Ktoś w końcu cię docenił

newskey24.com 4 dni temu

— Chociaż komuś się przydałaś.

— Nie potrzebujesz mojego syna, on ci życie zrujnuje.

— To nieprawda, Zofio Stanisławno! Dlaczego tak mówisz o Wojtku? Przecież to twój jedyny syn!

— Właśnie dlatego cię ostrzegam. Znam go za dobrze, żeby wątpić w swoje słowa.

Zofia Stanisławna wyszła powoli z kuchni, a Agnieszka została sama przy stole, w swojej nowej wieczorowej sukience. Założyła ją specjalnie, przyszła do sąsiadki, pochwalić się zakupem, w którym chciała olśnić Wojtka.

Od lat kochała się w synu sąsiadki. To uczucie zrodziło się, gdy była jeszcze małą, naiwną dziewczynką, ale — jak się okazało — zdolną do głębokiego przywiązania.

Wojtek był od niej starszy o siedem lat. On miał siedemnaście, gdy pierwszy raz się spotkali, a ona zaledwie dziesięć. Agnieszka z rodzicami przeprowadziła się do Głuchowa z sąsiedniej wioski, gdzie ojciec stracił pracę. Zofia Stanisławna mieszkała tu od lat sama z synem.

— Bardzo porządna rodzina — powiedziała wieczorem matka Agnieszki, wróciwszy od Zofii Stanisławny.
Choć sąsiadka była od niej starsza o piętnaście lat, między kobietami zawiązała się przyjaźń, a Agnieszka i Wojtek zaczęli się częściej widywać.

Rok później Wojtek wyjechał do Krakowa na studia, a Agnieszka została z rodzicami, nie zapominając o nim i odwiedzając regularnie Zofię Stanisławnę.

Tuż po ukończeniu studiów Wojtek się ożenił, co stało się ciosem dla Agnieszki. Nie chciała uwierzyć, iż znalazł prawdziwą miłość. Była przekonana, iż jeżeli ktoś się żeni, to tylko raz i na zawsze. Jej rodzice byli małżeństwem od dwudziestu lat, dziadkowie żyli razem aż do śmierci, a choćby Zofia Stanisławna opowiadała, iż z ojcem Wojtka byli w związku aż do jego tajemniczego zniknięcia w strefie działań wojennych.

— choćby nie przedstawił mi swojej żony — poskarżyła się pewnego dnia Zofia Stanisławna, przychodząc w odwiedziny do rodziców Agnieszki. — Jakaś miejska lala, udaje wielką damę.

— To pojedź sama do nich, do miasta — poradziła jej matka Agnieszki. — Poznaj synową, zobacz, jak żyje.

Zofia Stanisławna tylko machnęła ręką:

— Po co? Skoro Wojtuś mnie choćby na wesele nie zaprosił, to znaczy, iż tak ma być. Nie poznam jego żony. Nie pojadę.

Agnieszce było żal Zofii Stanisławy, ale najbardziej martwiła się, iż Wojtek nigdy nie wróci do Głuchowa. Jednak niecały rok po ślubie syn sąsiadki pojawił się w wiosce z kilkoma torbami.

— Wrócił syn naszej Zosi — powiedziała Agnieszce matka, wracając z pracy.
Dziewczyna poderwała się z miejsca, niemal przewracając matkę w drzwiach. W mgnieniu oka przebiegła pod dom Zofii Stanisławy, gdzie na ganku wpadła na Wojtka, który właśnie wyszedł zapalić.

— O, Agnieszka-królewna! — zaśmiał się, mrugając do niej.
Zauważyła, jak bardzo się zmienił: stał się mężczyzną. Zapuścił brodę, na skroniach pojawiły się siwe włosy, choć ledwo skończył dwadzieścia pięć lat.

— Cześć, Wojtek — szepnęła, powstrzymując chęć dotknięcia jego twarzy. — Wróciłeś?

Spojrzał na nią obojętnie i wzruszył ramionami:

— Nie wiem, zobaczymy. Rozwiodłem się, musiałem wrócić do matki. Mieszkałem u teściów, a tam ciągle: „nie tak robisz, nie tak mówisz”. Doprowadzili mnie do szału.

Agnieszka wpatrywała się w niego, myśląc, jak jego żona mogła uznać go za złego człowieka? Przecież był wspaniały! Taki przystojny, mądry, dobry! Pewnie to z tą miejską panną coś było nie tak, nie bez powodu Zofia Stanisławna nie chciała jej poznać.

— Może pójdziemy do kina? — zaproponowała, ale Wojtek pokręcił głową.

— Nie, nie chcę. Mam tyle roboty, matka mnie zaprzągła po uszy.

Agnieszka się zasmuciła, ale tego nie pokazała. Najważniejsze było to, iż Wojtek jest blisko — oddycha tym samym powietrzem, rozmawia z nią, pyta, jak się miewa. Może w końcu zrozumie, iż to ona jest tą jedyną?

Zofia Stanisławna nie cieszyła się z powrotu syna. Próbowała go zatrudnić w spółdzielni, jeździła do miasta, szukając dla niego pracy, ale on odrzucał wszystkie oferty.

— Mam dość jego wiecznego niezadowolenia — zwierzyła się pewnego dnia Agnieszce. — Teraz rozumiem, dlaczego się rozwiódł. Problem nie był w niej, tylko w moim synu.

— Nieprawda! — oburzyła się Agnieszka, broniąc Wojtka. — On jest dobry, po prostu go nie rozumiecie!

Zofia Stanisławna tylko się uśmiechnęła:

— Oczywiście, ja nie znam własnego dziecka! To taki sam egoista jak jego ojciec!

Powiedziała to i zamilkła, odwracając wzrok. Agnieszka chciała coś odpowiedzieć, ale powstrzymała się — wyraz twarzy sąsiadki był zbyt smutny.

Nie znalazłszy pracy, Wojtek wyjechał z Głuchowa po kilku miesiącach, choćby się nie pożegnawszy. I znów Agnieszka cierpiała, płakała i wspominała go jako najlepszego człowieka w jej życiu.

A potem wydarzyła się tragedia — w wypadku zginęli rodzice Agnieszki. Miała zaledwie osiemnaście lat, chciała iść na studia, ale nie zdążyła. Gdyby nie pomoc Zofii Stanisławy, pewnie nie poradziłaby sobie z rozpaczą i uczuciem absolutnej bezradności.

Wojtek przyjechał na pogrzeb nie sam. Obok niego stała szczupła blondynka, patrząca na niego z uwielbieniem. Agnieszka, tłumiąc ciężkie uczucia, zrozumiała, iż znów nie jest sam.

O kolejnym ślubie Wojtka dowiedziała się dwa tygodnie później. Zofia Stanisławna wspomniała o tym mimochodem, a dla Agnieszki była to wiadomość jak grom z jasnego nieba. przez cały czas kochała Wojtka, ale nadziei na wspólne życie już nie miała.

Po śmierci rodziców Agnieszka została w Głuchowie, pracując w spółdzielni jako drobiarka. Nie poszła na studia, powoli wychodząc z depresji i ucząc się żyć bez matki, ojca i Wojtka.

Aż tuż przed Nowym Rokiem Zofia Stanisławna oznajmiła, iż Wojtek przyjedzie na święta.

— Z żoną? — spytała Agnieszka, niemal pewna odpowiedzi.

— Nie, sam — uśmiechnę— W takim razie ja włożę tę sukienkę, którą kupiłam, i w końcu powiem mu wszystko, co czuję — odpowiedziała Agnieszka z błyskiem w oczach, nieświadoma, iż oto zaczyna się jej własna droga ku wolności.

Idź do oryginalnego materiału