Krok do spełnienia

newsempire24.com 1 dzień temu

Jeden krok do szczęścia

Od zawsze była śliczna – niska, jasnowłosa, o zgrabnej sylwetce i urodzie, która przyciągała spojrzenia. Po studiach została w Warszawie, ale w życiu osobistym jakoś nie układało się jej najlepiej. Nie brakowało adoratorów, ale żaden nie zaproponował małżeństwa. A tu już prawie trzydziestka na karku.

Najpierw żartowała, iż czas jeszcze jest, zdąży. Ale z czasem zaczęło ją to martwić. Czas, jak wiadomo, potrafi być zdradliwy.

– Może ktoś cię urzekł? Pomyśl, może komuś przeszłaś drogę? – pytała przyjaciółka matki w zeszłym roku przy sylwestrowym stole.

– Nikomu drogi nie przeszłam, niczyjego nie zabrałam, rodziny nie rozbiłam – odpowiedziała stanowczo Kinga.

– Więc ktoś ci po prostu bardzo zazdrościł – orzekła ciocia Irena, koleżanka mamy.

Kinga nie sprzeciwiała się tej teorii. Zdarzało się, iż ludzie jej zazdrościli – choćby dziewczyny w szkole. Chłopaków miała zawsze pod dostatkiem. Uczyła się świetnie, ale miłość odkładała na później.

Mama wychowywała ją sama. Nie żyły w biedzie, ale też nie pozwalały sobie na ekstrawagancje. Mama świetnie robiła na drutach. Kinga miała niezliczoną ilość eleganckich, ażurowych, ciepłych i modnych sweterków. Mama sprzedawała też swoje wyroby.

– Co ty pleciesz, Irenka? Przecież adoratorów ma od groma. Może wybierać. Nie trzeba się spieszyć – broniła córki mama.

– Właśnie, adoratorzy. A powinien być mąż, a w najgorszym razie porządny kochanek – nie ustępowała ciocia Irena.

– A jaka różnica? – spytała zirytowana mama.

Nie chciała choćby myśleć, iż jej mądra córka miałaby być czyjąś kochanką.

– Żadna, poza pieczątką w dowodzie, a to ważne dla przyszłego dziecka. Czasem kochanek lepszy od męża… – I ciocia Irena zaczynała po raz setny opowiadać, jak znalazła kochanka, który kupił jej mieszkanie, zapewnił synowi edukację… A swojego nieudacznika męża, który tylko pił, wyrzuciła.

Wtedy Kinga postanowiła, iż więcej nie przyjeżdża do mamy na sylwestra. Zmęczyły ją te rozmowy. Lepiej zostać sama. A tymczasem Nowy Rok zbliżał się wielkimi krokami.

Szła, patrząc pod nogi, by się nie poślizgnąć. Zeszła nieco na bok, ustępując drogi kobiecie z wózkiem.

– Kinga! – krzyknęła nagle ta kobieta i zatrzymała się. – Nie poznałaś? To ja, Ania Kowalska, teraz Nowak! – oznajmiła radośnie.

– Ania… – Kinga wymusiła uśmiech. – Zmieniłaś się. Mieszkasz w Warszawie? Od dawna?

– Już trzy lata. No nie wierzę, żeśmy się tak przypadkiem spotkały! Słyszałam, iż ty… – Ania wyraźnie zamierzała rozpocząć długie wypytywanie.

– Twój? – przerwała Kinga, chcąc uniknąć pytań. Mamy uwielbiają chwalić swoje dzieci. – Mogę zobaczyć?

– Oczywiście! To moja córeczka – w głosie Ani zabrzmiała duma, a spojrzenie stało się cieplejsze.

Kinga pochyliła się nad wózkiem i zajrzała pod daszek. Wśród białych koronek, w różowej dzianinowej czapeczce nasuniętej na oczy, spało małe cudo. Długie rzęsy spoczywały na pulchnych policzkach, usteczka złożone w bajeczek. Z wózka powiało słodkim zapachem mleka, sennym ciepłem i wełną.

– Śliczna. Podobna do taty? – spytała.

– Tak, jak się urodziła… – zaczęła z entuzjazmem Ania.

– Przepraszam, muszę lecieć. Może jeszcze się zobaczymy – powiedziała Kinga i gwałtownie odeszła.

Nastrój jej się zepsuł. „I akurat w tak wielkim mieście musiałam na nią trafić. W szkole była szarą myszką, niepozorną i niewidoczną. A proszę bardzo, wyszła za mąż, w Warszawie mieszka, dziecko urodziła. A szczęście aż się z niej wylewa. A gdzie się podziało moje? Lata lecą, a ja sama…” – myślała Kinga.

Zamyślona, nie zauważyła, kiedy dotarła do domu. Choinkę ubierała jeszcze tydzień temu. Pierwsze dni cieszyła ją, teraz tylko drażniła. Przypominała, iż święta tuż-tuż, a ona nie ma z kim ich spędzić.

Ledwo zdążyła się przebrać i postawić czajnik na kuchence, gdy głośno odezwał się dzwonek telefonu. Dzwonił Krzysztof.

– Już w domu, kochanie? Za chwilę będę – powiedział.

Kinga miała ochotę odpowiedzieć, iż jest u koleżanki, żeby nie przyjeżdżał. Pierwsze namiętne uczucie dawno minęło, została tylko rutyna. Rozwiódł się dawno, a Kinga nie była tego przyczyną, ale mieszkał z żoną w jednym mieszkaniu – „dla dobra córki”, jak tłumaczył.

Westchnęła, odpowiedziała, iż jest w domu, i poszła przygotować kolację. Krzysztof pojawił się pół godziny później z elegancką torebką prezentową.

– Masz, słoneczko. Bo może nie zdążę przed Nowym Rokiem. Przygotowujemy się do firmowej imprezy, trzeba złożyć roczne raporty, obiecałem córce, iż pójdziemy na świąteczne przedstawienie… – tłumaczył się, rozbierając się w przedpokoju.

Troski Krzysztofa zupełnie jej nie obchodziły. Ale prezent poprawił jej humor. W środku znalazła zestaw czerwonej bielizny i długie aksamitne pudełko. W środku była złota łańcuszek z wisiorkiem w kształcie serca.

– Dziękuję! – Kinga pocałowała Krzysztofa w policzek. – Piękny.

Nastrój trochę się poprawił.

– Nie będę jadł. Przepraszam, nie uprzedziłem – Krzysztof pociągnął ją do sypialni…

Było dobrze, ale krótko. Krzysztof czule ją całował, potem wstał i zaczął się ubierać.

– Ile ma lat twoja córka? – nagle spytała Kinga.

Siedziała na łóżku, owinięta prześcieradłem.

Krzysztof zastygł ze spodniami w rękach, zerkając w sufit, jakby tam szukał daty urodzenia córki. Jedną nogę już wsunął w nogawkę. Druga noga zaskoczyła Kingę – czarna skarpeta kontrastowała z bladą, niemal siną skórą, pokrytą rzadkimi włoskami. Wyglądało to odpychająco, jak skóra oskubanego kurczaka. Odwróciła wzrok, żałując pytania. Powinien się najpierZrozumiała wtedy, iż prawdziwe szczęście nie przychodzi z siłą, ale cierpliwie czeka na adekwatny moment, by rozkwitnąć jak wiosenny kwiat.

Idź do oryginalnego materiału