Krok naprzód należy do mnie

polregion.pl 1 dzień temu

Dziś podjęłam decyzję. Pierwszą prawdziwie moją decyzję od lat.

„Krystyna Stanisławówna, czy pani zupełnie straciła rozum?!” – głos dyrektorki, Marii Józefowej, przeciął ciszę pokoju nauczycielskiego. „W pięćdziesięciu ośmiu latach chce pani odejść ze szkoły? Na miłość boską, gdzie pani pójdzie?”

Krystyna spokojnie układała pomoce naukowe w stos, nie podnosząc wzroku. Dłonie drżały, ale starała się tego nie okazać.

„Jakoś sobie poradzę, Mario Józefowo.”

„Czy pani w ogóle rozumie, co robi? Trzydzieści sześć lat w szkole! Szanowana nauczycielka, dzieci panią uwielbiają, rodzice tylko chwalą… A za dwa lata emerytura, porządna! Co pani będzie robić w domu?”

Krystyna w końcu podniosła głowę. W oczach miała łzy, które uparcie powstrzymywała.

„A co ja tutaj robię? Każdego dnia to samo. Lekcja, lekcja, lekcja… Sprawdzam zeszyty do północy, przygotowuję się do zajęć, choć programów nauczyłam się na pamięć czterdzieści lat temu. Dzieci…” – urwała, przeciągnęła dłonią po twarzy. „Dzieci się zmieniły, Mario Józefowo. Nie słuchają mnie.”

„Nonsens! Wczoraj jeszcze Grażyna Kowalska mówiła, iż tylko pani jej Jaś rozumie matematykę!”

„Rozumie…” – gorzko się uśmiechnęła Krystyna. „A na przerwach? W telefonie utkwił, jak wszyscy. Pytam – bąka coś pod nosem. Tłumaczę zadanie – patrzy przez okno. A w domu siedzi do trzeciej w nocy w tych swoich grach.”

Maria Józefowa ciężko westchnęła, podeszła do okna.

„Krysiu, no po co się pani zadręcza? Takie czasy, takie dzieci… Ale ktoś je musi uczyć! jeżeli nie my, to kto?”

„Nie wiem” – cicho odpowiedziała Krystyna. „Szczerze mówiąc, już nie wiem.”

Szła do domu przez znajome podwórka, automatycznie licząc schody. Osiemnaście, dziewiętnaście, dwadzieścia. Zawsze dwadzieścia na trzecie piętro. W jej życiu wszystko było przewidywalne, zaplanowane co do minuty.

„Mamo, wróciłaś wcześniej!” – zdziwiła się córka, Basia, wyglądając z kuchni. „Coś się stało?”

„Złożyłam wypowiedzenie” – krótko odparła Krystyna, idąc do swojego pokoju.

„Jakie wypowiedzenie? Mamo, co ty?” – Basia pobiegła za nią.

„Z pracy. Odchodzę.”

Basia stanęła jak wryta, potem złapała się framugi.

„Co? Źle się czujesz? Masz gorączkę?” – Pochyliła się, dotknęła czoła matki.

„Zostaw, Basiu. Nie jestem chora. Po prostu podjęłam decyzję.”

„Jaką decyzję?! Mamo, ty wiesz, co mówisz?” – Basia usiadła na skraju łóżka. „Masz stabilną pracę, fajny zespół, pensję… Choć niewielką, ale regularną. A teraz co? Będziesz siedzieć w domu? To prosta droga do depresji!”

Krystyna zdjęła buty, rozmasowała zmęczone stopy.

„A co mam teraz? Radość? Szczęście?” – Spojrzała na córkę zmęczonymi oczami. „Basiu, każdego ranka wstaję jak na ścięcie. Idę do szkoły jak więzień na roboty. Stoję przy tablicy, tłumaczę po raz setny to samo, a w głowie tylko jedna myśl: kiedy to się skończy?”

„Mamo, to się wszystkim zdarza! Wypalenie zawodowe. Trzeba wziąć urlop, odpocząć…”

„Odpocząć?” – Krystyna zaśmiała się gorzko. „Basiu, ja od czterdziestu lat nie odpoczywałam. Czterdzieści lat każdego dnia w szkole, każdego wieczoru z zeszytami. Każdy weekend – przygotowanie do lekcji. Każdy urlop – kursy doszkalające albo ogródek. Kiedy ja miałam odpocząć?”

Basia milczała, nerwowo szarpiąc rękaw bluzki.

„A co powie Tadeusz?” – w końcu zapytała.

„A co ma do tego Tadeusz?”

„No jak to? Przecież jest twoim… No…”

„Moim czym?” – Krystyna odwróciła się do córki. „Widujemy się raz w tygodniu, w niedzielę. Idziemy do kina albo do teatru. Potem odprowadza mnie do domu, całuje w policzek i idzie do siebie. Tak już od trzech lat.”

„Ale przecież myśleliście…”

„Myśleliśmy?” – Krystyna wstała, podeszła do lustra. „Basiu, popatrz na mnie. Co widzisz?”

Basia zawstydzona wzruszyła ramionami.

„Widzę mamę.”

„A ja widzę staruszkę. Siwe włosy, które co miesiąc farbuję w tym samym salonie. Zmarszczki, które przybywają z każdym rokiem. Dłonie, które znają tylko kredę i zeszyty. Oczy, które zapomniały świecić. I wiesz, co jest najstraszniejsze? Nie pamiętam, kiedy ostatnio się śmiałam. Naprawdę śmiałam, a nie tylko grzecznie się uśmiechałam.”

Basia podeszła, objęła matkę za ramiona.

„Mamo, co ty mówisz? Jesteś piękna, mądra…”

„Mądra?” – Krystyna się odsunęła. „Gdybym była mądra, nie przeżyłabym życia tak, jakby ktoś inny je za mnie zaplanował. Szkoła, studia, praca w tej samej szkole, w której się uczyłam. Za mąż za pierwszego, który się oświadczył. Urodziłam ciebie, rozwiodłam się, znowu praca, praca, praca… A gdzie ja jestem? Gdzie Krystyna? Nie nauczycielka, nie matka, nie była żona. Po prostu Krystyna. Zgubiłam ją gdzieś po drodze.”

W przedpokoju zatrzasnęły się drzwi, rozległy się kroki wnuka.

„Babciu Krysiu!” – rozległ się dźwięczny głos dziesięcioletiego Wojtka. „Co będziemy jeść na kolację?”

„Już, słoneczko” – odparła Krystyna, ocierając oczy. „Basiu, pogadamy później.”

Wojtek wpadł do pokoju jak huragan, rzucił plecak na podłogę i zawisł na szyi babci.

„Babciu, mogę iść do Tomka? Kupił nową grę, tam są super potwory!”

„Lekcje odrobione?”

„No prawie… Została matematyka, ale jest łatwa. Mogę?”

Krystyna popatrzyła na wnuka. Żywe oczy, niespokojne ręce, całe życie przed nim.

„Wojtku, a powiedz mi, czego teraz najbardziej chcesz? W tej chwili, bardziej niż czegokolwiek?”

Chłopiec zamyślił się, podrapał po głowie.

„Chcę, żeby wakacje się nie kończyły. I żeby mama nie krzyczała o oceny. I żeby tata przyjechał na moje urodzinyWojtek spojrzał na babcię z powagą i powiedział: „A wiesz, babciu, to myślę, iż najważniejsze, żebyś ty w końcu zrobiła to, co ty chcesz”, a wtedy Krystyna zrozumiała, iż właśnie tego pragnęła usłyszeć całe swoje życie.

Idź do oryginalnego materiału