Rodzinne nieporozumienia
Anna postanowiła zrobić wielkie porządki, podczas gdy jej córka Zosia odwiedzała babcię i dziadka w małym miasteczku pod Bydgoszczą. Wytarła okna do połysku, wyczyściła dywany i zdjęła kurz z każdej półki. Nagle ciszę przerwał dzwonek telefonu. Dzwoniła Zosia, a jej głos drżał od płaczu:
— Mamo, zabierz mnie stąd, proszę!
— Kochanie, co się stało? — zaniepokoiła się Anna, czując, jak serce ściska się złym przeczuciem.
— Zawołaj babcię!
Po chwili w słuchawce odezwał się głos Haliny Zofii, matki Anny.
— Mamo, co tam się dzieje? — prawie krzyknęła Anna.
— Ojej, Aniu! To wszystko przez twoją szwagierkę! Nie wyobrażasz sobie, co ona wyprawia! — Halina Zofia, ciężko westchnąwszy, zaczęła opowiadać. Anna słuchała, a z każdym słowem jej twarz stawała się coraz bardziej zimna z oburzenia.
— Twoja córka to zwykła bezczelna! — oświadczyła Krystyna, żona brata Anny, z trującym uśmiechem. — Zero manier! Przyjechała w gości i grzebie w cudzej lodówce! Zjadła kawałek tortu i jogurty, które kupiłam moim dzieciom! Więc bądź tak miła i zwróć mi koszty. Wieczorem wpadnę po pieniądze.
Stosunki Anny z Krystyną nigdy nie były ciepłe. Siedem lat temu jej brat Tomasz ożenił się z Krystyną, a ten wybór wywołał burzę oburzenia w rodzinie. Krystyna była dziesięć lat starsza od Tomasza, a do tego z trójmięciem dzieci z poprzedniego małżeństwa.
— Synku, po co ci to? — lamentowała Halina Zofia. — Ona starsza, z trójką dzieci! Naprawdę nie możesz znaleźć rówieśniczki bez takiego bagażu?
— Nie ma cudzych dzieci, mamo — oburzał się Tomasz. — Jej chłopcy są super, już się zaprzyjaźniliśmy. A Krysia jest wspaniała, po prostu jej nie znasz. Na pewno ci się spodoba!
Anna też nie rozumiała wyboru brata, ale nie wtrącała się. Tomasz był dorosły, niech sam decyduje, z kim chce żyć.
Pierwsza iskra konfliktu pojawiła się, gdy Tomasz przyprowadził Krystynę na spotkanie z rodzicami. Halina Zofia i Jan Zbigniew postarali się dla syna: nakryli stół, kupili prezent dla przyszłej synowej. Ale pod koniec kolacji Krystyna zaskoczyła wszystkich pytaniem:
— A testament już sporządziliście?
Halina Zofia oniemiała:
— Po co? Z mężem czujemy się świetnie i planujemy żyć jeszcze ze dwadzieścia lat, nie mniej.
— Tylko trzeba o tym pomyśleć wcześniej — nie speszyła się Krystyna. — Żeby później dzieci i wnuki nie kłóciły się o spadek. Mieszkanie macie piękne, w centrum miasta, po remoncie. Pewnie sporo warte. Nie chciałabym, żeby nas pominęli, rozumiecie.
Tomasz udawał, iż nie słyszy, ale Halina Zofia natychmiast zadzwoniła do Anny:
— Aniu, wyobraź sobie! Przyszła do naszego domu i już rozdaje karty! Pyta, na kogo sporządziliśmy testament! Po co Tomaszowi taka żona?
— Nie wtrącaj się, mamo — poradziła Anna. — Niech sam się przekłada. Każdy uczy się na własnych błędach.
Ślub był skromny, co bardzo rozczarowało Krystynę. Po ceremonii nie wytrzymała, wyrzucając teściowej:
— Moglibyście się postarać dla jedynego syna! To nie wesele, a stypa jakaś! Bez prowadzącego, bez porządnej restauracji — wynajęli tanią salę, zaprosili trzydzieści osób i są zadowoleni? Ja choćby sukni kupić nie mogłam, musiałam wypożyczyć!
Halina Zofia wybuchnęła:
— A dlaczego my z ojcem mamy się tym przejmować? Wy z Tomaszem jesteście dorośli, na wesele musicie sami zarobić, a nie żebrać u rodziny. A tak w ogóle, dlaczego twoja matka nie pomogła?
— Moja matka jest na emeryturze — odcięła się Krystyna. — Skad u niej pieniądze? A wy z mężem oboje pracujecie, nie uwierzę, iż nie macie oszczędności!
Krystyna kłóciła się nie tylko z teściową. Z Anną też nie układało się najlepiej. Szczerze zazdrościła szwagierce, a każde spotkanie kończyło się złośliwościami:
— I jak twój mąż pozwala ci chodzić do pracy w takim stanie? — syczała Krystyna, lustrując Annę od stóp do głów. — Gdzie ty w ogóle pracujesz? W salonie kosmetycznym? I co, klientów-mężczyzn tak obsługujesz?
— A co jest nie tak z moim wyglądem? — odparowała Anna. — Nie noszę krótkich rzeczy, w przeciwieństwie do ciebie. A mąż mi ufa, dlatego spokojnie mnie puszcza.
— No know — drażniła się Krystyna. — Usta wypełnione, rzęsy przedłużone… Zamężna kobieta powinna wyglądać skromniej. Bierz przykład ze mnie — ja nigdy nie daję Tomaszowi powodu do zazdrości. Prawda, kochanie?
Krystyna słynęła z bezczelności, żyjąc według zasady: „Niech innym będzie gorzej, byle mnie było lepiej”. Mogła w środku nocy przyprowadzić swoje trzech synów do teściowej lub Anny i zostawić ich:
— Nam z Tomaszem potrzebny jest czas sam na sam — oznajmiała. — W domu z dziećmi nie ma prywatności. Rano odbiorę.
Najpierw i Anna, i Halina Zofia zgadzały się, nie chcąc kłócić się z Tomaszem. Ten boleśnie reagował na krytykę żony:
— Nie rozumiem, czym wam Krysia zawiniła? — denerwował się. — Dlaczego tak się do niej odnosicie? Naprawdę nie możecie raz pomóc i zaopiekować się dziećmi? Nam też należy się odpoczynek! Mamo, to teraz twoi wnukowie! A twoi, Aniu, siostrzeńcy. Proszę o normalne traktowanie mojej rodziny!
Halina Zofia i Jan Zbigniew unikali otwartych konfliktów, by nie stracić syna. Ale nie zrozumieli, dlaczego mieliby opiekować się cudzymi dziećmi — synów Krystyny nie uważali za wnuków. Ona zaś była przekonana, iż teściowie powinni pomagać jej dzieciom.
Przed Świętami Bożego Wtrodzenia zadzwoniła do rodziny z ultimatum:
— Czekamy na prezenty! I nie byle jakie, a porządne! Żeby w podobnej cenie. Upraszczam sprawę: najstarszemu potrzebny nowy telefon, średniemu — tablet, najmłodszemu — zestaw Lego. Tylko oryginalne, nie chińską podróbKrystyna odeszła, trzaskając drzwiami, ale dopiero wtedy Anna zrozumiała, iż czasem trzeba odciąć się od toksycznych ludzi, choćby jeżeli są rodziną.