymać świadomość nierówności czy problemów kobiet bez wpadania w pułapkę obsesji i nerwicy na punkcie wyimaginowanego wroga.

Patriarchat zły, patriarchat dobry

Patriarchat faktycznie istnieje, ale z definicji nie na Zachodzie. Możemy go jednak spotkać w klasycznej formie — skrajnej męskiej dominacji, w niektórych krajach, zwłaszcza islamskich jak chociażby Afganistan czy Iran. Nie obowiązuje on jednak w Polsce; możemy tu pracować, korzystać ze sfery publicznej, mamy prawo głosu, możemy mieć swój majątek, nasz głos przed sądem liczy się jak głos męski, dziedziczymy jak męscy potomkowie, żaden mężczyzna nie sprawuje nad nami prawnej kontroli tylko z racji urodzenia się kobietami itd… Nawet jeżeli echa patriarchatu są widoczne w naszej kulturze i w nierównościach społecznych i możemy mówić o jakichś formach męskocentrycznego systemu władzy, to nie jest ten sam patriarchat co kiedyś albo ten sam jaki obowiązuje w Państwach kierujących się prawem szariatu.

Jak na ironię te same feministki, które wmawiają kobietom istnienie — tu i teraz —złowieszczego i obezwładniającego je patriarchatu, zwykle dość ostrożnie, żeby nie powiedzieć wrogo, podchodzą do jakiejkolwiek krytyki islamu. Feminizm ofiarniczy, nie tylko robi z kobiet wieczne ofiary, ale też zwykle składa kobiety w ofierze kultur czy religii kobietom wprost wrogich, jak islam czy queer. Uważając, iż w rachunku ofiar to np. muzułmanie jako mniejszość w Europie mają gorzej niż kobiety, więc na ich działania trzeba patrzeć z przymrużeniem oka i bagatelizować zło, które czynią w imię, jak na ironię, naprawdę patriarchalnej religii. Patriarchat jest więc naraz zły — jako straszak, którego mamy się bać i którym możemy obwiniać wszystkie nasze niepowodzenia i naraz jest dobry — jeżeli pochodzi z innego porządku kulturowego i oparty jest o religię, która nie dominuje na naszym terenie. Dwójmyślenie woke feministek jest tu zmienne.

Feminizm ofiarniczy jest więc w istocie antykobiecy, odbiera kobietom sprawczość, stosuje trening wyuczonej bezradności i jeszcze promuje podejście, w którym kobiety mają ulegać mniejszościom, choćby jeżeli te uderzają w ich prawa. Ofiary, uznane w danym sezonie za najbardziej uciskane, są ponad wszystko, a kobiety mają siedzieć cicho i upajać się własną, choć nie szczytową, pozycją ofiary lub odgrywać matkę wszystkich uciśnionych i strażniczkę woke drabiny uprzywilejowania (gdzie mniejszości zawsze są nad zwykłymi kobietami).


Zamiast takiego antykobiecego miksu w nowoczesnym feminizmie, moim zdaniem należy promować w mainstreamie świadomy, prawdziwie prokobiecy ruch. Powinien on promować podejście oparte na wzmacnianiu kobiet poprzez naukę umiejętności radzenia sobie z trudnymi sytuacjami, samoobrony oraz zarządzania stresem i uczyć asertywności. Powinien też wzmacniać kobiety, które priorytetowo traktują prawa kobiet, kobiecy interes i występują przeciwko modnym, poprawnym politycznie, ale antykobiecym postulatom mniejszości.

Warto spojrzeć, iż są przykłady inicjatyw, które rzeczywiście pomagają kobietom budować sprawczość i dają narzędzia do radzenia sobie w sytuacjach zagrożenia i przemocy. Są to na przykład programy uczące samoobrony, takie jak te prowadzone w Rwandzie czy Indiach. Wiemy , iż przynoszą wymierne korzyści. W Rwandzie, wprowadzenie edukacji samoobrony w szkołach znacząco obniżyło wskaźniki przemocy wobec kobiet. Dziewczęta nauczyły się podstawowych technik samoobrony oraz asertywności, co sprawiło, iż stały się bardziej pewne siebie i mniej podatne na przemoc. W razie jej występowania zaś, wiedziały jak reagować. Przykład ten pokazuje, iż profilaktyka nie jest formą obwiniania ofiar, jak nieraz sugerują feministki z nurtu woke, ale narzędziem ochrony i wzmacniania pozycji kobiet. Niestety feminizm ofiarniczy obwinia programy profilaktyczne skierowane do kobiet o tzw. victim blaming.

Słynna była sprawa kampanii edukacyjnej dla kobiet, która uczulała kobiety na to żeby sprawdzały drinki, bo ktoś może im coś dosypać, a która została nazwana przez część feministek złą i szkodliwą, bo właśnie rzekomo obwiniała ofiary gwałtów. Jest to całkowite odwrócenie kota ogonem, bo kampania miała na celu właśnie chronić kobiety przed zagrożeniami, które obiektywnie występują.

Feministki wówczas mówiły, iż należy edukować mężczyzn. Skąd jednak przekonanie, iż edukacja mężczyzn dałaby narzędzia do samoobrony kobietom i poprawilaby ich bezpieczeństwo? Nie ma dowodów na to, iż da się przestępców edukować dzięki kampanii edukacyjnej w formie plakatów na mieście. Wiadomo natomiast, iż umieszczenie informacji uczulających potencjalne ofiary na jakiś rodzaj przestępstw, wzmaga ich czujność i pomaga im się lepiej zabezpieczyć. Nie dotyczy to tylko kwestii pigułki gwałtu w drinku, ale także na przykład kwestii uczulenia na obecność kieszonkowców w popularnych turystycznych miejscach, gdzie z większą częstotliwością zdążają się tego typu kradzieże. Nie chodzi o to, żeby obwiniać w ten sposób ofiary przestępstw, ale żeby poinformować o zagrożeniu.

Woke feminizm gra kobiecą krzywdą


Zatem jednym z kluczowych zarzutów wobec tego woke feminizmu ofiar jest jego niechęć do inicjatyw prewencyjnych i edukacyjnych. Działaczki związane z ruchem feminizmu opartego na kultywowaniu ofiar zwykle krytykują kampanie uświadamiające, które uczą kobiety ostrożności, jak chociażby unikania niebezpiecznych miejsc, zwracania uwagi na swoje otoczenie czy bycia świadomymi zagrożeń. Oskarżają te kampanie o obwinianie ofiar (wspomniany victim blaming), sugerując, iż podkreślanie potrzeby samoochrony jest równoznaczne z przyznaniem, iż kobiety same ponoszą winę za doświadczaną przemoc. Nic bardziej mylnego. Profilaktyka nie jest obwinianiem — jest nauką, jak poradzić sobie w świecie, w którym zagrożenia istnieją.

Ważne jest, aby podkreślić, iż przemoc wobec kobiet wynika z działań sprawców, a nie z ich „braku ostrożności”. Jednak, podobnie jak w edukacji zdrowotnej, uczymy młodzież, jak unikać ryzykownych zachowań (np. stosować prezerwatywy), by zminimalizować ryzyko chorób, tak samo należy uczyć kobiety, jak unikać sytuacji niebezpiecznych, bez obarczania ich winą za przemoc, której mogą doświadczyć. Profilaktyka nie jest wyrazem rezygnacji z walki o zmiany strukturalne, ale realistycznym podejściem do życia w świecie, który nie jest idealny.

Pomagajmy przez wzmocnienie kobiet, a nie przez sprowadzenie ich do roli ofiar

Kluczowym elementem przeciwdziałania przemocy wobec kobiet jest także wsparcie psychologiczne i emocjonalne dla tych, które już doświadczyły przemocy. Ofiary muszą otrzymać narzędzia do radzenia sobie z traumą i stresem. Tutaj pomocne są takie klasyczne inicjatywy jak oferta Centrum Praw Kobiet lub innych organizacji pozarządowych, pomoc psychologicza i psychiatryczna oferowana przez Państwo lub pomoc społeczną. Coraz więcej ludzi rozumie potrzebę wzmacnia psychicznego osób po doświadczeniu przemocy o coraz łatwiej uzyskać profesjonalną pomoc w tym zakresie.

Co istotne coraz częściej w terapii traumy stosuje się podejście oparte na modelu wzmacniania, które koncentruje się na odbudowie poczucia kontroli i sprawstwa. Psychologia i badania nad stresem pourazowym (PTSD) pokazują, iż osoby, które są w stanie odzyskać poczucie kontroli nad swoim życiem, szybciej i skuteczniej wychodzą z traumy. Dlatego mówienie kobietom, iż nie mogą nic zrobić, bo ich cierpienie wynika z nieuchronnej opresji systemowej, jest de facto odmawianiem im prawa do zdrowienia i odbudowy swojego życia.

Bolesne doświadczenia nie definiują na zawsze

Równie istotne jest odrzucenie retoryki, która sugeruje, iż każda kobieta, która podejmuje walkę o swoje zdrowie psychiczne i fizyczne i chce pozytywnie spojrzeć w przyszłość, zdradza „sprawę feminizmu”. Nie można zapominać, iż zdrowienie z traumy to proces indywidualny, a pozytywne podejście do radzenia sobie z trudnymi doświadczeniami nie jest formą kapitualcji wobec patriarchatu, ani toksyczną pozytywnością, ale sposobem na odzyskanie kontroli nad własnym życiem. Kobiety muszą usłyszeć, iż ich doświadczenia, choć bolesne i krzywdzące, nie definiują ich na całe życie.

Pojawia się tutaj ważna rola podejścia do poszkodowanych– wiele terapeutów i psychologów właśnie dlatego sugeruje zmianę języka w rozmowach z osobami, które doświadczyły przemocy. Dlatego zamiast mówić o „ofiarach”, używa się w komunikacji psychologicznej określenia „osoby, które doświadczyły przemocy”. Ta subtelna zmiana w języku ma ogromne znaczenie – odciąga uwagę poszkodowanej osoby od samego wydarzenia i koncentruje się na możliwości rozwoju, wyjścia z traumy i odnalezienia nowego sensu życia. Taki sposób działania jest oparty na dowodach z terapii poznawczo-behawioralnych oraz na badaniach nad rezyliencją, czyli zdolnością do odbudowy po trudnych doświadczeniach. Podobnie polecane jest podejście, które nie zamyka nas w przekonaniu, iż doświadczenie przemocy przekreśliło nasze życie i na zawsze zamyka nas w traumie, co insta-feministki uwielbiają niestety robić.

Ćwiczymy rezyliencję zamiast kultu ofiar

Mi pomogło myślenie w ten sposób, tak sobie mówiłam i takie coś polecam z praktyki.

To zwiększało moja odporność psychiczną; rezyliencję, a także dawało mi możliwość elastycznego i pozytywnego spojrzenia na moje trudne doświadczenia, czy to było molestowanie w miejscu publicznym czy przemoc grupy związana z wykluczeniem społecznym. Tak sobie mówiłam i tak mówię Tobie, jeżeli spotkała Cię przemoc:

Nie jesteś winna temu, co Cię spotkało. Przemoc, której doświadczyłaś, to wyłącznie wina sprawcy. To, iż nie wiedziałaś, jak się obronić wcześniej, nie jest Twoją winą. Ale wiedz, iż teraz masz szansę się tego nauczyć. Każde trudne doświadczenie, choć bolesne, może być punktem wyjścia do odbudowy. Możesz w przyszłości czerpać z trudnych doświadczeń siłę, choćby jeżeli teraz wydaje się to nieosiągalne.

Umiejętność unikania przemocy i obrony przed nią jest niezwykle ważna w tym świecie. To prawda, iż nie powinno być tak, iż musimy uczyć się, jak radzić sobie z zagrożeniami, ale życie nie zawsze jest sprawiedliwe. Wymaga od nas nauki i dostosowania się do sytuacji. Ważne jest, byś teraz wiedząc to co już wiesz, nauczyła się, jak chronić siebie i jak unikać niebezpiecznych sytuacji. To nie oznacza, iż jesteś winna przemocy – oznacza, iż jesteś teraz świadoma zagrożeń i jesteś gotowa dbać o swoje bezpieczeństwo.

Pamiętaj, iż twoje doświadczenie nie definiuje Cię na zawsze. Możesz przetrwać to, co się wydarzyło, i wyjść z tego silniejsza. Masz przed sobą wiele dróg, wybierz tą, która nie prowadzi w stronę bezradności. Szukaj wsparcia, ucz się, jak bronić swoich granic i znajdować w sobie moc do samoobrony. choćby jeżeli teraz trudno Ci w to uwierzyć, pamiętaj – będzie lepiej. Zrób krok do przodu, bez obwiniania się. Masz prawo do zdrowienia w swoim czasie, do nadziei i do życia pełnego siły i odwagi.

Tak sobie mówiłam i to mi pomagało. Współczesne feministki nazwałby to pewnie obwinieniem ofiary o toksyczną pozytywnością.

Feminizm siły zamiast feminizmu ofiar

Wracając do tematu walki o kobiety i ruchu, który miałby je wspierać, to powinien być to ruch, który dąży do realnej poprawy życia kobiet. Kobiet rozumianych w sensie biologicznym, nie tożsamościowym, bo problemy kobiet nie biorą się z ich uczuć płciowych, a z obiektywnych, wynikających z biologii różnic pomiędzy płciami. Powinien też promować narzędzia służące do samodzielnego radzenia sobie z zagrożeniami i traumą, promując asertywność i siłę kobiet. Oczywiście przy tym konieczne jest dążenie do zmian systemowych przeciwdziałających dyskryminacji i nierówności, ale jednocześnie nie można ignorować indywidualnych działań, które mogą realnie pomóc kobietom w codziennym życiu. Nie można ignorować siły kobiet, która drzemie w każdej z nas i czeka na przebudzenie.

Odmawianie kobietom narzędzi do radzenia sobie z traumą, torpedowanie inicjatyw takich jak kursy samoobrony czy edukacja w zakresie zagrożeń i zarządzania stresem, nauka asertywności, podkopywanie istnienia grup przeznaczonych tylko dla biologicznych kobiet albo atakowanie kobiet, które krytykują antykobiece postulaty mniejszości religijnych lub seksualnych, to forma ukrytego wspierania przemocy wobec kobiet– tym razem pod płaszczem rzekomej troski.

Na zakończenie dodam dodać, iż kobiety, które doświadczyły przemocy, zasługują na coś więcej niż tylko współczucie. Zasługują na konkretne narzędzia do walki z przemocą i radzenia sobie z jej konsekwencjami. To podejście, które daje nadzieję na lepszą przyszłość, a nie utwierdza nas w roli ofiar. Walka o swoje prawa i bezpieczeństwo nie jest kapitulacją wobec niesprawiedliwego świata, ale aktem odwagi i siły.

Blog powstaje dzięki Waszemu wsparciu.

Jeśli chcesz wesprzeć mój niezależny głos w debacie możesz postawić mi symbolicznie kawę. Możesz zrobić to jednorazowo na Suppi bądź zdecydować się na najbardziej stabilną formę wsparcia i ustawić stały przelew dla mnie przez Patronite.

↔️JEDNORAZOWA KAWA☕



🔂STAŁE Wsparcie ♥️



Zachęcam do wyrażania poparcia w ten sposób, ponieważ występując przeciwko poprawności politycznej i modnym bzdurom jestem regularnie oczerniana, co skutkuje ostracyzowaniem i poddawaniem dużej presji, a finansować swoje działania mogę tylko swoją własną pracą i oddolnie dzięki wsparcia niezależnych darczyńców.

Idź do oryginalnego materiału