Żurawie-okręty płyną po niebie…
Jagna obudziła się i przeciągnęła z rozkoszą. Potem zastanawiała się, jaki dziś dzień. Odwróciła głowę, żeby spojrzeć na zegarek. Wzrok natknął się na obłok białej sukni wiszącej na drzwiach szafy – za długa, więc powiesiła ją na zewnątrz, by się nie pogniotła. Wspomnienia nagle runęły jak lawina, przygniatając ją tak, iż ledwo mogła oddychać.
Kiedy przymierzała tę sukienkę w sklepie, przez chwilę wydawało się, iż robi wszystko dobrze. Jacka nie ma. A Filip jest tuż obok – żywy, troskliwy, sukcesywny i przystojny. Nic już nie da się zmienić. Za kilka godzin włoży tę sukienkę i pojedzie w weselnym korowodzie do USC.
Jagnę przeszedł dreszcz na tę myśl. Odwróciła się od sukni – symbolu jej zdrady.
Wczoraj powiedziała to mamie wprost. Blada, wyniszczona chemią i operacjami, matka patrzyła na córkę zapadniętymi oczami.
– Rozumiem, córeczko. Ale Jacka już nie ma.
– Zaginął, ale nie zginął – odcięła się Jagna. – Może jest w niewoli, przecież wymieniają jeńców.
– Jagnusiu, a jaki on wróci z tej niewoli? Oglądasz wiadomości? choćby jeżeli fizycznie będzie cały, to z psychiką będzie problem. Po co ci to? Masz dopiero dwadzieścia cztery lata. Życie dopiero się zaczyna. I znaliście się tak krótko…
– Mamo, obiecałam na niego czekać. jeżeli wyjdę za Filipa, zdradzę go. A jeżeli wróci? Jak mu w oczy spojrzę? – Jagna już krzyczała, dławiąc się łzami.
– Cicho, nie krzycz. On też obiecał wrócić. Wojna. Łatwo obiecywać, trudniej dotrzymać. Gdyby żył, dałby znać, prawda? – Mama objęła córkę.
Jagna położyła głowę na ramieniu matki i usłyszała, jak ciężko oddycha. W płucach szeleściło jak papier.
*„Mama ma rację. Filip tyle dla nas zrobił. Załatwił mamie najlepszą klinikę w Warszawie, dał pieniądze na leczenie. Dosłownie wyrwał ją z objęć śmierci. przez cały czas ma chemię, ale jest nadzieja. A jeżeli znowu jej się pogorszy? Pieniędzy nie ma, cała nadzieja w Filipie. Nie mogę odmówić… To przecież mama, marzy o wnukach… A ja jestem egoistką, myślę tylko o sobie…”*
Jagna otarła łzy.
– Wszystko będzie dobrze, mamo. Nie martw się.
Mama wzdychała, zerkała ukradkiem na córkę i raz po raz żegnała ją w myślach, sądząc, iż ta nie widzi.
– Nie bądź głupia. Takiego Filipa trzeba trzymać wszystkimi kończynami – strofowała Jagnę przyjaciółka Maja, nie kryjąc zazdrości.
– To się go trzymaj. Jesteś ładniejsza ode mnie. – Maja pokiwała głową i pokręciła palcem przy skroni.
– Jestem mu winna, rozumiesz? – emocjonowała się Jagna. – I zawsze będę winna. To jak dobrowolne więzienie. On może robić, co chce, a ja choćby pisnąć nie śmiem. Bo jestem mu *wi-nna* – mówiła sylabizując. – To nie życie, tylko cela.
– Głupia jesteś. Pożyjesz trochę, nie przywykniesz, rozwiedziesz się. Wielka rzecz – radziła lekko Maja.
Te słowa wszystko przesądziły. Ale im bliżej było ślubu, tym ciężej Jagnie na sercu. *„Tak, na pewno mnie puści. Tyle hajsu w nas wlał”*, myślała z goryczą. *„I nie ucieknę. Dokąd? Mamy nie zostawię. To ją zabije. Dopiero zaczyna przybierać na wadze, je normalnie. Pułapka. Gdyby tylko napisał jedno słowo – „żyję” – odwołałabym ślub…”*
Filip mówił, iż kocha, nie nalegał na bliskość, choć kilka razy Jagna ledwo uniknęła jego niecierpliwości. Wytworna restauracja wynajęta, ważni goście zaproszeni. Będzie choćby wiceprezydent miasta. Nie chciała wystawiać Filipa na pośmiewisko. Nie widziała w nim nic złego, pomógł mamie…
Do pokoju zajrzała mama.
– Jeszcze nie wstałaś? Za dziesięć minut przyjdą robić fryzurę i makijaż. Wstawaj i pod prysznic. Śniadanie na stole.
Jagna zerwała się z łóżka i pobiegła do łazienki. Pytanie *„co robić?”* pozostało bez odpowiedzi, zawisło w powietrzu jak lekki powiew.
Umyła się szybko, z mokrymi włosami usiadła do stołu. Żeby nie urazić mamy, wypiła kawę i ugryzła kanapkę. Kęs utknął w gardle.
– Wystarczy, mamo. Niedobrze mi. – Odepchnęła filiżankę.
– Ja przed ślubem z twoim tatą też nie jadłam, nerwy. A potem wypiłam szampana i myślałam, iż się przy wszystkich skompromituję. – Mama parsknęła śmiechem i skrzywiła się.
– Co? – Jagna poderwała się.
– Szwy ciągną.
W tym momencie zadzwonili do drzwi.
– Otworzę – mama poszła do przedpokoju, a serce Jagi zabiło jak ptak w klatce.
Zaczęło się chaos z włosami i makijażem. Jagnę nie obchodziło, jak wygląda. Gdy w końcu spojrzała w lustro, aż sapnęła. Patrzyła na nią hollywoodzka gwiazda – tylko bardziej swojsko.
Od razu uprzedziła, iż nie życzy sobie żadnych wież ani nadmuchanych fryzur – ma wyglądać naturalnie. I nie przeliczyła się. Mama przycisnęła dłonie do piersi, w oczach zabłysły łzy.
Fryzjerka poszła, a Maja pomagała wciągnąć suknię.
– Za wcześnie – broniła się Jagna.
– Wcale nie. Może trzeba coś podszyć. Mama mówiła, iż nic nie jesz.
– I ty też? – Jagna westchnęła rezygnacyjnie.
Znowu zadzwoniono.
– Mama otworzy? – spytała Maja, sznurowując suknię z tyłu.
Jagna wzruszyła ramionami.
– Nie ruszaj się! – Maja przycisnęła.
Dzwonek powtórzył się, Maja rzuciła się do drzwi, zostawiając Jagnę z odsłoniętymi plecami. Jagna nasłuchiwała. Słyszała za drzwiami szamotaninę i głos Mai:
– Nie wolno, zła wróżba.
– Specjalnie przyjechałem wcześniej, na wszelki wypadek. Żenię się, muszę być pewien, iż panna młoda wygląda na sto procent – upierał się Filip.
– Na dwieście, wierz mi. Nie wpuszczę – odpowiedziała Maja tuż za drzwiami. Pewnie zasłoniłaW końcu Jagna i Jacek odnaleźli się po latach, a Filip i Maja zostali szczęśliwym małżeństwem, choć nikt nie pamiętał już, która para tak naprawdę miała być pierwotnie na tym ślubie.