Kreatywna dusza z pasją do efektów

polregion.pl 1 tydzień temu

— Nie żałujesz? — zapytał Krzysztof, przyciągając do siebie Weronikę.

— Nie. A ty? — Weronika uniosła głowę i spojrzała mężowi w oczy.

— Jestem szczęśliwy. Wiesz, kiedy przyszłaś do nas z Olą do domu, od razu wiedziałem, iż to przeznaczenie. Wszystko, co było przed tobą, zdarzyło się po to, byśmy się spotkali. Po tym, jak odeszła…

Weronika przycisnęła palec do jego ust.

— Nie wspominaj złych rzeczy. Teraz wszystko będzie dobrze…

Rok wcześniej

Weronika nakryła stół świątecznym obrusem, przyniosła ze kuchni talerze, sztućce i dwa kieliszki.

— Jesteś pewna, iż dobrze zrobiliśmy, zostając w domu? U Szymona byłoby weselej. Zdążymy jeszcze do niego — powiedział Bartek, gdy Weronika wróciła do kuchni.

— Pewna. Zanieś to na stół. — Podała mu talerz z wędliną i serem oraz miskę sałatki. — Z przyjaciółmi spotkamy się jutro. Jesteśmy razem od trwa lat i ani razu nie obchodziliśmy Sylwestra sami. Jak Nowy Rok przywitasz, tak go spędzisz.

— Czyli chcesz zaprogramować nas na cały rok samotności we dwoje? — Bartek zatrzymał się w drzwiach.

— Byłoby cudownie. Szkoda, iż to niemożliwe — westchnęła Weronika.

— No dobrze, spróbujemy — zgodził się i wyszedł z kuchni.

Weronika wyjęła z lodówki butelkę szampana i kolejną sałatkę, po czym zrobiła rundkę do pokoju.

— No i jak? Uważasz, iż ładnie? — Bartek wskazał na ustawione talerze. — Możemy już żegnać stary rok? Bo ja zaraz się zślinię z głodu.

— Jeszcze nie. Daj mi pięć minut. Muszę zaś włożyć nową sukienkę i się ogarnąć. — Ruszyła w stronę sypialni.

— Po co ci nowa sukienka, skoro jesteśmy sami? — burknął Bartek, sięgając po plaster kiełbasy.

— Bo to święto! — odpowiedziała już zza drzwi.

„Ach, ta jej artystyczna dusza i zamiłowanie do efektów” — pomyślał z irytacją, sięgając po kolejny kawałek.

Wkrótce do pokoju weszła uśmiechnięta Weronika w błękitnej sukience, z rozpuszczony mi lokami.

Bartek skinął aprobująco, przyglądając się jej. Zrobiła piruet na obcasach, a fałdy materiału otuliły jej zgrabne nogi.

— Teraz możemy zasiadać do stołu i żegnać stary rok — powiedziała, spoglądając na zegn ar.

— Ech, ile tu jedzenia. Tyle nie zjemy. Może zadzwonimy do Marcina? Siedzi z mamą — zaproponował Bartek, siadając naprzeciwko.

— Jutro zadzwonimy. Otwieraj szampana — Weronika promieniała.

„Dziwnie się dziś zachowuje” — pomyślał i zabrał się z skręcanie kapsla.

— Jakaś dziś… — zawahał się — podniecona.

— Trochę. Poczekaj, zaraz się dowiesz. — Nowina rozpierała ją, ale postanowiła ją wyznać dopiero z wybiciem północy, by było uroczyście.

Wypili, spróbowali sałatek. Bartek, najedzony, odchylił się na krześle. W telewizji leciał lekki film.

— Czemu nie pijesz? — spytała, zauważając, iż ledwie umoczyła usta.

— Bo zaraz bym usnęła, a chcę zobaczyć sylwestrowy koncert — odrzekła.

— Wyjdę na balkon zapalić. — Wyszedł.

Śnieg powoli padal dużymi płatkami, w oknach migotały lampki. Ktoś w sąsiedztwie już odpalił petardy.

— Bartek, chodź, zaraz prezydent — zawołała Weronika.

Zaciągnął się ostatni raz i zgadził papierosa. Gdy wszedł, prezydent już przemawiał. Bartek ledwie słuchał, myśląc o swoim życzeniu.

— Znowu nie pijesz? — zdziwił się, widząc pełny kieliszek. — Jak chcesz coś sobie życzyć?

— Bartek, muszę ci coś powiedzieć. Nalej sobie jeszcze. — Czekała, aż to zrobi.

— Chciałam ci powiedzieć… Ten Nowy Rok witamy nie we dwoje, a we troje. Jesteśmy już większą paczką.

Patrzył na nią zdezorientowany.

— Nie domyślasz się? Jestem w ciąży. Mamy dziecko. Już je mamy, tyle iż malutko — powiedziała szybko.

Bartek wypił i postawił pusty kieliszek.

— Nie cieszysz się? — spytała z rosnącym niepokojem.

— Cieszę, ale… myśleliśmy, iż poczekamy.

— Jesteśmy razem trzy lata. Mam już dwadzieścia osiem lat. Cgę dziecka — powiedziała, walcząc ze łzami. — Po co czekać? Już jest.

— Ale… brałaś tabletki…

— Przestałam w zeszłym miesiącu. Zwykle nie zachodzi się od razu, ale u mnie wyszło. Nie cieszysz się? — spytała bez entuzjazmu.

— Dlatego nie poszłaś do Szymona i Magdy? — wpał na trop.

— Tak. Myślałam, iż potem się oświadczysz — powiedziała cicho. — No cóż, to chyba koniec. — Łzy spływały jej po twarzy. — Możesz iść do nich. — Wybiegła z kuchni.

— Wer, nie powiedziałem, iż się nie cieszę, po prostu zaskoczyłaś mnie — gonił ją.

Zatrzasnęła za sobą drzwi balkonowe.

— Dlaczego nie powiedziałaś, iż przestałaś brać tabletki?

— Bo znowu byś mnie przekonał. Żyjemy razem, tobie tak wygodnie. Ale to nie jest rodzina. — Płakała już w głos. — Idź się! bawić! — Wypadła do łazienki.

Za oknem huczały fajerwerki.

— Przepraszam, nie sprostanłeś oczekiwaniom. Nie jestem gotowy… — Przywarł do drzwi.

Wrócił do pokoju, spojrzał na stół, wypił jej kieliszek. „Święto, a w duszy syf. Po co to zrobiła? Było nam dobrze we dwoje. Popsuła wszystko”. Wściekłość wzbierała w nim. „No to pójdę. Będę całą noc siedzieć i patrzeć na jej łzy?”. Ubrał się i wyszedł.

Weronika usłyszała trzask drzwi. Płakała, myjąc naczynia. Przebrała się i położyła na kanapie.

Nie wrócił ani tej nocy, ani następnego dnia. Przyszła przyjaciółka Agata i wyciągnęła z niej prawdę.

— Mężczyźni boją się odpowiedzialności. Wróci. Nie możesz się denerwować.

— Nie trzeba z nim gadać. Idź już. — Pocieszyła się sama.

Wrócił po trzech dniach. Próbował się tłumaczyć, ale rozmowa nie kleiłaOtworzyła oczy, przytuliła się mocniej do Krzysztofa, a w sercu czuła tylko wdzięczność za to, iż los dał jej jeszcze jedną szansę na szczęście.

Idź do oryginalnego materiału