Stoję w kuchni, rozglądając się po tym całym bałaganie, i nie wierzę własnym oczom. Wczoraj miałam urodziny i postanowiłam zaprosić rodziców mojego świeżo upieczonego męża.
Z Antkiem pobraliśmy się ledwie dwa miesiące temu – cicho, bez fajerwerków, tylko szybki wypad do urzędu stanu cywilnego. choćby nasi rodzice tam nie byli, tylko my we dwoje. Teraz mieszkamy w moim mieszkaniu, które wynajmowałam jeszcze przed ślubem. Ale wczorajszy wieczór… to było coś niesamowitego.
Szczerze mówiąc, trochę się denerwowałam przed przyjściem teściów. To ludzie prości, ale z charakterem. Teściowa, Halina Stanisławowa, uwielbia wszystko kontrolować, a teść, Wiesław Kazimierzowy, to z kolei cichy typ, ale jak już coś powie, to trafia w sedno. Starałam się, przygotowywałam: nakryłam stół, kupiłam zakupy, choćby upiekłam tort, choć moje wypieki zwykle wychodzą raczej średnio. Antek mówił, żebym się nie przejmowała, iż jego rodzice są bezproblemowi, ale przecież chciałam zrobić dobre wrażenie. Pierwsza oficjalna wizyta, w końcu!
Goście przyszli punktualnie, z prezentami. Halina Stanisławowa przyniosła ogromny bułat róż i jakieś pudełko owinięte błyszczącym papierem. Wiesław Kazimierzowy wręczył butelkę domowego wina – mówił, iż sam robił. Usiedliśmy do stołu i na początku szło całkiem nieźle. Przygotowałam sałatki, upiekłam kurczaka, zrobiłam ziemniaki z grzybami. Antek chwalił, teściowie przytakiwali, choćby rzucali komplementy. Ale potem zaczęło się najciekawsze.
Okazało się, iż Halina Stanisławowa ma talent do poruszania tematów, od których robi mi się gorąco. Nagle zaczęła dopytywać, kiedy planujemy dzieci. Omal nie zakrztusiłam się winem. Antek próbował zmienić temat, ale teściowa nie odpuszczała: „Za naszych czasów, Iwonko, ja z Wiesławem od razu po ślubie myśleliśmy o rodzinie. A wy młodzi, po co zwlekać?” Tylko się uśmiechałam i kiwałam głową, choć w myślach kręciłam się: „Przecież dopiero co się pobraliśmy, dajcie żyć!” Antek zresztą też wyglądał na zagubionego, ale on zawsze taki – nie lubi się sprzeczać z mamą.
Potem teściowa przeszła do mojej kuchni. Wstała, zaczęła lustrować każdy kąt, jakby była inspektorem sanitarnym. „Iwonka, a dlaczego tak mało masz naczyń? Trzeba dokupić, jak gości przyjmujesz. I te zasłony ciemne – ja bym powiesiła coś jaśniejszego”. Starałam się zachować zimną krew, ale czułam, jak twarz mi płonie. Antek szepnął: „Nie przejmuj się, ona zawsze taka”. Ale to przecież moja kuchnia! Urządzałam ją po swojemu, a teraz ktoś mi mówi, iż zasłony nie te.
Wiesław Kazimierzowy na szczęście rozładował atmosferę. Zaczął opowiadać o swojej działce, jak to w tym roku mieli tyle ogórków, iż nie wiedzieli, gdzie je wsadzić. Słuchałam, kiwałam głową, ale w duchu myślałam: „Żeby już to się skończyło”. Aż tu nagle Halina Stanisławowa wyciąga swój prezent. Rozwinęłam pudełko, a tam… serwis. Taki, wiecie, z kwiatkami, jak u babci na wsi. Podziękowałam, oczywiście, ale w głowie miałam tylko jedną myśl: gdzie ja to postawię? Szafki już pękają w szwach, a ten zestaw zajmuje tyle miejsca, co cała uczta.
Antek, widząc moją minę, próbował zażartować: „Mamo, przecież wiesz, iż Iwona woli miskę z sushi”. Ale teściowa tylko na niego spojrzała spode łba: „To niepoważne, Antek. W domu musi być porządna zastawa”. Ledwo powstrzymałam śmiech. W tej chwili zrozumiałam, iż życie z tymi ludźmi będzie nie lada przygodą.
Kiedy w końcu wyszli, odetchnęłam z ulgą. Antek przytulił mnie i powiedział: „Byłaś świetna, poszło lepiej, niż się spodziewałem”. Ale ja, szczerze mówiąc, dalej jestem w szoku. Stoję teraz w kuchni, patrzę na ten serwis, na niedojedzonego kurczaka, na butelkę wina, której nie dopiliśmy. I myślę: jak to jest – stać się częścią nowej rodziny? Z jednej strony kocham Antka i dla niego zniosę wszystkie takie sytuacje. Z drugiej – jak nauczyć się nie brać tych uwag do siebie? Może z czasem się przyzwyczaję i Halina Stanisławowa i ja znajdziemy wspólny język. A może po prostu nauczę się trzymać dystans.
Dziś rano obudziłam się z myślą, iż trzeba pogadać z Antkiem. Może umówimy się, iż następnym razem świętujemy sami. Albo zaprosimy moich rodziców – oni przynajmniej nie krytykują moich zasłon. Ale jednocześnie wiem, iż teściowie są już częścią mojego życia. I choćbym nie wiem jak się starała, będę musiała się nauczyć z nimi żyć. Może następnym razem po prostu postawię ten serwis na stole, naleję im ich wina i powiem: „To za te zasłony”. Żartuję. Albo i nie?