Komu taka jak ty potrzebna?
Agnieszko, nie fotografuj mnie z profilu. Nie trzeba Wanda rzuciła gniewne spojrzenie na fotografkę z ich działu prasowego. Po co stamtąd robisz zdjęcia?
Wando Katarzyno, wszystkich fotografuję zmieszała się Agnieszka, która krążyła wokół okrągłego stołu z honorowymi gośćmi, klikając aparatem. Chcę, żeby wszyscy byli na zdjęciach.
Mnie fotografuj tylko prosto i stamtąd. Zrozumiałaś? Proszę. Tylko prosto, z tego punktu. Dziękuję wyrecytowała ostro Wanda. Koledzy, wróćmy się do omawiania kontraktu.
Goście patrzyli na Wandę Katarzynę ze zdziwieniem, ale nikt się nie odezwał. Była szefową i mogła sobie na wszystko pozwolić, choćby dyktować fotografce, jak ma pracować podczas podpisywania wielomilionowej umowy.
Agnieszka teraz celowała ostrożniej, pilnując, by Wanda zawsze patrzyła w obiektyw i pod żadnym pozorem nie trafiła do kadru bokiem. Koledzy dawno ją o tym ostrzegali, ale zapomniała i teraz dostała burę. Choć szczerze nie rozumiała, co jest złego w tych profilowych ujęciach. Przecież wszystko wyglądało dobrze.
Lecz dla Wandy Katarzyny nie mogło być dobrze czy wystarczająco. Wszystko musiało być idealne. Tak zawsze mówiła jej mama:
Wandziu, musisz być idealna. Idealna dla męża, dla dzieci, dla kolegów i dla tego świata. Ludzie muszą na ciebie patrzeć i mówić: ona jest doskonała.
Mamusiu, bardzo się staram.
Wiem, córeczko. Starasz się, ale za mało. Poszłaś do szkoły w źle wyprasowanej bluzce. Jak można? Czemu nie wyprasowałaś, jak kazałam?
Prasowałam, ale i tak zostały zagięcia. Myślałam, iż nie widać opuściła głowę Wandzia.
jeżeli coś jest dobrze wyprasowane nikt nie zauważy. jeżeli źle zauważą wszyscy. Zapamiętaj to.
Dobrze, mamusiu Wandzia pociągnęła nosem. Tak bardzo bała się rozczarować mamę.
I nie trzyj tego nosa, Wandziu. I tak masz go za duży. A jak się mazgajisz, to zajmuje pół twarzy. Skąd ci się taki wziął I jeszcze ta garbata krzywa. Kiedy macie zdjęcia do szkolnego albumu?
We wtorek.
No to, moja droga, poćwicz przed lustrem, jak usiąść i patrzeć w obiektyw, żeby nos nie wyglądał jak klocek.
Dobrze, zrobię to.
Patrz prosto i delikatnie przechyl głowę. Tak będzie lepiej. No, spróbuj teraz. Tak, właśnie tak.
Wandzia, ze łzami w oczach, kręciła głową przed lustrem, ale garbaty nos i tak wydawał jej się ogromny. Choć gdyby mama nie wspominała o nim tak często, może choćby by go nie zauważała.
Podczas takich rozmów mama często powtarzała: Nie będziesz idealna nikt cię nie zechce. Zostaniesz sama do końca życia.
Tego Wandzia bała się najbardziej. I pracowała nad sobą, by stać się tą wymarzoną, doskonałą kobietą. Ciało, skłonne do tycia, katowała dietami i bieganiem. Żadnych pączków, lodów ani pizzy. Tylko znienawidzona kasza gryczana, pierś z kurczaka, sałatka z zielonych warzyw i herbata. Dążyła do perfekcji w nauce, wkuwając wszystko od deski do deski. Bo porządny mężczyzna nie chce grubej i głupiej. Musiała być więc piękna, mądra, wykształcona i dobrze zarabiająca. Komu potrzebna utrzymanka?
Wanda skończyła ekonomię, potem kursy marketingowe i ciągle się dokształcała. Znała dwa języki, orientowała się nie tylko w zdrowym odżywianiu, ale i w sztuce, literaturze, malarstwie. Chciała być idealną profesjonalistką i idealną żoną.
Z Jackiem poznała się już po studiach. Był dobry, ona doskonała: wysoka, szczupła, zadbana, perfekcyjny manicure, włosy ułożone pasmo przy paśmie, wyprasowana koszula, spodnie z kantem, elegancka biżuteria. Gotowała wyśmienicie, bo wiedziała: droga do serca mężczyzny wiedzie przez żołądek.
Jacek pochodził ze zwykłej rodziny, bez szczególnych talentów ani perspektyw. Pracował jako prawnik, grzebał w nudnych dokumentach i nie sięgał gwiazd. Ale był przystojny: wysoki blondyn z niebieskimi oczami i smukłymi, muzycznymi palcami. Obok idealnej kobiety powinien stać idealny mężczyzna, prawda? Zauważył ją, a Wanda, która bała się samotności, od razu wzięła go w karby. Jacek nie protestował: żona pracowała, trzymała dom w czystości, gotowała i dbała o niego wzorowo. Zawsze był najedzony, nosił wyprasowane ubrania i wypastowane buty. Razem wyglądali jak kadr z serialu o szczęśliwej rodzinie.
Dwa lata po ślubie Wanda i Jacek doczekali się syna. Tu też Wanda przejęła kontrolę. Kupiła choćby książkę: Jak wychować idealne dziecko i działała według niej. Układała jadłospis, kupowała edukacyjne zabawki, dobierała modne ubrania i najdroższe akcesoria broń Boże, ktoś pomyśli, iż nie stać ich na dziecko!
Dla Wandy liczyła się opinia kolegów, przyjaciół, sąsiadów, choćby obcych ludzi. Jakby potrzebowała potwierdzenia, iż jest idealna taka, jaką kazała jej być mama. Kupiła dobry telefon i zaczęła prowadzić social media. Żadnych przypadkowych fotek ani porannych filmików bez makijażu. Nie, by opublikować jedno zdjęcie, robiła milion ujęć, a potem jeszcze retuszowała je w programie. Często organizowała profesjonalne sesje dla całej rodziny. W sieci pojawiały się szczęśliwe, rodzinne fotki: ona, ukochany mąż i bystry synek.
Jacek nie znosił tych sesji, bo żona stawała się wtedy nerwowa i nie do wytrzymania.
Tylko nie fotografujcie mnie z profilu powtarzała fotografowi. I z tego kąta nie róbcie. Nie trzeba.
Pozwól, iż jednak skomponuję kadr, jak uważam. jeżeli spojrzycie na siebie, będzie bardzo uroczycie.
Nie komponuj, jak chcesz. Rób, co mówię. Nie fotografuj mnie z profilu, mówiłam. Płacę ci. Słuchaj mnie gdy chodziło o jej zdjęcia, Wanda była ostra i bezkompromisowa.
Po sesjach zmęczony Jacek mówił jej:
Po co tak, Wandziu? Po co tak z fotografem? Jak szko